Sprawa wyboru prezydenta PRL w 1989 r. była śledzona nie tylko w kraju, lecz także za granicą. Naturalnym kandydatem na to stanowisko był Wojciech Jaruzelski, ale w związku z oporem Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, złożonego z działaczy opozycji, zaczął – jak to miał w zwyczaju – hamletyzować. Wycofał nawet swoją kandydaturę, chwilowo niepewny wygranej. Na krótko pretendentem do fotela prezydenckiego stał się minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak, popierany zresztą m.in. przez Lecha Wałęsę. Ostatecznie jednak został wybrany – 19 lipca 1989 r. – Jaruzelski.
Stało się to nieznaczną przewagą głosów (uzyskał o jeden więcej niż potrzebował), dzięki opuszczeniu sali przez kilku parlamentarzystów z OKP. Jego otoczenie – m.in. Jerzy Urban, wówczas prezes Komitetu ds. Radia i Telewizji – uznało to za wręcz uwłaczające.
Wybór Jaruzelskiego i amerykańskie działania zakulisowe
Według krążących legend, miało to być działanie celowe, inspirowane przez Amerykanów zainteresowanych powierzeniem prezydentury Wojciechowi Jaruzelskiemu, aby zachować stabilności Europy Wschodniej.
Tak też stwierdzała 6 lipca korespondentka „Baltimore Sun” Kay Withers: „Stanowisko prezydenta zostało dla niego przygotowane nie tylko ze względów osobistych, ale także i dla zapewnienia sprzymierzeńców PRL z Układu Warszawskiego o ustabilizowaniu się sytuacji w Polsce”.
Dodawała: „W kołach rządowych uważa się, że prezydentura dla Jaruzelskiego była częścią porozumień »okrągłego stołu«, zawartych z »Solidarnością«, ale naciski oddolne związkowców, połączone z hałaśliwymi demonstracjami opozycji prawicowej, skłoniły kierownictwo »Solidarności« do zmiany frontu. W parze z tym doszło do rozbieżności [w] koalicji rządowej, co może doprowadzić do utraty przez nią większości głosów w Sejmie i Senacie, a więc [w] Zgromadzeniu Narodowym, które ma wybrać prezydenta”. Ponadto pisała: „Sytuacja ta sprawiła, że na posiedzeniu Komitetu Centralnego P[olskiej] Z[jednoczonej] P[artii] R[obotniczej] Jaruzelski wycofał swoją kandydaturę i zaproponował jako alternatywę Kiszczaka. Ale PZPR nie przestaje nalegać na Jaruzelskiego, by kandydowała na prezydenta”.
Ten – jak wiemy – w końcu „uległ”. Według części dyplomatów amerykańskich, miał go do tego osobiście przekonać prezydent USA George Bush podczas wizyty w Polsce 9–11 lipca 1989 r. Sam Bush wspominał po latach: „Powstała sytuacja paradoksalna: prezydent USA usiłuje przekonać wyższego przywódcę komunistycznego, aby ubiegał się o urząd prezydenta swojego kraju. Ale sądziłem, że doświadczenie Jaruzelskiego stwarzało najlepsze warunki dla łagodnej transformacji systemu w Polsce”.
Były to działania zakulisowe, co nie znaczy, że ich nie dostrzegano. Marszałek Sejmu Mikołaj Kozakiewicz ze Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (sojusznika PZPR) w rozmowie z Associated Press stwierdził, że wizyta George’a Busha zwiększyła szansę na wybór Wojciecha Jaruzelskiego, gdyż przywódca amerykański w jej trakcie „umiejętnie podkreślił” jego znaczenie. Z kolei zachodnioniemiecki „Braunschweiger Zeitung” komentował: „Prezydent USA Bush, bawiąc w Polsce, tak wyraźnie forował go [Wojciecha Jaruzelskiego] jako partnera w rozmowach oraz protegował publicznie, a w kuluarach zapewne jeszcze bardziej niż już w toku tej wizyty, przypięto mu łatkę kreatora”.
I dodawał: „Opowiadając się za człowiekiem, który wprawdzie w roku 1981 wprowadził stan wojenny, zapobiegając zarazem rosyjskiej interwencji, Bush pokazał w praktyce, na czym polega jego pragmatyczna Ostpolitik”.
Komentarze prasy zachodniej
„Spektakl” związany z wyborem prezydenta PRL oglądali nie tylko Amerykanie i Niemcy. W brytyjskim „The Independent” stwierdzano, że jeśli KC PZPR zaakceptuje rezygnację Jaruzelskiego, będzie to „dużą porażką dla obecnych władz”, z kolei na łamach „The Guardian” pisano, że wysunięty przez niego Kiszczak „uważany jest za czołowego reformatora partii” i – „zdaniem obserwatorów” – jest on „prawdopodobnie do przyjęcia” dla „większości opozycji” skupionej wokół Wałęsy.
Veronique Soulet na łamach francuskiego „Libération” donosiła, że „generał wycofał się, ponieważ nie miał szans na wybranie” i dodawała do tego komentarz: „Porażka byłaby nie do zniesienia dla tego człowieka, który od 8 lat czuje się niezrozumiany przez rodaków i czeka cierpliwie, aż zostanie mu oddana sprawiedliwość”. Jego kolejną już zmianę decyzji i zgodę na kandydowanie krótko podsumowywał koloński dziennik „Express”: „A jednak w końcu chce”.
Zainteresowanie mediów zachodnich opiniami polskich polityków
Media zachodnie rozmawiały również z polskimi politykami (zwłaszcza tymi z opozycji) na temat „kryzysu prezydenckiego”. BBC przeprowadziło wywiad ze związanym z opozycją Wojciechem Lamentowiczem, Radio Wolna Europa zaś – z posłem OKP Stefanem Niesiołowskim oraz Aleksandrem Hallem, któremu zadano pytanie: „Czy opozycja powinna wysunąć swojego kandydata na prezydenta?”.
Oczywiście, komentatorzy zachodni interesowali się opiniami przedstawicieli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, np. BBC przeprowadziło wywiad z Marianem Orzechowskim. Nie przeoczyły one głośnego artykułu Adama Michnika na łamach „Gazety Wyborczej”, zatytułowanego Wasz prezydent, nasz premier. Na antenie BBC komentował ten tekst Eugeniusz Smolar, dyrektor Sekcji Polskiej tego radia, a poseł OKP Bronisław Geremek zrobił to samo dla „Financial Times”.
Media zachodnie informowały o oświadczeniu Wałęsy z 14 lipca 1989 r. w sprawie wyboru prezydenta. Stwierdzał on w nim, że „wyboru prezydenta należy dokonać niezwłocznie” ze względu na przeciągający się „kryzys konstytucyjny”, który to „powoduje dodatkowe zagrożenia”. Dodawał, że ze względu na „wewnętrzną i międzynarodową sytuację polityczną Polski” prezydentem może zostać jedynie kandydat strony koalicyjno-rządowej. I deklarował: niezależnie od tego, kto nim zostanie (wymienił Jaruzelskiego i Kiszczaka), „będziemy starali się współpracować w celu rozwiązania polskich problemów”. Dla dziennikarzy zachodnich oświadczenie to komentowali m.in. Janusz Onyszkiewicz i Andrzej Wielowieyski.
Omawiano również wystąpienie Wojciecha Jaruzelskiego na spotkaniu z parlamentarzystami Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, poprzedzającym głosowanie Zgromadzenia Narodowego nad jego kandydaturą, m.in. komentował je dla BBC senator OKP Ryszard Reiff.
Komentarze po wyborze Jaruzelskiego na prezydenta
Po wyborze Jaruzelskiego na prezydenta dziennikarze zachodni rozmawiali na ten temat z przedstawicielami Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, m.in. RWE z Andrzejem Celińskim i Andrzejem Stelmachowskim, a Głos Ameryki z Onyszkiewiczem oraz Witoldem Trzeciakowskim, a także z rzecznikiem prasowym Lecha Wałęsy Piotrem Nowiną-Konopką. O komentarze pytali też przedstawicieli drugiej strony, np. rzecznika Klubu Poselskiego PZPR Marka Króla. Oczywiście nie zabrakło opinii samych dziennikarzy. Na przykład Pierre Vodnick z Radio France Internationale stwierdzał: „Szósty prezydent Rzeczypospolitej został dziś wybrany w tak nieprzewidywalnych okolicznościach, że Zgromadzenie Narodowe, żeby nie powiedzieć – ślepy los nie mógł mu zgotować większej niespodzianki”.
Następnie relacjonował: „Najpierw 6,5-godzinna debata, tak nadzwyczajna, o jakiej jeszcze przed miesiącem nikt w Polsce nie mógł nawet marzyć: kłótnie o procedurę wyborów, ale także o coś znacznie ważniejszego, o to, czy Sejm będzie nadal tylko zwykłą maszynką do głosowania, czy też – jak to było dziś wieczór – prawdziwą instytucją polityczną, odważną, ale i przewidującą, mądrą, ale i reagujący w sposób niezwykle emocjonalny”.
Podkreślał również, że wybór ten był możliwy dzięki siedmiu przedstawicielom OKP, którzy nie oddali ważnego głosu – „Tych 7 posłów wybrało generała Jaruzelskiego”. „New York Times” zauważał, że nie zostałby on wybrany, gdyby czterech członków Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego nie opuściło posiedzenia Zgromadzenia Narodowego (w rzeczywistości było to kolejnych siedmiu, którzy byli nieobecni lub odmówili udziału w głosowaniu) oraz gdyby jeden przedstawiciel tego klubu (Stanisław Bernatowicz) nie opowiedział się za jego kandydaturą. Ten fakt odnotowywał również francuski komunistyczny dziennik „L’Humanité”. Jednak koncentrował się on raczej na „rysach w obozie koalicji”, czyli tych posłach i senatorach z PZPR i partii sojuszniczych, którzy nie opowiedzieli się za Jaruzelskim. Było ich wielu (11 głosowało przeciw, a 16 wstrzymało się od głosu).
W wielu korespondencjach podkreślano, że o prezydenturze zadecydowała niewielka, wręcz minimalna większość głosów. Ciekawy był komentarz telewizji radzieckiej, która uznała, że powierzenie urzędu prezydenta Wojciechowi Jaruzelskiemu jest „jego osobistym sukcesem, a nie zwycięstwem PZPR”. Miało ono rzekomo wynikać nie z „resztek prestiżu partii”, lecz raczej z „osobistego prestiżu generała”, który stał się czynnikiem decydującym.
Politycy zachodni przyjęli wybór Jaruzelskiego z ulgą – pierwszy pogratulował mu zresztą Waszyngton niespełna godzinę po tym, jak został prezydentem. Rzecznik Białego Domu Marlin Fitzwater stwierdził, że wybór ten jest „sprawą, o której muszą decydować sami Polacy” i dodawał zadziwiająco szczerze: „naszą jedyną troską jest to, by proces reform gospodarczych i politycznych posuwał się naprzód”. Amerykańska Polonia przyjęła wybór Wojciecha Jaruzelskiego z mieszanymi uczuciami. Ale dla niej ważniejsze były racje moralne. Politycy zachodni zaś uwzględniali przede wszystkim interesy swoich krajów, więc wybór Jaruzelskiego na prezydenta wydawał im się najlepszym rozwiązaniem.
Autor: Grzegorz Majchrzak
Źródło: Muzeum Historii Polski