To silna kobieta o skomplikowanym losie – tak o swojej roli w "Bitwie pod Wiedniem" mówi w rozmowie z PAP Alicja Bachleda-Curuś. Historyczny film trafi do kin w Polsce 12 października. Polska aktorka zagrała w nim razem z laureatem Oscara, F. Murrayem Abrahamem.
PAP: W "Bitwie pod Wiedniem" gra Pani księżną Eleonorę Lotaryńską, córkę Ferdynanda III Habsburga. W latach 1670-1673 była ona żoną króla Polski Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Następnie, w 1678 r., została żoną księcia Lotaryngii Karola V Leopolda. Bitwę pod Wiedniem, w której wojska polsko-habsburskie pod wodzą Jana III Sobieskiego pokonały armię Imperium Osmańskiego, stoczono 12 września 1683 r. Eleonora miała wtedy 30 lat. Proszę opowiedzieć o tej historycznej postaci? Jak została przedstawiona w filmie?
Alicja Bachleda-Curuś: Widzowie zastaną ją w czasie, gdy jest ona żoną Karola V. Eleonora Lotaryńska była bardzo interesującą osobą, przyczyniła się do wielu ważnych wydarzeń w historii. Dla mnie była to postać bardzo ciekawa do grania. W filmie to nie jest jedna z głównych ról. Wątek księżnej jest poboczny, jednak istotny. Jej postać ulega przemianie pod wpływem kaznodziei kapucyńskiego Marka z Aviano. Poznajemy Eleonorę jako kobietę, którą charakteryzuje sceptycyzm, wyrachowaną, zgorzkniałą. Kobietę, która straciła wiarę. Pod wpływem Marka księżna zaczyna na powrót wierzyć. Jest w filmie piękna scena jej uzdrowienia i nawrócenia. Interesujące dla mnie jako aktorki było pokazanie metamorfozy postaci na ekranie. Dlatego między innymi zdecydowałam się na tę rolę.
Alicja Bachleda-Curuś: Król Jan III Sobieski odegrał wielką rolę w historii Europy i całego świata. I rola ta będzie w filmie podkreślona. Jednak to nie jest film o Polsce, lecz o zwycięstwie całej Europy, w tym Polski, w tamtym czasie. A przede wszystkim - opowieść o nawróceniu się, wierze i przeznaczeniu. O bardzo znaczącym momencie w dziejach chrześcijaństwa. O starciu się dwóch zupełnie innych religii i kultur. To stanowi główny punkt ciężkości tego filmu.
PAP: W Marka z Aviano wcielił się znany aktor amerykański F. Murray Abraham, laureat Oscara za rolę Salieriego w "Amadeuszu" Milosza Formana. Jak układała się wasza współpraca?
Alicja Bachleda-Curuś: Możliwość spotkania się na planie z F. Murrayem Abrahamem była kolejnym powodem, dla którego zdecydowałam się wystąpić w "Bitwie pod Wiedniem". Jestem wielką fanką jego talentu, aktorskiego kunsztu. Wspólna gra z nim była dla mnie wspaniałą przygodą. Znakomitym doświadczeniem i nauką.
PAP: Jak wyglądały Pani przygotowania do udziału w filmie?
Alicja Bachleda-Curuś: Czytałam o Eleonorze, sięgając do historycznych źródeł. Rozmawiałam o niej również z moją mamą, która jest historykiem. Postać, jaka wyłoniła się z lektur i rozmów to kobieta piękna, wrażliwa i silna, o skomplikowanym życiorysie. Myślę, że Eleonora zasługuje na to, by zrobić o niej osobny film. Przeżyła wielką miłość, a także wielkie tragedie. Być może właśnie te tragedie spowodowały, że w pewnym momencie straciła wiarę. Co do relacji z mężczyznami: wielką miłością Eleonory był książę Karol V Lotaryński. Eleonora nie mogła jednak od razu zostać jego żoną, ponieważ musiała wyjść za Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Dopiero po śmierci Wiśniowieckiego mogła wrócić do dawnego ukochanego i wziąć ślub z Karolem. W roku 1683 Karol był zaangażowany w wydarzenia związane z bitwą pod Wiedniem. Eleonora jako jego małżonka starała się go wspierać. W filmie w postać Karola wcielił się Antonio Cupo (aktor urodzony w Kanadzie, w rodzinie o włoskich korzeniach – PAP).
PAP: Czy w filmie zobaczymy Eleonorę na polu bitwy?
Alicja Bachleda-Curuś: Tak. Księżna pojawiała się na polu bitwy, aby opiekować się rannymi.
PAP: W jakich lokalizacjach kręcone były zdjęcia?
Alicja Bachleda-Curuś: Pracowaliśmy w Rumunii i we Włoszech. We Włoszech było cudownie. Zdjęcia realizowaliśmy w pięknych wnętrzach pałacu (w Turynie - PAP) i w jego okolicach. Myślę, że efekt na ekranie będzie wspaniały. W Rumunii panowały natomiast upały. Aktorzy odczuwali z tego powodu pewien dyskomfort. Chodziło o nasze kostiumy - przepiękne, jednak ciężkie, obfite, niezbyt wygodne. Kiedy pomyślę o kobietach z tamtych czasów, z XVII wieku... Takie stroje do noszenia na co dzień musiały być bardzo uciążliwe – te wszystkie usztywniające elementy, metalowe stelaże. Człowiek czuje się w tym niemal jak w gipsie. Dla filmowego efektu warto jednak w takim kostiumie trochę pocierpieć.
PAP: "Bitwa pod Wiedniem" jest produkcją włosko-polską. Jak wspomina Pani współpracę z włoskim reżyserem?
Alicja Bachleda-Curuś: Włoski plan filmowy różni się znacznie od niemieckiego czy amerykańskiego. Bardzo ciekawym doświadczeniem było obserwowanie włoskich metod realizacji filmu. Reżyser Renzo Martinelli to przeuroczy, delikatny człowiek. Na planie wpadał czasem w uniesieniu w twórczy szał – piękny i kontrolowany.
PAP: Grała Pani we wspólnych scenach z F. Murrayem Abrahamem i Antonio Cupo. Z kim jeszcze Pani współpracowała?
Alicja Bachleda-Curuś: Między innymi z Piotrem Adamczykiem, który wcielił się w cesarza rzymsko-niemieckiego Leopolda I Habsburga i stworzył w filmie bardzo zabawną i ciekawą postać. Z Jerzym Skolimowskim, czyli odtwórcą roli króla Jana III Sobieskiego, nie miałam wspólnych scen. Nie byłam też obecna przy kręceniu dużych scen batalistycznych. Na podstawie fragmentów filmowych materiałów, które mi pokazano, mogę jednak ocenić, że polska husaria będzie zaprezentowana w imponujący sposób.
PAP: Film "Bitwa pod Wiedniem" zapowiadany jest hasłem: "polskie zwycięstwo, które zmieniło losy świata".
Alicja Bachleda-Curuś: Król Jan III Sobieski odegrał wielką rolę w historii Europy i całego świata. I rola ta będzie w filmie podkreślona. Jednak to nie jest film o Polsce, lecz o zwycięstwie całej Europy, w tym Polski, w tamtym czasie. A przede wszystkim - opowieść o nawróceniu się, wierze i przeznaczeniu. O bardzo znaczącym momencie w dziejach chrześcijaństwa. O starciu się dwóch zupełnie innych religii i kultur. To stanowi główny punkt ciężkości tego filmu.
PAP: Czy zaangażowała się już Pani w kolejne kinowe projekty?
Alicja Bachleda-Curuś: Chciałabym pracować teraz nad filmem artystycznym, kameralnym, może offowym. Za wcześnie jednak, by podawać tytuł. Czekam tymczasem na wejście do kin w Stanach Zjednoczonych nowej produkcji z moim udziałem, "The Girl Is In Trouble" (amerykański thriller, reż. Julius Onah, historia młodej kobiety i nowojorskiego barmana, uwikłanych w sprawę morderstwa; producentem filmu jest Spike Lee – PAP).
Rozmawiała Joanna Poros (PAP)
jp/ ls/