Nawet ok. 18 tys. dzieci mogło urodzić się w ośrodkach Lebensbornu, które miały wychowywać "czystych rasowo" obywateli III Rzeszy - pisze Dorothee Schmitz-Koester w książce "Dzieci Hitlera. Losy urodzonych w Lebensborn". Założenie Lebensbornu zlecił w 1935 r. reichsfuehrer SS Heinrich Himmler.
Od 1936 roku Lebensborn otwierał domy porodowe i domy dziecka, najpierw w Niemczech, a później także w przyłączonej do Rzeszy Austrii, w okupowanej Norwegii, Belgii, Francji i Luksemburgu. W ośrodkach tych swoje dzieci miały rodzić zdrowe i genetycznie nieobciążone kobiety "aryjskie", które zaszły w ciążę ze zdrowym i nieobciążonym genetycznie "aryjskim" mężczyzną. Dzieci Lebensbornu powinny być wysokie, jasnowłose, niebieskookie, zdrowe i pozbawione obciążeń dziedzicznych. Miały stać się elitą hitlerowskich Niemiec.
Władze namawiały niezamężne kobiety "dobrej krwi", aby nie dokonywały aborcji, lecz donosiły ciążę i urodziły dziecko w ośrodku Lebensbornu, a SS umożliwiało utrzymanie w tajemnicy ciąży, porodu, a wreszcie samego potomka.
Po wybuchu wojny Lebensborn rozpoczął działalność również w krajach okupowanych. Na zachodzie i północy Europy zapewniał sobie dostęp do dzieci, których ojcami byli żołnierze niemieccy, a matkami Norweżki, Belgijki, Luksemburki czy Francuzki. Takie dzieci również uchodziły za "pełnowartościowe rasowo". W Europie Wschodniej Lebensborn brał udział w przymusowej germanizacji dzieci.
W niemieckich i austriackich domach Lebensbornu urodziło się blisko 8 tys. dzieci. Podobną liczbę organizacja zarejestrowała i objęła nadzorem administracyjnym w Norwegii. Liczba belgijskich, francuskich i luksemburskich dzieci Lebensbornu jest nieznana, podobnie jak liczba przekazanych do ośrodków już po urodzeniu. Łącznie w rękach organizacji mogło znajdować się około 18 tysięcy dzieci. Dzieci nie odpowiadające nazistowskim normom wyglądu czy zdrowia były z ośrodków usuwane. Niektóre z nich nawet zabijano.
Dwadzieścia przedstawionych przez Dorothee Schmitz-Koester biografii ukazuje rozmaitość losów dzieci Lebensbornu. Pośród ludzi, którzy przedstawili swoje historie, są urodzeni w małżeństwie i ze związków nieślubnych. Niektórzy dorastali u rodziców, inni w rodzinach zastępczych lub adopcyjnych. Część osób zrobiła kariery, inni wiedli skromne życie. Są wśród nich osoby w długoletnich związkach małżeńskich i osoby rozwiedzione, single i wdowy, geje i heteroseksualiści, lewicowcy i prawicowcy.
Część z przedstawionych w książce osób do końca zbadało swoją historię, inni wciąż są w trakcie poszukiwań. Jeden z bohaterów opisuje brzemię swojej przeszłości słowami: "Czasami myślę, że od początku taszczę ze sobą betonowy kloc". Ale niektórzy nigdy nie odczuwali podobnego ciężaru, dla innych brzemię z biegiem lat stawało się coraz lżejsze.
Dorothee Schmitz-Koester to niezależna publicystka i pisarka, która od lat zajmuje się tematyką Lebensbornu. Jej pierwsza książka związana z tą problematyką została wydana w 1997 r. (w Polsce ukazała się pod tytułem "W imię rasy" w roku 2000).
Historie ludzi urodzonych w ośrodkach Lebensbornu, opisane przez Dorothee Schmitz-Koester, wzbogacono czarno-białymi portretami bohaterów autorstwa Tristan Vankann.
Książkę opublikowało wydawnictwo Prószyński i S-ka. (PAP)
tpo/ ls/ mjs/