75 lat temu, 8 stycznia 1947 r., w warszawskim kinie „Palladium” odbyła się premiera „Zakazanych piosenek”, uznawanych za pierwszy polski powojenny film fabularny. Za scenariusz odpowiadał Ludwik Starski, reżyserem był Leonard Buczkowski. Obraz aż do premiery „Krzyżaków” w 1960 r. były najchętniej oglądaną polską produkcją.
Po zakończeniu II wojny światowej publiczność z rosnącą niecierpliwością czekała na pierwszą polską fabułę. Tymczasem przygotowywane projekty — jak "Robinson warszawski" w reż. Jerzego Zarzyckiego, "Dwie godziny" Stanisława Wohla i Józefa Wyszomirskiego, czy złożony we wrześniu 1945 scenariusz Ludwika Starskiego o Januszu Korczaku, z różnych powodów odkładano.
Krytyk i historyk kina Prof. Tadeusz Lubelski w książce "Historia kina polskiego 1895-2014" napisał: "Sytuacja prowadziła stopniowo do puenty zdumiewającej: skoro nowe projekty (proponowane przecież głównie przez twórców z dawnego kręgu START-u) nie zadowalały dyrektorów Filmu Polskiego (też startowców, tyle że mających za sobą inne wojenne doświadczenia], zwrócili się oni o pomoc do branży, na której jeszcze przed chwilą nie zostawiali suchej nitki. I niezawodna branża — w osobach scenarzysty Ludwika Starskiego i reżysera Leonarda Buczkowskiego — pomocy udzieliła. Dwa zrealizowane przez nich filmy stały się przebojami okresu".
Alina Madej w książce "Kino, władza, publiczność. Kinematografia polska w latach 1944-1949" wyjaśniła, że "Ciągła zmiana wykonawców miała widzom uzmysławiać, że piosenka była traktowana jak swoista broń, po którą sięgali niemal wszyscy: cwaniacy, żebracy, inwalidzi wojenni, bezrobotni inteligenci, szmuglerzy, partyzanci etc. Sygnalizowane w scenariuszu reakcje słuchaczy (ukradkowe rzucanie pieniędzy, gwałtowne zamykanie okien, wypraszanie grajków z lokali) odzwierciedlały z kolei różne postawy społeczeństwa polskiego wobec stwarzanego przez okupanta zagrożenia".
"+Zakazane piosenki+ miały być półgodzinnym filmem dokumentalnym, wymyślonym przez Starskiego. Pomysł był taki, żeby zarejestrować piosenki wykonywane podczas okupacji przez ulicznych pieśniarzy w ramach kultury ludowej, przywracającej humor społeczeństwu. We wrześniu 1945 r. w prasie zamieszczono właściwe ogłoszenie na ten temat, wykonawcy zaczęli się zgłaszać i zaczęto rejestrować ich występy" - opowiada w rozmowie z PAP prof. Lubelski.
Z końcem września, kiedy rejestrowano pierwszych zgłaszających się wykonawców, Starski ukończył scenariusz filmu pozbawionego fabuły i indywidualnych bohaterów. Historię piosenek miał opowiadać ich zbieracz, który zgłosił się do atelier filmowego, kolekcjonującego antyniemiecką muzyczną twórczość uliczną. Przez pół godziny miały być zaprezentowane losy stolicy od kapitulacji w 1939 r. ("Dnia pierwszego września roku pamiętnego") do przemarszu polskich żołnierzy, śpiewających w wyzwolonej Warszawie refren piosenki "Serce w plecaku".
Alina Madej w książce "Kino, władza, publiczność. Kinematografia polska w latach 1944-1949" wyjaśniła, że "Ciągła zmiana wykonawców miała widzom uzmysławiać, że piosenka była traktowana jak swoista broń, po którą sięgali niemal wszyscy: cwaniacy, żebracy, inwalidzi wojenni, bezrobotni inteligenci, szmuglerzy, partyzanci etc. Sygnalizowane w scenariuszu reakcje słuchaczy (ukradkowe rzucanie pieniędzy, gwałtowne zamykanie okien, wypraszanie grajków z lokali) odzwierciedlały z kolei różne postawy społeczeństwa polskiego wobec stwarzanego przez okupanta zagrożenia".
Zdaniem Edwarda Zajička, kierownika produkcji, profesora PWSFTviT w Łodzi, film został ukończony. "Prawdopodobnie jednak on nie został ukończony, tylko gotowa była wersja dwudziestokilkuminutowa, którą zaprezentowano w grudniu 1945 r. w nowo powstałym atelier Filmu Polskiego. Podczas kolaudacji zadecydowano, że warto rozszerzyć go do rozmiarów pełnego metrażu. Zamówiono, więc u Starskiego rozszerzenie scenariusza do rozmiarów dużej fabularnej opowieści. Starski do współpracy zaprosił Leonarda Buczkowskiego. Wprawdzie przed wojną nie pracowali razem, ale po wojnie w Łodzi zamieszkali w jednym domu" - mówi PAP prof. Lubelski.
Fabularną wersję "Zakazanych piosenek" Buczkowski zrealizował w ciągu 1946 r. Paradoksalnie film kręcony był w Łodzi, gdzie wybudowano dekoracje niektórych warszawskich miejsc, wzniesiono np. fronton Filharmonii.
Oficjalna premiera drugiej wersji "Zakazanych piosenek" odbyła się 8 stycznia 1947 r. w warszawskim kinie "Palladium".
W filmie wystąpili m.in. Danuta Szaflarska - w roli Haliny Tokarskiej, i Jerzy Duszyński - jako jej brat Roman. Film jest zbliżoną w nastroju do podwórzowej ballady fabularyzowaną antologią patriotycznych i satyrycznych piosenek okupacyjnych, dla których tło stanowią typowe sytuacje z życia wojennej Warszawy.
Akcja obejmuje okres od września 1939 po wyzwolenie stolicy w 1945 r. Wspominający ten czas bohaterowie, muzyk Roman Tokarski, jego siostra Halina oraz ich koledzy byli członkami organizacji podziemnej, przewozili broń, brali udział w akcjach bojowych, walczyli w powstaniu.
Dzięki temu, że wyprodukowano znaczną liczbę kopii, film bardzo szybko był wyświetlany we wszystkich miastach polskich, trafił też do objazdowych kin. Napotkał jednak zróżnicowany odbiór. Z jednej strony, jak donosił sprawozdawca "Filmu": "Po wyjściu z kina Warszawa mówi się o +Zakazanych piosenkach+ i śpiewa się zakazane piosenki... w tramwajach, na ulicach i w kawiarniach rozbrzmiewają zakazane piosenki". Z drugiej strony film zbierał nieprzychylne recenzje krytyków.
Po latach Szaflarska mówiła o "Zakazanych piosenkach" w jednym z wywiadów: "Film zobaczyłam dopiero na premierze. Pierwszy raz widziałam się na ekranie. To było ogromne przeżycie. [...] Najbardziej cieszyliśmy się z Jurkiem [Duszyńskim – przyp. PAP], że wreszcie będzie można się najeść do syta. Takie były czasy. Pierwszego dnia próbnych zdjęć dostałam jajecznicę ze skwarkami. Nie zapomnę tego smaku i mojego szczęścia".
"Była straszna bieda. W filmie graliśmy w swoich prywatnych ubraniach. Później mi wypominano, że specjalnie chodzę w tej samej sukience, żeby się popisywać. A ja zwyczajnie nie miałam w czym chodzić. Zresztą plotka goniła plotkę" - opowiadała dalej. "Za ten film otrzymaliśmy bardzo małe wynagrodzenia. Starczyło jednak na przeżycie. Po +Skarbie+ [nakręconym dwa lata później, w 1948 r. - PAP], za który dostałam okrągły milion, mogłam już ubrać całą rodzinę, bo po powstaniu nikt nic nie miał" - wspominała ("Film", nr 05/2013).
Dzięki temu, że wyprodukowano znaczną liczbę kopii, film bardzo szybko był wyświetlany we wszystkich miastach polskich, trafił też do objazdowych kin. Napotkał jednak zróżnicowany odbiór. Z jednej strony, jak donosił sprawozdawca "Filmu": "Po wyjściu z kina Warszawa mówi się o +Zakazanych piosenkach+ i śpiewa się zakazane piosenki... w tramwajach, na ulicach i w kawiarniach rozbrzmiewają zakazane piosenki". Z drugiej strony film zbierał nieprzychylne recenzje krytyków.
"Legendarne są już reportaże o tym, że wszyscy chcieli ten film zobaczyć, oblegano kina. Upowszechniła się taka wersja, że płakano podczas premiery, podobno film został przyjęty entuzjastycznie. Ale to nie jest do końca zgodne z prawdą, ponieważ pierwsze recenzje były na ogół krytyczne. Jerzy Waldorff grzmiał w +Przekroju+, że żąda pociągnięcia do surowej odpowiedzialności winnych przestępstwa oznaczonego w aktach karnych sygnaturą +Zakazane piosenki+" - zwraca uwagę prof. Lubelski.
Doprowadziło to do tego, że władza zainteresowała się filmem. W kinach przeprowadzano ankiety, na ogół oceny widzów były bardzo krytyczne. "Ten film był lekki w wymowie, stworzony na bazie projektu dokumentalnego, a z drugiej strony był to film muzyczny. Postaci były bardzo konwencjonalne: dzielnego partyzanta, wiernej narzeczonej, tchórzliwego sąsiada, wrednej volksdeutschki, tępych żandarmów itd. Jednak głównym powodem krytyki filmu był jego nastrój, w wymowie lekki - Szkopów wyprowadzamy w pole, nie dostrzegano grozy okupacji. Kłóciło się to zwłaszcza z ówczesnymi sprawozdaniami z procesu norymberskiego" - wyjaśnia.
"+Zakazane piosenki+ miały znaczenie uspokajające, bo nie miały charakteru propagandowego. Obawiano się, że film zrobiony w nowych warunkach powojennych będzie odgrywał funkcje propagandowe. Tymczasem aktorzy byli jak przed wojną, twórcy byli sprzed wojny, to był tradycyjnie, solidnie zrobiony film, i nie miał charakteru propagandowego. To było swoje kino. W tym sensie ten pierwszy powojenny film polski mógł zostać zaakceptowany przez publiczność" - ocenia prof. Lubelski.
Od pierwszego polskiego powojennego filmu oczekiwano jednak czegoś na serio. "W rezultacie, na wniosek Ministerstwa Informacji i Propagandy, dystrybucję filmu wkrótce wstrzymano, a od realizatorów zażądano przeróbek. Około półgodziny materiału wyrzucono i nakręcono na nowo. Dodano przede wszystkim sceny akcentujące bestialstwo Niemców, np. łapankę uliczną i zastrzelenie przez hitlerowca kilkunastoletniego pieśniarza po donosie polskiej volksdeutschki. Zmieniono też ramę narracyjną: film zaczynał się teraz w mieszkaniu Romana [Duszyńskiego], który w gromadzie niedawnych towarzyszy broni przekonywał kolegę weterana bitwy o Anglię, że w czasie okupacji w Warszawie nie było wcale tak wesoło. Film kończył się dokumentalnymi zdjęciami wyzwalania Warszawy przez dywizję kościuszkowską" - mówi w rozmowie z PAP krytyk i historyk filmu.
Trzecia już wersja "Zakazanych piosenek" weszła na ekrany kin w listopadzie 1948 r. Przez wszystkich zapamiętana została ta ostatnia wersja.
"+Zakazane piosenki+ miały znaczenie uspokajające, bo nie miały charakteru propagandowego. Obawiano się, że film zrobiony w nowych warunkach powojennych będzie odgrywał funkcje propagandowe. Tymczasem aktorzy byli jak przed wojną, twórcy byli sprzed wojny, to był tradycyjnie, solidnie zrobiony film, i nie miał charakteru propagandowego. To było swoje kino. W tym sensie ten pierwszy powojenny film polski mógł zostać zaakceptowany przez publiczność" - ocenia prof. Lubelski.
Aż do premiery "Krzyżaków" Aleksandra Forda w 1960 r. "Zakazane piosenki" były najchętniej oglądanym polskim filmem. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ skp /