Gomułka – „towarzysz”, Gierek – raczej „pan”, Gomułka – nigdy nie zapraszał członków ochrony do wigilijnego stołu, Gierek – zawsze, Gomułka – chorobliwie zamknięty, Gierek – wylewny.
Stanisław Sątowicz, urodzony w 1939 roku, oficer ochrony rządu po 43 latach od przejścia w stan spoczynku zdecydował się opublikować swoje wspomnienia. Wcześniej był najpewniej do tego namawiany przez tabloidy, ale odmawiał. Jego książka ma w sporej mierze właśnie wymiar tabloidowy (łącznie ze słowem „goryl” w tytule), ale może być – razem ze sposobem postrzegania przez autora przeszłości – ciekawym świadectwem epoki i sposobu myślenia ludzi nie tylko na szczytach władzy.
Relacje z dziećmi i żonami, to czy „przynosili pracę do domu”, dlaczego mieli oddzielne sypialnie i jak obchodzili święta – to kilka z wielu ciekawostek, które można znaleźć w książce „Byłem gorylem…”. Sporo anegdot, które potwierdzają to, co wiemy, ale stanowią tej wiedzy barwną ilustrację. Przykład: Łańsk, rządowy ośrodek. Józef Cyrankiewicz ze świtą je kolację. Na bogato zastawionym stole kawior, przepiórki, wino. Telefon: za godzinę do towarzystwa dołączy towarzysz „Wiesław”. Cyrankiewicz natychmiast wydaje polecenie sprzątnięcia wszystkiego, na stół trafia chleb, dżem i twaróg.
Ciekawie brzmią opowieści dotyczące dzieci komunistycznych notabli. Kapitan ochraniający Edwarda Gierka miał okazję poznać jego synów. Starszy Adam był małomównym molem książkowym, młodszy – Jurek był żywiołowy i beztroski, mógł martwić rodziców.
Z akapitów anegdot wyłania się coś więcej niż plotkarska publikacja – studium świadomości człowieka kształtowanego przez Polskę Ludową. Stanisław Sątowicz stara się analizować minione czasy. Do zalet opresyjnego systemu PRL-u zalicza jego „szczerość”: „PRL był pozbawiony hipokryzji. Uczciwy w swojej nieuczciwości”.
Momentami książka jest gorzka, oficer przyznaje, że państwo, któremu służył – zawiodło go (skądinąd rozczarowało przecież także większość swoich obywateli). Jest zdjęcie: młody, przystojny mężczyzna stoi obok Władysława Gomułki w loży na koronie Stadionu Dziesięciolecia. To właśnie kapitan ochrony „Wiesława” – Stanisław Sątowicz. Dożynki, 8 września 1968 roku. Obaj patrzą na przeciwległe trybuny – tam płonie protestujący przeciw bagnu PRL-u Ryszard Siwiec. Nie widać, co mają w oczach – szczere zdziwienie? Niepokój? Strach?
P.S.
Źródło: MHP