„Zaczął bić Annę drewnianym tłuczkiem przypominającym ręczny granat. Najpierw po kościach policzkowych, ramionach, nerkach, a potem już gdzie popadło” – tak jedno z pierwszych przesłuchań przez NKWD, żołnierza Armii Krajowej – Anny Górskiej, opisuje Agnieszka Lewandowska-Kąkol, autorka książki „Niezłomna. Zachowała godność w Łagrach”.
Lewandowska-Kąkol prezentuje historię dziewczyny, która przeżyła okupację niemiecką i trafiła do sowieckich łagrów.
Wojna zaledwie szesnastoletnią Annę Górską zastała w jej rodzinnej miejscowości Baranowicze (obecnie Białoruś). Już pierwszego dnia jego mieszkańcy przeżyli bombardowanie, a Anna jako harcerka, zaczęła nieść im pomoc. Przysięgę do Armii Krajowej złożyła w sierpniu 1941 roku. W czasie okupacji wykonywała bardzo odpowiedzialne i często arcytrudne zadania. Jednym z nich było wydobycie dowodu osobistego z archiwum drukarni, w której pracowała, i dostarczenie go uciekinierowi z baranowickiego więzienia. Akcja nie obyła się bez przygód, a za odwagę i wzorowe wywiązanie się z obowiązków, awansowano ją do stopnia kaprala.
Kiedy zakończyła się okupacja niemiecka, wszyscy mieli nadzieję na lepszą przyszłość. Rzeczywistość okazała zgoła inna, kapitan oddziału, w którym walczyła Anna, został aresztowany przez Sowietów i już nigdy nie wrócił. Konspiracyjna przeszłość dosięgła i Annę, nie pozwalając cieszyć się wolnością.
Aresztowana wraz z bratem przez sowietów trafiła do więzienia i była poddawana brutalnym przesłuchaniom. „Zaczął bić Annę drewnianym tłuczkiem przypominającym ręczny granat. Najpierw po kościach policzkowych, ramionach, nerkach, a potem już gdzie popadło. Ciosy były tak silne, że Anna się przewróciła. Wtedy zaczął ją kopać” – tak jedno z pierwszych przesłuchań, opisuje Lewandowska-Kąkol.
Anna, wierna złożonej przysiędze, nie wydała nikogo.
Trafiła do celi z kilkunastoma chłopcami z jej oddziału; niektórzy z nich obciążyli ją w zeznaniach. „Nie mogła uwierzyć, że ci, którzy, tak jak ona, składali konspiracyjną przysięgę, w ten sposób się zachowali – pisze Agnieszka Lewandowska-Kąkol. - Była w stanie zrozumieć, że ktoś zaczyna mówić pod wpływem bólu, ale nie mogła pojąć bezmyślności z jaką nie tylko opowiedzieli Sowietom o wszelkich jej poczynaniach, ale przypisali jej również te, z którymi nie miała nic wspólnego”.
Anna pierwszą kąpiel mogła wziąć dopiero po trzech miesiącach od zatrzymania, a jej włosy roiły się od wszy. „Wiele godzin poświęciła na sczesywanie na ręcznik agresywnego paskudztwa. […] Po tych zabiegach swędzenie się zmniejszyło, wkrótce jednak okazało się, że wszy nie skapitulowały, a po kilku godzinach rozpoczęły atak podobny do poprzedniego”.
Wreszcie w kwietniu 1945 roku po pokazowym procesie została skazana na karę śmierci, ze względu na młody wiek, złagodzoną na 25 lat katorgi w najcięższych łagrach Syberii. W trakcie pobytu wyrok zmniejszono jej do dziesięciu lat. Budowała lotniska, szkołę muzyczną, harowała w kopalniach.
Praca przekraczająca granice ludzkiej wytrzymałości, doskwierające zimno, nieustanne niedojadanie i wszechogarniający brud sprawiały, że ludzie przebywający w łagrach cały czas chorowali i umierali. Anna pomagała im jak tylko mogła do momentu gdy sama zachorowała. „Stwierdzono zapalenie płuc, nerek, stawów […] Słabła z dnia na dzień i po kilku tygodniach siły tak dalece ją opuściły, że nie tylko nie mogła wstać, ale i utrzymanie kubka w ręce stanowiło problem” – opisuje Lewandowska-Kąkol.
Pewnego dnia, jeden z lekarzy, który przed wieczornym dyżurem lubił sobie popić, podszedł do łóżka Anny, sprawdził tętno i stwierdził, że kobieta nie żyje. Wezwano sanitariuszy i kobieta została przeniesiona do kostnicy, gdzie dołączyła do rzeczywistych nieboszczyków – pięciu Estończyków i Łotysza. Na szczęście dość szybko się obudziła i uciekła.
Codzienna udręką były umizgi współwięźniów i personelu. „Przez pewien czas niewybrednie naprzykrzał się jej brygadzista Loszka […] Któregoś dnia Anna pracowała w wykańczanym już domu. Gdy stała na parapecie pierwszego piętra i myła okna, wszedł do pokoju, zamknął od wewnątrz drzwi na klucz i śmiejąc się triumfalnie, wykrzyknął: +Teraz, chcesz czy nie chcesz, będziesz moja!+ Przerażona Anna bez zastanowienia wyskoczyła z okna. Miała szczęście, ponieważ na dole, dokładnie w tym miejscu, gdzie upadła, leżała szklana wata, która zamortyzowała uderzenie”.
Do Polski udało jej się powrócić 30 grudnia 1955 roku, po dziesięciu latach zesłania.
Tak wrażenia po przekroczeniu granicy opisuje Lewandowska-Kąkol: „Marzenie, pojawiające się w snach zesłańców przez przeszło dziesięć lat, spełniło się. Anna zaczęła w duchu modlić się gorąco, dziękując Bogu za ten cud. Niemal wszyscy klękali i całkowali ziemię”.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Fronda.
Agnieszka Lewandowska-Kąkol – muzykolog i dziennikarz. Przez piętnaście lat związana była z redakcją muzyczną Polskiego Radia. Współpracowała m.in. z „Tygodnikiem Kulturalnym” i „Przeglądem Powszechnym”. Oprócz tematyki artystycznej interesują ją również losy Polaków zamieszkałych przed II wojną światową na kresach wschodnich. Nakładem Frondy ukazały się jej dwie książki: „Dźwięki, szepty, zgrzyty: wywiady z kompozytorami” (2013) oraz „Na skraju piekła” (2013).
Katarzyna Krzykowska (PAP)