Nie jestem typowym polskim czytelnikiem Herberta. Ja go czytam ahistorycznie i uniwersalnie. To poeta miłości – powiedział Maciej-Zaremba Bielawski, który pracy nad przełożeniem na szwedzki poezji Herberta zawdzięcza związek ze swoją żoną, poetką i pisarką Agnetą Pleijel.
PAP: We wtorek, w 95. urodziny Zbigniewa Herberta, będzie pan gościem wieczoru poświęconego wspomnieniom o poecie. W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że ten wybór organizatorów nie jest oczywisty.
Maciej Zaremba-Bielawski: Nie jestem ani poetą, ani historykiem literatury, ani krytykiem, a tłumaczem tylko z doskoku. Ale Herbert bardzo wiele dla mnie znaczy - to poeta, który odmienił moje życie. Przy pomocy jego poezji udało mi się zdobyć kobietę, która jest moją żoną.
PAP: Pracowaliście razem nad przekładem "Raportu z oblężonego miasta" na język szwedzki, który ukazał się w 1985 roku. Dla emigranta z Polski trudno znaleźć inny utwór, który mówiłby więcej o rzeczywistości, od której pana rodzina uciekła w 1968 roku.
Maciej Zaremba-Bielawski: Nie "Raportem z oblężonego miasta" ją uwiodłem. Że jestem niezłomnym Polakiem - patriotą, to ona wiedziała już wcześniej, i aż za dobrze. Wiedziała też doskonale, czym był sowiecki komunizm, jeszcze zanim ją spotkałem, robiła wywiady z Vaclavem Havlem, z Leszkiem Kołakowskim... Wiersze Herberta zadziałały, gdy musiałem ją przekonać, że można na mnie polegać, że zmysłowość u mężczyzny nie jest oznaką słabości charakteru. Takie utwory jak "Dusza Pana Cogito", "Fotografia", wiersze prozą ze zbioru "Hermes, pies i gwiazda" przekładałem nocami, a rano kładłem na stole kuchennym. Jak widać, okazało się to skuteczne.
PAP: Herbert wiedział o tej kampanii uwodzenia za pomocą jego wierszy?
Maciej Zaremba-Bielawski: Tak. Chyba mi kibicował. Jak pierwszy raz się spotkaliśmy, to zwierzyłem mu się, do czego używam jego poezji. Dwa lata później przyjechałem podziękować, przywożąc żonę. Gdy Herbert dowiedział się, że kobieta, o którą walczyłem, jest poetką, to z marszu zgodził się, żebyśmy razem przełożyli na szwedzki "Raport z oblężonego miasta", który jeszcze nie był wydany po polsku. Pracowaliśmy na maszynopisach z własnoręcznymi poprawkami autora.
PAP: Jak język szwedzki współgra z poezją Herberta?
Maciej Zaremba-Bielawski: Jest taka teoria, że wszystko da się przełożyć, że można w innym języku wyrazić wszystkie zawarte w wierszu sensy, tylko że to już nie będzie poezja. Herbert był bardzo krytyczny wobec przekładów swoich wierszy na francuski, mówił, że przekład wychodzi "za bardzo retoryczny", nie zachwycały go też przekłady na niemiecki, które dla niego brzmiały jak "wykład filozoficzny". Natomiast bardzo cenił przekłady swoich wierszy na angielski. Tłumaczenia na szwedzki nie mógł ocenić, bo nie znał języka, ale szwedzki i angielski należą do tej samej grupy języków o nieskomplikowanej gramatyce, języków lapidarnych, a Herbert jest i był lapidarny.
PAP: Czy coś w tych wierszach okazało się nieprzekładalne?
Maciej Zaremba-Bielawski: Bardzo męczyliśmy się nad niektórymi szczegółami. Okazywało się, że najprostsze słowa są nieprzetłumaczalne. Na przykład kolor czerwony ma w języku polskim inne konotacje niż w szwedzkim - to nie jest, w językowym sensie, ta sama barwa. Problem sprawiło też słowo "śmieszny". Okazuje się, że Polacy i Szwedzi śmieją się z różnych rzeczy i w różny sposób. W języku szwedzkim słowo najbliższe znaczeniowo polskiemu przymiotnikowi "śmieszny" nie ma takiej konotacji czułej pobłażliwości, jaką wyrażamy, określając na przykład dziecięce przekręcanie słów jako "śmieszne". W szwedzkim to jest słowo bliższe znaczeniowo polskiemu szyderstwu. Herbert jest bardzo trudny w tłumaczeniu ze względu na bogactwo konotacji, znaczeń zawartych w każdym wersie.
PAP: Czy czytał pana wydaną w zeszłym roku biografię Herberta pióra Andrzeja Franaszka?
Maciej Zaremba-Bielawski: Czytywałem raczej, niż przeczytałem. Trochę się przed tą książką wewnętrznie bronię, bo kontekst biograficzny wypacza percepcję wierszy Herberta. Myślę, że emigracja uratowała dla mnie Herberta jako poetę uniwersalnego i osobistego, bez uwikłania w koniunktury polityczne. Nie było mnie przy tym, kiedy zarzucano mu "niewłaściwą estetykę" i nie było mnie przy tym, gdy był windowany na cokoły. Herbert pozostał dla mnie poetę intymnym, egzystencjalnym. Wolę czytać Herberta tak, jak będą go czytać powiedzmy Chińczycy za sto lat, nie widząc nawet, gdzie ta Polska leży, tak jak my dzisiaj czytamy Szekspira.
PAP: Biografia pokazuje m.in., jak potwornym ciężarem była dla Herberta choroba psychiczna. Pan, wychowany przez rodziców-psychiatrów, pewnie zdawał sobie z tego sprawę wcześniej.
Maciej Zaremba-Bielawski: To było bardzo przykre, on bardzo cierpiał fizycznie i psychicznie. Choroba rzucała go z jednego stanu w drugi, to bardzo niesprawiedliwe, że los tak go doświadczył. Oczywiście jest tak, że wszyscy wyjątkowo uzdolnieni ludzie odbiegają psychicznie od normy i cierpią z tego powodu. Nie znam żadnego zadowolonego z siebie i psychicznie harmonijnego twórcy. Herbert był chory, ale to rozdarcie, obecne w całej jego twórczości, miedzy wartościami a zmysłowością, to jest los każdego człowieka. Tylko nie każdy odczuwa to z taka siłą i potrafi tak subtelnie wyrazić.
PAP: Można powiedzieć, że w naszym spolaryzowanym politycznie świecie wiersze Herberta są częściej przywoływane przez środowiska prawicowe...
Maciej Zaremba-Bielawski: Chyba tylko w Polsce, nigdzie indziej. To znaczy, że ci ludzie zubożają polską kulturę. Herberta nie da się pojmać w stanie żywym. Żeby to zrobić, trzeba mu amputować co drugi wiersz. Ja przypominam wiersz "O dwu nogach Pana Cogito" zakończony frazą: "tak oto/ na obu nogach/ lewej którą przyrównać można do Sancho Pansa/ i prawej/ przypominającej błędnego rycerza/ idzie/ Pan Cogito/ przez świat/ zataczając się lekko". Należałoby wskrzesić jeden z wynalazków gospodarki planowej - sprzedaż wiązaną. Powinno się ustawowo zagwarantować, że poezja Herberta podlega konsumpcji wiązanej: nie wolno czytać "Przesłania Pana Cogito", nie ucząc się jednocześnie na pamięć "Dwóch nóg Pana Cogito", zabrania się lektury "Potęgi smaku" bez recytacji wiersza "Dalida". Ten, kto chce głośno czytać "Wilki" musi najpierw sto razy przepisać "Pięciu". Rok temu, w rocznicę urodzin Herberta J. M. Coetzee zakończył swoje wystąpienie hołdem dla poety, który pozostał wierny człowiekowi z krwi i kości. Ja pragnę dodać wdzięczność za to, że pozostał także wierny sobie, mojemu Herbertowi. Poecie miłości.
Rozmawiała Agata Szwedowicz (PAP)
aszw/ itm/