"Tajemnica Westerplatte" prowokuje pytania także o współczesny patriotyzm – uważa odtwórca roli kpt. Dąbrowskiego Robert Żołędziewski. W rozmowie z PAP aktor opowiada o kulisach pracy nad filmem, m.in. o zdjęciach kręconych na poligonach w dwóch krajach.
PAP: "Tajemnica Westerplatte", w reżyserii i na podstawie scenariusza Pawła Chochlewa, trafi do kin 15 lutego. Pan wciela się w filmie w postać kapitana Franciszka Dąbrowskiego, który przejmuje dowodzenie obroną Westerplatte w czasie, gdy z pewnych powodów odsunięty zostaje od niej major Henryk Sucharski. Jak opisałby Pan relacje między Dąbrowskim i granym przez Michała Żebrowskiego Sucharskim?
Robert Żołędziewski: Celem reżysera było ukazanie w tym filmie dwóch ścierających się postaw: romantyka, idealisty kapitana Dąbrowskiego, który w swoich działaniach kieruje się sercem, oraz majora Sucharskiego. Kapitan pragnął walczyć na Westerplatte do samego końca, oddać życie za ojczyznę. Nie dopuszczał do siebie myśli o poddaniu się.
Dąbrowski nie miał jednak takiej wiedzy, jaką w czasie obrony Westerplatte dysponował dowodzący nią Sucharski: że korpus gen. Stanisława Skwarczyńskiego nie przyjdzie z odsieczą żołnierzom na Westerplatte i że obrońcy zdani są tylko na siebie.
Jeszcze przed wybuchem wojny z Sucharskim spotkał się podpułkownik Wincenty Sobociński – którego w filmie gra Jan Englert – i powiedział majorowi, że pomocy nie będzie. Dodatkowo poprosił Sucharskiego, by rozmowa ta pozostała między nimi, żeby żołnierze, którzy będą bronili placówki nie dowiedzieli się o jej treści. Major dał słowo, że dochowa tajemnicy. Dane słowo to dla żołnierza rzecz święta.
W filmie zobaczymy jednak, jak na pewnym etapie Sucharski zaczyna się wahać i kilkakrotnie próbuje powiedzieć Dąbrowskiemu, że pomoc nie nadejdzie. Ale Dąbrowski nie dopuszcza do tego. On nie dopuszcza myśli o możliwości zaprzestania walki. Między nim a majorem narasta konflikt.
PAP: Sucharski wykonuje rozkaz utrzymania placówki przez dwanaście godzin. Jak pokazano w filmie, obawia się, że bez wsparcia dalsza obrona Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, której był komendantem, zakończy się rzezią polskich żołnierzy.
Robert Żołędziewski: Major jest doświadczonym żołnierzem, odznaczonym Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Jego zastępca, młodszy od niego Dąbrowski, takiego doświadczenia nie ma. Należy też pamiętać, z jakiego środowiska pochodził Dąbrowski. Wywodził się ze szlachty. Był synem generała II Rzeczypospolitej Romualda Dąbrowskiego herbu Jelita. Ojciec stanowił dla niego wzór. Patriotyczne wychowanie, wojskowe tradycje rodzinne, sięgające gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, umiłowanie ojczyzny oraz szacunek dla munduru sprawiły, że do końca był wierny swoim ideałom. Franciszek Dąbrowski oddał serce temu miejscu, na którym przyszło mu służyć przed wojną, jak i w czasie siedmiodniowej obrony. W filmie ukazano też postawy innych żołnierzy, którzy odrzucali myśl o poddaniu się i chcieli walczyć do końca.
Robert Żołędziewski: "Tajemnica Westerplatte" prowokuje pytania także o współczesny patriotyzm. W filmie padają słowa, wypowiedziane przez mojego bohatera: "Orzeł przetrwa, to i Polska żyć będzie". Major Sucharski mówi natomiast do żołnierzy: "Jeszcze się Polsce przydacie".
Chociaż Dąbrowski nie zgadzał się z majorem w kwestii dalszych działań polskich żołnierzy na Westerplatte, szanował swojego dowódcę. Wyrazem tego szacunku było, jak pokazujemy w filmie, zachowanie kapitana po tym, gdy drugiego dnia obrony Sucharski przeszedł załamanie, doznał ataku epilepsji i został odsunięty od dowodzenia obroną, którą przejął następnie Dąbrowski.
Po wojnie jeden z obrońców Westerplatte zapyta Dąbrowskiego, czy podczas obrony nie mógł zamknąć Sucharskiego na klucz, odizolować go od obrony. Dąbrowski odpowiedział wówczas: "Na to nie mogłem sobie pozwolić. Ja ze swej strony nie chciałem dawać przykładu niesubordynacji". Kapitan kochał ojczyznę do tego stopnia, ze gotów był poświęcić dla niej swoje życie, gotów był walczyć do ostatniego naboju. Major Sucharski również kochał swój kraj. To byli ludzie, którzy oceniając sytuację na Westerplatte dokonali innego wyboru.
PAP: Gdzie kręciliście zdjęcia do filmu, realizowane, przypomnijmy, z przerwą? Rozpoczęto je jesienią 2009 roku. Potem na około dwa lata prace nad filmem przerwano, aby wznowić zdjęcia w listopadzie 2011 roku.
Robert Żołędziewski: Początkowo był plan, że zdjęcia będą powstawały w Polsce, na poligonie w Zielonce. Po tym, jak rozgorzała dyskusja wokół scenariusza "Tajemnicy Westerplatte", postanowiliśmy jednak kręcić ten film na Litwie. Zdjęcia realizowaliśmy na poradzieckim poligonie pod Wilnem. Aktorzy mieszkali w hotelu w Wilnie i codziennie dowożeni byli na plan.
Pracowaliśmy w dość ciężkich warunkach. Jesienią było tam zimno. Mundury i buty, które nosiliśmy, były letnie. Nierzadko więc marzliśmy i łatwo było złapać przeziębienie. Te oraz inne okoliczności, o których nie chcę teraz mówić, spowodowały, że przerwano zdjęcia. Kiedy wznowiliśmy je w 2011 roku, pracowaliśmy w Polsce – na poligonie w Zielonce i w hali wytwórni filmowej przy ul. Chełmskiej w Warszawie.
PAP: Mógłby Pan opowiedzieć więcej o kulisach waszej pracy, odtwórcach poszczególnych ról?
Robert Żołędziewski: To niesamowite, że każdy aktor po przeczytaniu scenariusza chciał wziąć udział w tym projekcie. Dzięki temu w "Tajemnicy Westerplatte" występuje plejada gwiazd, wielu świetnych aktorów. Spotkanie z nimi na planie, wspólna praca – to była wielka przyjemność. Jestem pełen podziwu dla każdego z nich. Michał Żebrowski niesamowicie wchodzi w rolę. I ta jego koncentracja. Chciał wiedzieć wszystko na temat swojego bohatera, słyszałem, jak dopytywał reżysera o najdrobniejsze szczegóły.
Bardzo dużą przyjemnością było też obserwowanie przy pracy Piotra Adamczyka, który wcielił się w rolę doktora Słabego, lekarza niosącego pomoc żołnierzom na Westerplatte. Piotr sprawdził pochodzenie swojego bohatera, dowiedział się, że doktor, mówiąc, trochę zaciągał. Piotr pracował więc dużo nad swoim sposobem mówienia w tym filmie.
Myślę, że duże wrażenie na widzach zrobi rola Mirosława Baki. Jest w filmie bardzo mocna, poruszająca scena z jego udziałem. Ilekroć ją oglądam, zawsze chwyta mnie za serce. Pod wpływem bohatera, którego gra Mirosław Baka, zmianie ulega postawa kapitana Dąbrowskiego.
Ja z kolei, przygotowując się do mojej roli, miałem okazję poznać córkę Franciszka Dąbrowskiego, panią Elżbietę Hojka-Dąbrowską. Obejrzałem niepublikowane wcześniej zdjęcia kapitana, zobaczyłem, jak niesamowitym był człowiekiem, z jakim szacunkiem podchodził do ludzi, jak bardzo jego zasady, honor żołnierski odcisnęły piętno na jego życiu.
PAP: Jak praca przy tym filmie wpłynęła na Pana?
Robert Żołędziewski: Skłoniła mnie do częstszego zastanawiania się nad wartościami, którymi kierowali się obrońcy Westerplatte, ich ideałami, jak honor, waga danego komuś słowa.
Należy stawiać sobie takie pytania również współcześnie. Żyjemy szczęśliwie w czasie, gdy w naszym kraju nie ma zagrożenia wojną. Oczywiście i teraz staramy się żyć honorowo, mamy ideały, jednak nie są one tak blisko nas. Poświęcamy wiele czasu na pościg za marzeniami, karierą zawodową, pieniędzmi. Nasze ideały nie mogą jednak zostać zatracone na rzecz wydarzeń mających miejsce "tu i teraz".
"Tajemnica Westerplatte" prowokuje pytania także o współczesny patriotyzm. W filmie padają słowa, wypowiedziane przez mojego bohatera: "Orzeł przetrwa, to i Polska żyć będzie". Major Sucharski mówi natomiast do żołnierzy: "Jeszcze się Polsce przydacie".
PAP: Czy będą organizowane pokazy "Tajemnicy Westerplatte" za granicą?
Robert Żołędziewski: Mamy zaplanowane projekcje w Nowym Jorku, Chicago, Toronto. A także w Australii i Anglii. Planujemy również specjalne pokazy w Polsce, przeznaczone dla szkół. Chcielibyśmy podyskutować z uczniami o postawach obrońców Westerplatte, dowiedzieć się, co myśli o nich współczesna polska młodzież.
Rozmawiała: Joanna Poros (PAP)
jp/ ls/