W albumie "Gułag” Tomasz Kizny wraz z Dominique Roynette przedstawili zdjęcia ukazujące życie w sowieckich obozach pracy. "Obozy Gułagu pochłonęły znacznie więcej ludzkich istnień niż Ypres, Somma, Verdun, Auschwitz, Majdanek, Dachau i Buchenwald razem wzięte" – podkreśla brytyjski historyk Norman Davies.
Gułag - to słowo do powszechnego obiegu weszło za sprawą książki "Archipelag GUŁag" Aleksandra Sołżenicyna. Jest to słowo utworzone z pierwszych liter nazwy instytucji zarządzającej systemem obozów pracy przymusowej w ZSRR - Głównego Zarządu Obozów [ros. Gławnoje uprawlenije łagieriej].
Dla dziewiętnastowiecznych komunistów carskie więzienia były symbolem despotyzmu. Jednak po rewolucji październikowej więzienia i obozy koncentracyjne (termin użyty przez Lwa Trockiego już w maju 1918 roku) zamiast pustoszeć, zapełniały się jeszcze bardziej. Sytuację tę przedstawiano jako zjawisko tymczasowe, które zniknie w procesie budowy społeczeństwa bezklasowego.
Do obozów i kolonii karnych początkowo zamykano przeciwników politycznych. Potem obywateli przedsiębiorców, urzędników, inteligencję, bogatszych chłopów, księży. Następnie – po kolejnych czystkach w partii - zaczęli napływać także komuniści i czekiści.
Norman Davies: Jednego zdjęcia nie znajdziemy. Nie można było go zrobić, choć był to powszedni obrazek we wszystkich łagrach. Znalazłyby się na nim olbrzymie sterty wychudzonych ciał, zamarzniętych na kość, ułożonych wysoko jedne na drugich, poowijanych łachmanami, czekających na koniec arktycznej nocy, krótką odwilż - szansę na anonimowy pochówek.
Za druty mógł trafić każdy - na skutek donosu, zeznań wymuszonych torturami, albo po prostu aresztowany w ramach kolejnej operacji NKWD, zadekretowanej przez Biuro Polityczne, które wskazywało grupy społeczne czy narodowościowe do "czyszczenia" i określało limity osób do aresztowania.
Pod koniec lat trzydziestych niewolnicza siła robocza stała się stałą składową radzieckiego przemysłu, a liczba więźniów osiągnęła dwa miliony. "Niewolnictwo stało się przemyślanym i zorganizowanym systemem" – określił Aleksander Sołżenicyn.
Kolejne dekady niewiele zmieniały. "Miliony więźniów wykonywało niewolniczą pracę, która często była mało opłacalna, a nierzadko całkowicie niepotrzebna” – ocenił francuski historyk Nicolas Werth. Represje indywidualne trwały aż do połowy lat osiemdziesiątych, kiedy Michaił Gorbaczow rozpoczął pierestrojkę. Ostatnich więźniów politycznych z obozu Perm-36 uwolniono w 1988 roku.
"Obozy Gułagu pochłonęły znacznie więcej ludzkich istnień niż Ypres, Somma, Verdun, Auschwitz, Majdanek, Dachau i Buchenwald razem wzięte. Jednakże wiedza o Gułagu, zwłaszcza na Zachodzie, nie jest powszechna” – podkreślił brytyjski historyk Norman Davies.
Historycznych fotografii dotyczących Gułagu jest w sumie kilkadziesiąt tysięcy. Tylko, że poza nielicznymi wyjątkami, powstały one na potrzeby komunistycznego reżimu i pod jego kontrolą. System sowieckich obozów pracy przymusowej fotografowano dla celów propagandowych, albo też dla potrzeb wewnętrznej sprawozdawczości aparatu bezpieczeństwa państwowego.
Zdjęcia przedstawiały świetnie prosperują obozy, zwłaszcza w zakresie działalności gospodarczej i wykonywania planów. Podkreślano także "osiągnięcia" w pracy wychowawczej, wyliczano zajęcia kulturalne i sportowe, występy estradowe więźniów, dobre warunki bytowe w obozach. Konsekwentnie natomiast pomijano ciemne strony życia w obozach.
"Odbiór fotografii Gułagu utrudnia właśnie pytanie o autentyzm. Ich lektura wymaga krytycznego podejścia, ciągłego stawiania sobie pytania, na ile to, co widzimy na zdjęciu, jest wynikiem manipulacji aparatu represji czy deformacji dla potrzeb ideologii, a na ile przybliża prawdę o tamtej rzeczywistości” – podkreślił Tomasz Kizny. Zdjęcia zostały dokładnie opisane, aby wydobyć ich prawdziwy kontekst i znaczenie.
Z uwagi na silną sowiecką cenzurę - fotografii, które mogłyby wprost powiedzieć o dramacie, jaki rozgrywał się w obozach Gułagu - po prostu nie ma. "Jednego zdjęcia nie znajdziemy. Nie można było go zrobić, choć był to powszedni obrazek we wszystkich łagrach. Znalazłyby się na nim olbrzymie sterty wychudzonych ciał, zamarzniętych na kość, ułożonych wysoko jedne na drugich, poowijanych łachmanami, czekających na koniec arktycznej nocy, krótką odwilż - szansę na anonimowy pochówek” – podkreśla Norman Davies.
Tomasz Kizny jest fotografem i dziennikarzem, jednym z założycieli Niezależnej Agencji Fotograficznej "Dementi", która powstała po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce i działała w drugim obiegu do 1989 roku. Oprócz albumu "Gułag”, autor zrealizował fotograficzny projekt dokumentalny w Rosji, na Ukrainie i Białorusi poświęcony szczytowej fazie represji stalinowskich - Wielkiej Czystce. Efektem pracy jest album "Wielki Terror 1937-1938".
Dominique Roynette jest grafikiem, specjalistką mediów prasowych. W latach 1980-2003 była dyrektorem artystycznym dzienników: "Liberation", "Gazeta Wyborcza", "Le Monde". Pracowała również jako kuratorka wystaw i projektów fotograficznych.
Książka została wydana przez Instytut Pamięci Narodowej i Fundację PICTURE DOC. (PAP)
tpo