Władze Grodna odpowiedziały odmownie na wniosek miejscowych Polaków o utworzenie w tutejszej polskiej szkole więcej niż dwóch klas pierwszych. Chętnych już dzisiaj jest więcej niż miejsc, a przedstawiciele mniejszości mówią o ograniczaniu ich praw.
„Utworzenie więcej niż dwóch klas pierwszych w roku szkolnym 2018/2019 doprowadziłoby do pracy szkoły na dwie zmiany” – napisał szef Wydziału Edukacji, Sportu i Turystyki dzielnicy leninowskiej w Grodnie.
Pismo z 3 kwietnia, stanowiące odpowiedź na wcześniejszy wniosek złożony przez Związek Polaków na Białorusi (ZPB) w imieniu rodziców polskich dzieci, opublikowała w piątek na Facebooku szefowa Rady Naczelnej ZPB Andżelika Orechwo.
W marcu Orechwo wraz z szefową ZPB Andżeliką Borys złożyły w wydziale edukacji dzielnicy leninowskiej petycję podpisaną przez 60 rodziców przyszłych pierwszoklasistów, w której apelują o przyjęcie do szkoły wszystkich chętnych.
Według informacji podanych przez Orechwo i Borys na kursy przygotowawcze uczęszcza 75 dzieci, a liczebność klas nie może przekroczyć 28-29 dzieci. Oznacza to, że – jeśli powstaną dwie klasy pierwsze – część dzieci nie zostanie przyjęta.
„To jest dla nas zła wiadomość, liczyliśmy, że władze ustosunkują się pozytywnie (do wniosku)” – powiedziała PAP Orechwo. Wyjaśniła, że apel rodziców był związany z tym, że od 2015 roku w szkole są uruchamiane tylko dwie klasy pierwsze i część dzieci nie dostaje się do szkoły.
„Z jakiegoś powodu władze twierdzą, że szkoła polska w Grodnie jako jedyna szkoła w mieście nie może pracować na dwie zmiany. W innych szkołach nie ma takich ograniczeń” – dodała.
Podkreśliła, że szkoła nr 36 jest jedyną państwową placówką z polskim językiem nauczania w Grodnie i jedną z dwóch na całej Białorusi. „Władze twierdzą, że działają zgodnie z przepisami, ale w konstytucji mniejszość polska ma zagwarantowane prawo do nauki w swoim języku. Dlaczego ma to być ograniczone do 59 dzieci, jeśli chętnych jest więcej?” – mówiła Orechwo.
Na Białorusi w państwowym systemie edukacji funkcjonują dwie polskie szkoły - w Grodnie i Wołkowysku. Placówki powstały na początku lat 90., a ich budowę sfinansowały polskie władze.
Kierowany przez Andżelikę Borys Związek Polaków na Białorusi jest uznawany przez Warszawę, ale nie przez Mińsk, który doprowadził do jego delegalizacji w 2005 roku. Białoruskie władze współpracują z organizacją o takiej samej nazwie, na czele której stoi Mieczysław Łysy.
Z Mińska Justyna Prus (PAP)
just/ akl/ ap/