Gdybym miał dziecko w wieku szkolnym, posłałbym je spokojnie do szkoły. Gdybym był nauczycielem czynnym pracującym w szkole, bez obaw wróciłbym do szkoły - zadeklarował minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski, odnosząc się do obecnej sytuacji epidemicznej.
Szef MEN pytany był w środę, dzień po rozpoczęciu roku szkolnego 2020/2021, w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, o sytuację w szkołach w związku z sytuacją epidemiczną, jakie są wnioski po pierwszym dniu nauki.
"Widzę, że zdecydowana większość uczniów nauczycieli cieszy się z tego, że mogli wrócić do tradycyjnych, stacjonarnych zajęć w szkołach. Mam nadzieję, że to już będzie trwało na stałe i że sytuacje pojedyncze, które się zdarzają, że przechodzi się na system zdalny bądź mieszany będą tylko czasowe i szybko będzie się wracało do tej tradycyjnej formy nauki" - odpowiedział Piontkowski.
Zapewnił, że "MEN zrobiło wszystko, aby przygotować przepisy, które najlepiej przygotują szkoły, przedszkola, placówki edukacyjne do tego, aby pojawili się w nich uczniowie, nauczyciele, aby szkoły, przedszkola funkcjonowały w tradycyjny sposób". Wyjaśnił, że szczegółowe rozwiązania przygotowują dyrektorzy placówek dostosowują je do warunków, które tam są. "Z informacji, które do nas docierają dyrektorzy dobrze to zrobili, przygotowali szkoły właściwie, a tam gdzie są jakieś drobne wątpliwości, może jakieś niedociągnięcia organizacyjne, to te regulaminy wewnętrzne przecież można zmienić i dopasować do realiów i potrzeb uczniów i nauczycieli" - podał minister.
Odniósł się też do pytania, czy sam, gdyby miał dziecko w wieku szkolnym, to by je posłał do szkoły bez żadnych obaw. "Tak, gdybym miał dziecko w wieku szkolnym, posłałbym je spokojnie do szkoły. Gdybym był nauczycielem czynnym pracującym w szkole, bez obaw wróciłbym do szkoły, cieszyłbym się, że mam możliwość kontaktu z uczniami nie tylko wirtualną, ale tą rzeczywistą" - odpowiedział Piontkowski.
Pytany był też o to, ile osób musiałoby pójść na kwarantannę, gdyby, chociaż u jednego nauczyciela stwierdzono zakażenie koronawirusem. "Jeszcze raz powtórzę: są schematy postępowania i w każdym wypadku, gdy pojawia się podejrzenie zakażenia COVID 19 pojawia się działanie inspekcji sanitarnej. To dlatego odbyły się spotkania z dyrektorami szkół nie tylko kuratorów, ale także powiatowych inspektorów sanitarnych, na których rozmawiano o tym, w jaki sposób inspekcja sanitarna będzie reagowała. Przekazano dodatkowe numery telefonów, kontakty, tak aby placówki edukacyjne mogły w sposób szybki kontaktować się w przypadku wzrastającego zagrożenia epidemicznego" - odpowiedział.
"Tam (w schematach - PAP) wyraźnie jest mowa, że w momencie pojawienia się informacji o możliwości zakażenia po pierwsze trzeba odizolować od pozostały pracowników, uczniów tę osobę podejrzewaną o zakażenie. Każda ze szkół jest zobowiązana by takie miejsce przygotować. Po drugie trzeba zawiadomić inspekcję sanitarną, ta będzie prowadziła dochodzenie epidemiczne, na podstawie, którego ustali czy jest to rzeczywiście zakażenie, czy tylko podejrzenie. Tu będzie potrzebna opinia lekarska. Jeżeli rzeczywiście stwierdzi się, że jest osoba zakażona to te osoby, które miały bezpośredni kontakt, styczność, czyli były poniżej 1,5 metra, miały co najmniej 15 minut lub dłużej kontakt twarzą w twarz, wówczas także będą musiały znaleźć się w kwarantannie. Na pewno wśród tych osób będzie rodzina, osoby wspólnie zamieszkujące z osobą zakażoną. Tak dzieje się w każdym innym miejscu, sytuacji, gdy pojawi się podejrzenie zakażenia" - mówił szef MEN.
Pytany był też, czy w związku z tym każde dziecko, które miało kontakt z zakażonym nauczycielem automatycznie trafi na kwarantannę. "Proszę pamiętać, że to wskazania epidemiologów wyraźnie mówią, że musi to być kontakt co najmniej 15-minutowy, w odległości mniejszej niż 1,5 m. Więc nawet nie każde dziecko mające jakiś kontakt z nauczycielem musiałby być takiej kwarantannie poddane, ale to już jest decyzja powiatowego inspektora sanitarnego, który będzie prowadził dochodzenie epidemiczne w tych placówkach, w których ewentualnie pojawi się podejrzenia zakażenia bądź samo zakażenie" - wyjaśnił.
Minister edukacji pytany był również, czy rozważane jest, by nauczyciele tak jak pracownicy medyczni nie mogli pracować w więcej niż jednej placówce. "Zastanawiamy się" - odpowiedział Piontkowski. Podał, że nauczyciele, którzy pracują w dwóch lub więcej placówkach (łączą etaty lub mają nadgodziny), stanowią kilkanaście procent. "Natomiast zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Zdrowia, Głównego Inspektora Sanitarnego, szkoły nie są jakimś miejscem szczególnie narażonym na zakażenie i dlatego dotąd nie było tego typu zaleceń. Szpital czy DPS są miejscami szczególnymi, innymi niż placówki oświatowe, stąd tam tego typu decyzje podejmowano" - powiedział. "Jeżeli się okaże, że będzie taka potrzeba to być może stworzymy odpowiednie regulacje" - zaznaczył.
W środę rzeczniczka prasowa MEN Anna Ostrowska podała, że zgodnie z informacjami uzyskanymi od kuratorów oświaty na podstawie danych od dyrektorów, na ponad 48,5 tys. szkół i przedszkoli w trybie mieszanym pracuje jedynie 12 placówek. W 47 przypadkach w skali całego kraju nauka realizowana jest w trybie zdalnym. Zaznaczyła, że to zgłoszenia dotyczące placówek, w których powiatowa inspekcja sanitarna – po szczegółowym przeanalizowaniu sytuacji – wydała pozytywną zgodę na pracę szkoły w innym niż stacjonarny tryb nauki.
"Będziemy monitorować sytuację w szkołach i placówkach. Bezpieczeństwo uczniów, rodziców, dyrektorów szkół i nauczycieli jest dla nas najważniejsze" – zapewniła Ostrowska. (PAP)
Autorka: Danuta Starzyńska-Rosiecka
dsr/ mhr/