30 lat temu, 30 czerwca 1989 r., w Warszawie rozpoczęły się demonstracje pod hasłem „Jaruzelski – musisz odejść”. Do ich stłumienia po raz ostatni w historii PRL użyto sił Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej. Protesty były zwieńczeniem „gorącej wiosny” 1989.
W ciągu 45 lat istnienia w Polsce systemu komunistycznego władze wielokrotnie brutalnie tłumiły wszelkie przejawy społecznego niezadowolenia. Po raz pierwszy milicja i wojsko zdusiły niezależne manifestacje 3 maja 1946 r. Studenci krakowskich uczelni obchodzili wówczas wciąż oficjalnie istniejące Święto Konstytucji 3 Maja. Do rozpędzania uczestników milicja i wojsko użyły broni palnej. Aresztowano tysiące ludzi. Zdaniem historyków w starciach zginęło co najmniej kilka osób.
Dziesięć lat później w Poznaniu wybuchło powstanie robotnicze, które do historii przeszło jako Poznański Czerwiec. W trakcie dwudniowych walk śmierć poniosło co najmniej 58 osób, rannych było ponad 600. Konieczność zaangażowania ogromnych sił wojska była dla władz jednoznacznym sygnałem, że milicja nie jest przygotowana do tłumienia protestów społecznych. W grudniu 1956 r. rząd podjął decyzję o utworzeniu Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej. Zadaniem tej specjalnej formacji miała być „likwidacja zbiorowych naruszeń porządku publicznego”.
Już w październiku 1957 r. na szerszą skalę ZOMO wykorzystano do rozbicia manifestacji warszawskiej młodzieży przeciwko zawieszeniu tygodnika „Po prostu”. Od tej pory oddziały te uczestniczyły w tłumieniu wszystkich wystąpień społecznych. Najkrwawszym dniem w dziejach formacji był 16 grudnia 1981 r., gdy od kul funkcjonariuszy plutonu specjalnego zginęło dziewięciu górników w kopalni „Wujek”.
Początkowo uzbrojenie ZOMO nie różniło się od typowych oddziałów milicji. Na początku lat sześćdziesiątych jednak Zmotoryzowane Odwody dodatkowo wyposażono w enerdowskie armatki wodne i wyrzutnie granatów z gazem łzawiącym. Kolejne „polskie miesiące” skłaniały MSW do modernizacji ZOMO. Po marcu 1968 r. dodano plastikowe tarcze ochronne. W czerwcu 1976 r. „chrzest bojowy” przeszły znacznie nowocześniejsze armatki wodne. W latach osiemdziesiątych formacja osiągnęła liczebność ok. 13 tys. funkcjonariuszy. W czasie stanu wojennego zapewniono jej nowe rodzaje granatów gazowych, transportery opancerzone, nowego typu kaski i broń miotającą gumowe pociski.
W cieniu okrągłego stołu
Podobnie jak w przypadku pierwszych manifestacji w dziejach systemu komunistycznego, również ostatnie większe wystąpienia przeciw reżimowi były w większości organizowane przez młodzież. W raportach w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych pisano, że głównym zagrożeniem dla władz PRL oraz ewentualnego kompromisu z częścią obozu solidarnościowego jest postawa młodych. Swoistym potwierdzeniem tych obaw były dwie fale strajków z roku 1988, których liderami byli przedstawiciele pokolenia, które w sierpniu 1980 r. było zbyt młode, aby wziąć udział w strajkach.
„Z okresu rozmów w Magdalence pochodzi słynna wypowiedź prof. Janusza Reykowskiego, w której stwierdzał, że głównym problemem jest radykalizm młodego pokolenia. Zdawały sobie z tego sprawę obie strony sporu. Wiele razy powracano do tezy, że jeśli się nie dogadamy, to przyjdą młodzi i poleje się krew” – zaznaczał w rozmowie z PAP prof. Antoni Dudek z UKSW.
Radykalizm młodego pokolenia przekładał się na zaangażowanie w coraz silniejszych organizacjach antykomunistycznych dystansujących się do ruchu „Solidarności”. Szacuje się, że jeśli w lutym 1989 opozycyjną aktywność wykazywało ok. 20 tys. młodych ludzi, to w maju 1989 r. było to już 55 tys., i tendencja była stale rosnąca. Głównym postulatem takich organizacji jak Konfederacja Polski Niepodległej, PPS – Rewolucja Demokratyczna, Ruch Wolność i Pokój, Federacja Młodzieży Walczącej, Niezależne Zrzeszenie Studentów czy „Solidarność Walcząca” było odrzucenie wszelkich kompromisów z komunistami.
Szczególnie radykalne były środowiska studenckie. 17 lutego 1989 r. z krakowskiego Rynku wyruszyła manifestacja zorganizowana w ósmą rocznicę zarejestrowania Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Była ona gwałtowna, władze zaś nie zawahały się dopuścić do interwencji ZOMO. Jak pisano w notce służbowej MSW: „Przemieszczające się ulicami Krakowa w centralnym punkcie miasta bezwładne grupy krzykliwie manifestującej młodzieży zakłócały ład, spokój i porządek publiczny. Na kilkakrotne wezwanie MO do spokojnego rozejścia się część manifestujących rozproszyła się, natomiast najbardziej agresywni zaatakowali funkcjonariuszy MO, rzucając w nich różnymi przedmiotami, m.in. kamieniami i śrubami”. Cztery dni później studenci protestowali przeciwko aresztowaniu czechosłowackiego dysydenta Václava Havla. Demonstracja miała spokojniejszy przebieg i tym razem siły reżimu nie interweniowały.
Tego samego dnia protestowano w Warszawie. Regularne, cotygodniowe manifestacje odbywały się też po niedzielnych mszach w gdańskim kościele św. Brygidy. Marsze były blokowane przez siły ZOMO, ale nie dochodziło do większych starć. Do kolejnych zajść doszło 24 lutego, głównie w Krakowie, choć z milicją walczono również w Warszawie. Wzięło w nich udział 2 tys. osób, w tym ok. 500 studentów. W stolicy aresztowano 51 osób, w tym szesnastu studentów.
Wiosną 1989 r. protestowano też przeciwko rządowym planom budowy elektrowni atomowych oraz pogarszającemu się stanowi środowiska naturalnego. Do walk z ZOMO doszło w Poznaniu 2 kwietnia. Po zakończeniu marszu na Starym Rynku okazało się, że wszystkie odchodzące od niego uliczki są zablokowane przez uzbrojone oddziały. O godz. 15 tłum został zaatakowany przez milicję.
„Na Rynek wjechały armatki wodne. Ludzie kryli się przed strumieniami wody w krużgankach ratusza. Tam otoczyli ich zomowcy. Kazali podnosić ręce do góry, wypuszczali przez ścieżkę zdrowia. Polowano na schowanych po bramach, bito w trakcie legitymowania. […] Tłum bronił się desperacko, w zomowców rzucano pojemnikami na śmieci. […] Pobitych zostało kilkuset demonstrantów, niektórzy znaleźli się w szpitalu” – pisał podziemny „Tygodnik Mazowsze”.
Informacje o zaskakująco brutalnym ataku milicji dotarły do opozycjonistów prowadzących negocjacje w Magdalence. Przedstawiciele komunistów nie odnieśli się do wyrażonych 3 kwietnia protestów przeciw użyciu siły. Wydarzenia z 2 kwietnia 1989 r. mogą być uznane za demonstrację reżimu lub wręcz środek nacisku na opozycję solidarnościową.
„Sowieci do domu”
Podpisanie porozumień okrągłostołowych nie zmieniło nastawienia radykalnej opozycji. 15 maja w Krakowie Ruch Wolność i Pokój zorganizował wiec przeciwko obowiązkowemu uczestnictwu w zajęciach Studium Wojskowego. Przed prokuraturą wojskową spalono kilka książeczek wojskowych. Następnego dnia protestowano przed konsulatem sowieckim. Budynek obrzucono monetami, skandując przy tym „To na bilet”; na ogrodzeniu zawieszono hasła „Sowieci do domu”. Po rozpoczęciu blokady wejścia do konsulatu na miejscu pojawiły się ZOMO. Oddziały milicji zostały obrzucone kamieniami.
W reakcji na interwencję kolejnego dnia demonstrowano na Rynku Głównym. W okolicach konsulatu sowieckiego ponownie doszło do walk z ZOMO. Tym razem samochody i armatki wodne milicji zatrzymały się na wznoszonych barykadach. Walki trwały również na Plantach. Milicja zaatakowała też wiec przedwyborczy KPN na Rynku Głównym. Próby negocjacji podjęte przez działaczy „Solidarności” zostały negatywnie przyjęte przez manifestujących. Udało im się jednak doprowadzić do wycofania Zmotoryzowanych Odwodów z centrum miasta. Kolejnego dnia wiec przeciwko brutalności milicji zorganizowano pod pomnikiem Adama Mickiewicza na Rynku. Podczas marszu pod siedzibę krakowskiego komitetu PZPR drogę protestującym zablokowały ZOMO i armatki wodne. Walki wokół placu Dominikańskiego ciągnęły się do wieczora. W ich trakcie rannych zostało ponad dwadzieścia osób. Ostatecznie przedstawiciele „Solidarności” i KPN wynegocjowali zwolnienie wszystkich zatrzymanych. Dopiero w nocy demonstranci rozeszli się.
Klęska wyborcza komunistów w częściowo wolnych wyborach parlamentarnych 4 czerwca 1989 r. była dla systemu władzy potężnym ciosem oraz, jak się wydawało, wzmocnieniem środowisk sprzeciwiających się porozumieniu z przedstawicielami reżimu. Wbrew tym nadziejom liderzy legalnej „Solidarności” dążyli do przestrzegania zapisów umowy okrągłostołowej. Aparat przymusu PRL jeszcze przez niemal pół roku funkcjonował bez większych zmian. Kontrolę nad MSW wciąż sprawował gen. Czesław Kiszczak. Zadaniem nadzorowanej przez jego resort Służby Bezpieczeństwa pozostawało inwigilowanie środowisk radykalnej opozycji. Milicja i ZOMO miały zaś zwalczać ewentualne wystąpienia społeczne. 16 czerwca Zmotoryzowane Odwody „nadzorowały” warszawską demonstrację pod hasłem „Sowieci do domu”.
Przed ogłoszeniem wyników wyborów z 4 czerwca dla PZPR i jej sojuszników elementem kontraktu zawartego z opozycją solidarnościową był wybór gen. Wojciecha Jaruzelskiego na nowo utworzony urząd prezydenta PRL. Szczególnie niechętnie spoglądali na to rozwiązanie najmłodsi uczestnicy ruchu antykomunistycznego. Kontrola partii nad resortami siłowymi pozwalała na stłumienie ewentualnych protestów. Z punktu widzenia komunistów w warunkach erozji struktur PZPR wybór generała był ostatnią szansą na częściowe zachowanie pozycji politycznej.
Kryptonim „Weto”
W piątek 30 czerwca na warszawskim placu Unii Lubelskiej antykomunistyczna młodzież zorganizowała manifestację pod hasłem „Jaruzelski – musisz odejść”. Na transparentach pojawiło się także hasło rozliczenia zbrodni stanu wojennego. Część demonstrujących ruszyła ulicą Marszałkowską i Alejami Jerozolimskimi w stronę gmachu KC PZPR. Pochód zatamował ruch na dwóch kluczowych arteriach stolicy. W okolicy skrzyżowania z Bracką drogę marszu zagrodziły ZOMO. Rozpoczęły się trwające wiele godzin starcia z użyciem kamieni, petard i butelek z benzyną. Pod koniec dnia walki toczyły się w okolicach Komitetu Centralnego. Demonstranci atakowali niewielkimi grupami i wycofywali się za zaimprowizowane barykady. W sprawozdaniach milicji akcji ZOMO nadano kryptonim „Weto”.
Według „Gazety Wyborczej” z 3 lipca w walkach wzięło udział kilkaset osób. Artykuł „Bijatyka na ulicach” poświęcony zdarzeniom pod Domem Partii znalazł się na drugiej stronie dziennika. Tego samego dnia większą część pierwszej strony zajmował tekst redaktora naczelnego „GW” Adama Michnika „Wasz prezydent, nasz premier”. Były opozycjonista wzywał do podziału władzy pomiędzy przedstawicieli dotychczasowego systemu a opozycji.
„Potrzebny jest układ nowy, możliwy do zaaprobowania przez wszystkie główne siły polityczne. Nowy, ale gwarantujący kontynuację. Takim układem może być porozumienie, na mocy którego prezydentem zostanie wybrany kandydat z PZPR, a teka premiera i misja sformowania rządu powierzona kandydatowi +Solidarności+” – podkreślał Michnik. Jego zdaniem ten wybór otwierał drogę do powstania „wielkiej koalicji” rządowej. Swoją propozycję redaktor naczelny uzasadniał również „uwarunkowaniami zewnętrznymi” oraz pozostawaniem resortów siłowych pod kontrolą PZPR.
W czasie gdy czytelnicy „Gazety Wyborczej” zapoznawali się z zaproponowanym programem politycznym Adama Michnika, w Warszawie rozpoczynała się kolejna manifestacja przeciwko wyborowi Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta PRL. Około godz. 16 pod pomnikiem Wincentego Witosa na placu Trzech Krzyży zebrało się blisko czterystu demonstrantów reprezentujących radykalne organizacje opozycyjne, w większości Konfederację Polski Niepodległej.
„Musisz odejść”
Działacze skandując hasło „Jaruzelski – musisz odejść”, ruszyli w stronę gmachu Sejmu. ZOMO zablokowały Aleje Ujazdowskie oraz odcinek Nowego Światu dochodzący do placu Trzech Krzyży. W zamieszkach rannych zostało dwóch protestujących. Jednego aresztowano za „udział w zbiegowisku publicznym, którego uczestnicy wspólnymi siłami dopuścili się gwałtownego zamachu na ludzi i mienie, w ten sposób, że rzucali kamieniami w funkcjonariuszy MO i przejeżdżające samochody”. Manifestanci zostali zepchnięci w okolice schodów kościoła św. Aleksandra. Starcia przerwały dopiero negocjacje prowadzone przez proboszcza tej parafii. W raportach milicji ostatnią akcję ZOMO uznano za kontynuację operacji sprzed kilku dni i nadano jej kryptonim „Weto 2”.
Nie były to jedyne tamtego dnia działania służb podlegających MSW. W Bydgoszczy, Chełmnie i Toruniu funkcjonariusze SB uniemożliwili przyjazd do Warszawy pochodzącym z tych miast działaczom KPN. Zostali oni zwolnieni dopiero po godz. 16, gdy nie mieli już szans na dotarcie na manifestację. Oficjalnie zatrzymań dokonano w celu „zapobieżenia popełnieniu wykroczenia przeciwko porządkowi i bezpieczeństwu publicznemu”. Na tego rodzaju akcje pozwalała obowiązująca aż do maja 1990 r., uchwalona pod koniec stanu wojennego, ustawa o urzędzie Ministra Spraw Wewnętrznych. SB wkroczyła także do mieszkania lidera KPN Leszka Moczulskiego. Opozycjonista nie zgodził się udać do Urzędu Spraw Wewnętrznych. Dopiero po dwóch godzinach wyszedł z mieszkania. SB skutecznie uniemożliwiła jego udział w manifestacji.
7 i 13 lipca 1989 r. w Katowicach odbyły się zaś kolejne protesty przeciwko wyborowi Jaruzelskiego, zorganizowane przez „Solidarność Walczącą”, Konfederację Polski Niepodległej, Międzynarodówkę Anarchistyczną i Niezależne Zrzeszenie Studentów. 19 lipca 1989 r. Zgromadzenie Narodowe przewagą zaledwie jednego głosu wybrało Jaruzelskiego na prezydenta PRL.
7 września 1989 r. Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej zostały przekształcone w Oddziały Prewencji Milicji Obywatelskiej. Jedną z najważniejszych akcji nowej formacji była ochrona ostatniego zjazdu PZPR (27–30 stycznia 1990 r.) przed demonstrantami domagającymi się przejęcia majątku upadającej partii przez instytucje państwa oraz rozliczenia funkcjonariuszy reżimu. 6 kwietnia 1990 r. OPMO przekształcono w Oddziały Prewencji Policji.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /