
Liczba książek poświęconych wojnie polsko-bolszewickiej jest raczej trudna do zliczenia. Większość jednak przedstawia ów konflikt zbrojny przez pryzmat wydarzeń politycznych i militarnych, z punktu widzenia najważniejszych osób w państwie i dowódców armii.
Rzadko kiedy historycy pochylają się nad życiem zwykłych ludzi, którzy znaleźli się w wojennym wirze. Marcin Szymaniak przedstawia zaś losy kilkorga z nich, opisując je na przestrzeni lat 1919–1921.
Dokonanie takiej rekonstrukcji było możliwe dzięki zachowanym dziennikom, które bohaterowie pisali na gorąco w trakcie wydarzeń; pamiętnikom, listom, wywiadom, artykułom i raportom wojskowym. Pozwalają one spojrzeć autorowi na okrucieństwo wojny o niepodległość, która wcale nie wyglądała tak pięknie i kolorowo jak na obrazkach prezentujących dzielnych polskich ułanów.
Przerażająco przedstawia się już sam początek wojny widziany oczami Zbigniewa Karłowskiego, który w 1919 r. postanowił wstąpić do kawalerii i po dwóch miesiącach szkolenia rozpoczął regularną służbę. Młody chłopak czuje uniesienie, gdy idących na front żołnierzy żegnają machające chusteczkami dziewczyny, a dookoła niesie się piosenka „Rozkwitały pąki białych róż”. Szybko jednak poznaje ciemną stronę konfliktu. Bowiem niebawem zaczynają się problemy z zaopatrzeniem, a on musi na siłę rekwirować chłopom jedzenie, by nie umrzeć z głodu. Z biegiem czasu student przyzwyczaja się do wielu rzeczy, które jeszcze w Warszawie wydawały mu się zupełnie niemożliwe. Kiedy wraca do domu na przepustkę, jest już zupełnie innym człowiekiem. No i, co od razu zauważają jego bliscy, przywozi z frontu wszy: „Drapał się ciągle i ocierał plecami o ścianę. Po powitaniu z rodziną rzucił się do stołu i pochłonął ogromną porcję kiełbasy. Potem zdjął lepki od brudu, podarty mundur i wskoczył do kąpieli. Bluzę mundurową, spodnie i pozostałe części odzieży wywieszono na noc na balkonie, by wywietrzały”.
Dalej poznajemy szlak, jaki przebył żołnierz 3 pułku ułanów, któremu nieobce były żadne uciechy żołnierskiego życia, ale też jego niedole – brud, rany, głód... Walczył na pierwszej linii frontu aż do nocy z 26 na 27 września 1921 r., kiedy to jego szwadron dostał rozkaz pieszego ataku na zajętą przez czerwonoarmistów wieś Pałaszki. „Silne uderzenie w okolicach pachwiny wytrąca nagle Zbycha z równowagi. Zamroczony przeszywającym bólem chwieje się, zatacza, po czym wypuszczając z rąk broń, osuwa się ciężko na mokrą ziemię. Przez parę sekund słyszy jeszcze jazgot strzelaniny, potem traci przytomność” – pisze Marcin Szymaniak, nie szczędząc dalej czytelnikom opisów cierpień trafiającego do szpitala polowego żołnierza, który w końcu umiera w wyniku zakażenia.
Jak wyglądała sytuacja w szpitalach i punktach medycznych, bardzo szybko przekonała się Maria Zdziarska, studentka medycyny, która z patriotycznych pobudek, dobrowolnie zgłosiła się na front i poczuła na własnej skórze, jak to jest ratować ludzi, nie mając czym zatamować krwotoku. Przekonała się także, jak to jest, gdy do szpitala polowego przywożą cały czas nowe transporty rannych: średnio dwustu żołnierzy dziennie. „Jedni umierają, majacząc pod nosem, inni jęczą i zawodzą, krzyczą, błagają o pomoc, jeszcze inni duszą się, dostają krwotoków albo wymiotują. Nie wiadomo, do kogo biec w pierwszej kolejności, a pielęgniarek jest za mało” – czytamy na stronach „Szabli i cekaemów”.
Maria Zdziarska jak długo mogła, pomagała umierającym żołnierzom. W końcu sama została wzięta do bolszewickiej niewoli. Miała szczęście, bo ominęły ją zbiorowe gwałty, które stanowiły codzienność wojny, a które doprowadziły do śmierci jej przyjaciółki. Na dodatek udało jej się uciec z niewoli i przedostać na teren Polski, co w tamtejszych warunkach graniczyło z cudem.
Zdecydowanie dłużej w niewoli sowieckiej przebywał Merian Cooper, jeden z amerykańskich lotników, który we Francji wstąpił do armii gen. Józefa Hallera i wraz z nią przybył bronić Polski. Marcin Szymaniak szczegółowo przedstawił jego losy, jak również poetki i publicystki Zinaidy Gippius, Juliana Marchlewskiego, a także Józefa Piłsudskiego. Ich historie, jak i kilku innych jeszcze osób, zostały opisane tak barwnie, że czyta się je jak dobrą, pełną zwrotów akcji powieść.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP