O starzeniu się, kryzysie twórczym, ulotności teatru opowiada sztuka "Garderobiany" Ronalda Harwooda w reżyserii Adama Sajnuka z Janem Englertem i Januszem Gajosem w rolach głównych. Premiera odbędzie się 10 grudnia w warszawskim Teatrze Narodowym.
"Garderobiany" to opowieść o procesie twórczym, kryzysie artystycznym, samotności i zmierzchu wielkiej kariery. "Akcja utworu dzieje się w garderobie teatralnej; w tle, na drugim planie odbywa się sztuka, która wplata się w tekst Harwooda. Te dwie rzeczywistości się przenikają" - powiedział reżyser Adam Sajnuk podczas poniedziałkowego spotkania z dziennikarzami w Warszawie. "To także sztuka o schodzeniu ze sceny i trudnościach z tym związanych" - dodał.
Starzejący się aktor - tytułowany Sir - gra, po raz kolejny, szekspirowskiego Króla Leara. Ponieważ robił to już kilkaset razy, walczy z rutyną, a także ze słabnącymi siłami i ulotną pamięcią. Asystuje mu, od lat ten sam, garderobiany Norman z którym aktor rozmawia, kłóci się, błaznuje i pojedynkuje. W garderobie rozgrywa się dramat, być może ważniejszy niż ten, prezentowany na teatralnej scenie.
Jak przyznał Sajnuk, najważniejsza jest dla niego "sfera obyczajowa" tekstu. "Toksyczna, złożona i konieczna przyjaźń między dwoma starszymi mężczyznami: aktorem i jego garderobianym. Przyjaźń, która trwa całe dziesięciolecia i która przekłada się na wiele sfer życia. Jest relacją prywatną i zawodową".
Podkreślił, że tekst Harwooda jest jednym z niewielu, które opisują tego typu przyjaźń, w której "jeden bez drugiego przestaje egzystować, zamienia się w dziecko, jest całkowicie bezradny". "To dotyczy obu panów. Ta zależność przypomina stare małżeństwo, jest pełna trudności, złości, ale jednocześnie jest konieczna dla obu. Trudno wyobrazić sobie, że po śmierci Sira, Norman-garderobiany da sobie radę. Jest z nim tak głęboko związany, że właściwie jest to podwójna śmierć, choć w tekście jest mowa tylko o jednej. Możemy wyobrazić sobie, że ta druga nastąpi niebawem. To był dla mnie kluczowy wątek" - opowiadał.
"Mamy tu także opowieść o teatrze, który odchodzi. Teatrze, który jest już archaiczny, niedzisiejszy, wręcz śmieszny. A także o teatrze, który próbuje go zastąpić, wynaleźć nowy język, o wymianie pokoleń. Nie przenosimy tej sztuki w lata 50. czy 40., jak w oryginale, ale nie kładziemy też wyraźnego akcentu na umiejscawianie jej we współczesności. To historia uniwersalna. Pokolenia w teatrze zmieniają się co dekadę, dwie. Mamy tu sytuację, w której teatr, który reprezentuje Sir - grany przez Jana Englerta - stał się nieznośny, śmieszny. Pojawia się młody bohater, który oznajmia - czekam na nowy ład, nowe rozdanie. Kto będzie prowadził ten zespół? Ja! O tym także jest ten spektakl" - tłumaczył.
Englert mówił: "podejrzewam, że nikt z nas nie wyłapuje tego momentu, w którym traci nad sobą kontrolę". "To zatarcie granicy między kontrolowanym aktorstwem i aktorstwem nieświadomym; między świadomością działania, a zwierzęcym instynktem przetrwania wydaje mi się jednym z najciekawszych aspektów tego spektaklu" - powiedział Jan Englert. "To świetnie napisany utwór. Nie wiem czy dla widza będzie to aż tak interesujące jak dla aktorów i ludzi teatru. Widza zainteresuje, jak myślę, zależność podrzędnego aktora, który został garderobianym, z Mistrzem, któremu się powiodło" - dodał.
Występują: Jan Englert, Janusz Gajos, Edyta Olszówka, Beata Ścibakówna, Michalina Łabacz, Jacek Mikołajczak i Karol Pocheć; reżyseria: Adam Sajnuk; scenografia: Katarzyna Adamczyk.(PAP)
pj/ mow/