Grażyna Bacewicz była niezwykle oryginalną kompozytorką, która z racji płci i tego, że pochodziła zza żelaznej kurtyny, na Zachodzie jest mało znana, ale miejmy nadzieję, że nowo wydana płyta z jej III i IV Symfonią to zmienią – pisze w piątek brytyjski dziennik „Daily Telegraph”.
Jak zauważa recenzent tej gazety, w dzisiejszych czasach można odnieść wrażenie, że co tydzień pojawia się nagranie jakiejś niedocenionej kompozytorki, którą feministyczni badacze muzyki lub wykonawcy jej dzieł zawsze nazywają nieodkrytym geniuszem i trzeba czasu oraz doświadczenia, by móc ocenić, czy to prawda. Ale jak podkreśla, w przypadku Grażyny Bacewicz nie ma takich wątpliwości.
"Jaśniejący talent i oryginalność są widoczne od pierwszego taktu, ale co ważniejsze, te olśniewające pierwsze wrażenia utrzymują się przez cały utwór. Każda część ma porywające tempo i daje wrażenie, że jest dokładnie tak długa jak trzeba, a jednak energetyzująca zwięzłość muzyki nie odbywa się kosztem obfitości" - pisze "Daily Telegraph".
"Nie jest niespodzianką, że Grażyna Bacewicz była wirtuozem skrzypiec i fortepianu, ponieważ jej muzyka ma tę łatwość i płynność inwencji, którą zawsze mają wykonawcy-kompozytorzy. Potrzebowała tego, bo żyła w trudnym okresie historii Polski, który był też pogmatwany w stylistyce muzycznej" - czytamy w recenzji.
Autor wskazuje, że mniej pewna siebie i mniej intuicyjnie muzykalna osobowość niż Bacewicz mogłaby nie poradzić sobie z tak różnymi wpływami jak neoklasycyzm Strawińskiego, ludowy styl Bartóka i zalążki powojennego modernizmu, tymczasem w jej utworach łączą się w jedność, o szczególnym kolorze ekspresji, który jest tylko jej.
"Na tym wspaniałym nowym nagraniu orkiestra symfoniczna WDR i dyrygent Łukasz Borowicz dają tej muzyce właśnie takie połączenie dźwiękowej finezji i żywiołowej ekspresji, jakiego potrzebuje. Bacewicz jest bez wątpienia ważną postacią muzyki połowy XX wieku, która przez płeć i zimnowojenną politykę zbyt długo pozostawała nieznaną. Nowe nagranie to pełen nadziei znak, że jej moment wreszcie nadszedł" - podsumowuje "Daily Telegraph".
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
bjn/ ap/