2011-02-11 - Film "El Premio" w reżyserii Argentynki Pauli Markovitch, który w piątek miał swą premierę na festiwalu filmowym Berlinale, jest bliski także Polakom, bo opowiada o życiu w dyktaturze - ocenił autor zdjęć do filmu, polski operator Wojciech Staroń.
"El Premio", czyli "Nagroda" jest koprodukcją Meksyku, Polski, Francji i Niemiec. Obraz otrzymał dofinansowanie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i walczy o nagrodę Złotego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie.
Akcja rozgrywa się w Argentynie w latach 70., za czasów dyktatury. Główna bohaterka to siedmioletnia Ceci (w tej roli Paula Galinelli Hertzog) , która ukrywa się z matką (Laura Agorreca) nieopodal wioski nad Atlantykiem. Nie do końca rozumie, dlaczego uciekają i co stało się z jej ojcem, więzionym przez reżim.
Kiedyś, pisząc w szkole wypracowanie o argentyńskiej armii przenosi na papier to, co słyszała w domu: Armia jest zła i zajmuje się szukaniem i zabijaniem ludzi. Jedynie intuicja podpowiada jej, że postąpiła źle. Próbuje nawet zakopać zeszyt w piasku - tak jak jej matka zakopywała zakazane przez cenzurę książki. Dzięki pomocy nauczycielki (Viviana Suraniti) udaje się jednak podmienić wypracowanie, a dziewczynka dostaje nagrodę od znienawidzonego przez jej matkę wojska.
Historia ta jest oparta na prawdziwych przeżyciach reżyserki i autorki scenariusza Pauli Markovitch. Film kręcono w tym samym miejscu, gdzie miały miejsce wydarzenia, o których opowiada: w wiosce San Clemente nad Atlantykiem, ok. 300 km na południe od Buenos Aires. "Każda dyktatura zadaje ludziom rany, które nie goją się przez długi czas. Potrzeba bardzo wiele trudu, by przezwyciężyć przeszłość. W społeczeństwie Argentyny wciąż widoczne są blizny z czasów dyktatury" - powiedziała Markovitch na konferencji prasowej.
"El Premio" był reżyserskim debiutem Argentynki, która dała się poznać jako autorka scenariuszy. Jak powiedziała, film jest dla niej "sztuką opowiadania za pomocą ograniczonej liczby obrazów", które powinny zawierać w sobie symbole. Według Wojciecha Staronia, "El Premio" jest pełen takich symbolicznych scen.
"Każde ujęcie powinno odkrywać duszę filmowanego człowieka i jednocześnie nieść ze sobą jakiś symbol. Tego szukaliśmy. W filmie nie ma pustych ujęć, które nie niosą czegoś więcej, niż to, co widać. Jest on ascetyczny, a jednocześnie pełen ekspresji" - powiedział Staroń dziennikarzom.
Nawiązał on współpracę z Paulą Markovitch przy okazji pobytu w Argentynie, gdzie pracował nad swoim filmem dokumentalnym "Pierwsza Klasa". "Urzekła mnie ta historia, prostota i siła scenariusza. Byłem szczęśliwy, bo mogłem poszerzyć swoje doświadczenia dokumentalne. Była to wspaniała przygoda" - powiedział Staroń. Jak dodał, "El Premio" to film o "świetnej konstrukcji i dobrze przemyślany". "Jednocześnie pozwalał na improwizację. Czułem wielką wolność twórczą" - dodał polski operator.
Przyznał, że znaczenie miało dla niego polityczna wymowa filmu. "Wychowałem się w Polsce lat 70-80, też w czasach dyktatury. Przeżyliśmy coś podobnego: w szkole nie wolno było mówić tego co w domu. Czułem bardzo dużo wspólnego i z główną bohaterką i z Paulą Markovitch, o której przeżyciach opowiada film" - powiedział Staroń.
Według niego, praca na planie z kilkuletnimi dziećmi wymagała dużej "sprawności technicznej, by za nimi nadążyć". "Dzieci były niesterowalne. Kamera musiała podążać za nimi, a nie odwrotnie. Dążyliśmy do tego, by wszelkie ukazane emocje były jak najbardziej prawdziwe" - powiedział autor zdjęć.
Reżyserka przyznała na konferencji prasowej, że przez kilka lat starała się pozyskać środki na produkcję. Nie udało jej się zdobyć dofinansowania w swojej ojczyźnie, Argentynie, ale - jak powiedziała - otrzymała wsparcie z zupełnie nieoczekiwanych źródeł. "W ten sposób powstała - chyba pierwsza w historii - koprodukcja Meksyku i Polski" - powiedziała Markovitch. "Spotkaliśmy się z niezwykłą otwartością tamtejszych instytutów filmowych, które kierowały się przede wszystkim znaczeniem i tematyką filmu, a nie tym, gdzie on powstaje" - dodała reżyser. Według Staronia wkład strony w realizację "El Premio" polskiej wynosił 600 tysięcy złotych.
Z Berlina Anna Widzyk (PAP)
awi/ ls/