„Chopin sam się obroni” – mówili jedni, drudzy twierdzili, że to projekt nierealny, inni rozkładali bezradnie ręce, wskazując, że nie ma pieniędzy. Dwa lata walczył pianista i pedagog Jerzy Żurawlew, by urzeczywistnić swoją ideę – muzycznej rywalizacji do nut polskiego kompozytora. Aż wreszcie 23 stycznia 1927 r. w sali Filharmonii Warszawskiej popłynęły pierwsze dźwięki. Tak rozpoczęła się historia jednego z najbardziej prestiżowych muzycznych konkursów świata – Konkursu Chopinowskiego.
„Chopin to zło” i „strzały Piłsudskiego”
Niewiele osób poza koncertową salą mogło usłyszeć te pierwsze dźwięki. Radio w Polsce dopiero raczkowało. Do nielicznych szczęśliwców należał Jerzy Waldorff. Niewiele wcześniej jego ojciec kupił urządzenie o nazwie Superheterodyna, czyli rodzaj radioodbiornika. Zostało ono podłączone do akumulatora samochodowego, bo w domu nie było jeszcze elektryczności. „Wszyscy słuchaliśmy po kolei i w końcu przyszedł ten dostojny moment, gdy babka zechciała posłuchać, jakże ten Chopin w Warszawie brzmi. Więc usiadła do aparatu, a my założyliśmy jej słuchawki. Nie usłyszała jednak muzyki, tylko jakiś bełkot i trzaski. Purpurowa ze złości zdjęła więc słuchawki i powiedziała: - Co wy mi tu wygadujecie, że tam jakieś nokturny grają, przecież to znowu Piłsudski strzela” – opowiadał znany dziennikarz muzyczny.
Paradoksalnie właśnie te „strzały Piłsudskiego” pomogły zorganizować pierwszy konkurs.
Pomysłodawcą konkursu był Żurawlew, choć inspiracja być może wyszła od jego nauczyciela Aleksandra Małachowskiego.
„Wracałem z Białegostoku pociągiem. Pełno było młodzieży. Usłyszałem ich rozmowy: ‘Chopin to jest zło’, ‘roztkliwia duszę ludzką’, ‘to jest sentymentalizm, którego nie da się pogodzić z dzisiejszym światem’, ‘trzeba go wycofać z programu konserwatorium’. ‘No ładne rzeczy, jak temu zapobiec’ - pomyślałem. Pomyślałem, że skoro szaloną popularnością cieszą się wszelkiego rodzaju zawody sportowe, to może właściwą formą będzie konkurs” – mówił w polskim radiu.
Droga od pomysłu do realizacji okazała się nadzwyczaj wyboista. Starania trwały aż dwa lata, bo wszędzie gdzie próbował zdobyć fundusze i pomoc w organizacji natrafiał na mur. „Spotkałem się z absolutnym niezrozumieniem, obojętnością, a nawet niechęcią. Opinia muzyków była jednomyślna: Chopin jest tak wielki, że sam się obroni. W Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego oznajmiono, że nie ma środków, (...) a w ogóle pomysł jest nierealny do wykonania. Nie poddawałem się; wysiadywałem godzinami pod drzwiami dygnitarzy w Ministerstwie, znosiłem wiele upokorzeń.” Nawet gdy udało się znaleźć część środków, sprawa utknęła u prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, który odmówił objęcia protektoratu nad imprezą.
Wszystko zmieniło się po zamachu majowym. „Tymczasem nastąpiła w Polsce zmiana władzy – wspominał dalej Żurawlew - Postanowiłem to wykorzystać (...). Korzystając z protekcji (...) zostałem przyjęty przez prezydenta Ignacego Mościckiego. Prezydent zainteresował się sprawą konkursu, z miejsca wyraził zgodę, udzielił wysokiego protektoratu i przyznał I nagrodę swojego imienia. (...) Od tego momentu sprawy potoczyły się w błyskawicznym tempie.(...) Komitet Organizacyjny, do którego powołano najwybitniejszych przedstawicieli świata muzycznego, miał za zadanie opracowanie statutu Konkursu, programu muzycznego, wybór jury Konkursu; jednym słowem wszystkiego, co tyczyło strony merytorycznej imprezy”.
Od tej chwili wszystko stało się prostsze – w Ministerstwie Wyznań Religijnych znalazły się jednak pieniądze. Niebagatelny wpływ na sukces miały też… zapałki, a właściwie dyrektor Polskiego Monopolu Zapałczanego, który„dał gwarancję w wysokości 15 tys. zł na organizację konkursu”. Henryk Rawkiewicz użyczył także swój dom, w nim do występów przygotowywali się uczestnicy konkursu.
Sprawy organizacyjne przejęło Warszawskie Towarzystwo Muzyczne. Prace ruszyły z kopyta – tym bardziej, że otwarcie konkursu zaplanowano na październik.
Inauguracja z poślizgiem
Konkurs miał się rozpocząć 15 października, na dwa dni przed 77. rocznicą śmierci pianisty. Inauguracja miała zbiec się z odsłonięciem pomnika Chopina w Łazienkach Królewskich. Tego terminu nie udało się dotrzymać, a konkurs przeniesiono na koniec stycznia.
Ceremonia otwarcia rozpoczęła się punktualnie o 11. Sala koncertowa Filharmonii Warszawskiej była pełna. Na początek przybyli usłyszeli „Poloneza op.53”, dopiero później doszło do przemówień. W samym konkursie wzięło udział 26 pianistów – 16 z Polski, 4 z ZSRR (wśród nich wybitny później kompozytor Dmitrij Szostakowicz), a także po jednym reprezentancie Austrii, Belgii, Holandii, Łotwy, Szwajcarii i Węgier. Żaden z nich nie przekroczył 28 lat.
Ponoć początkowo Żurawlew planował, by rywalizacja odbywała się drużynowo. Jak twierdzi Waldorff: „Żurawlew myślał w ten sposób, że jeśli były do tej pory jakieś ‘zapasy muzyczne’, jakieś wyścigi do nagród, najwyżej były to tak zwane turnieje wielkich mistrzów. Wpadł więc na pomysł, żeby zrobić coś w rodzaju drużyn młodzieży, wieloosobowych, z wielu krajów, które będą grały i będzie jury, które będzie wyznaczało nagrody”.
Ostatecznie jednak zdecydowano się na rywalizację indywidualną. Przez pierwsze pięć dni trwały eliminacje, do finału, w którym trzeba było zagrać jeden z koncertów Chopina zakwalifikowało się ośmiu pianistów – po czterech z Polski i ZSRR.
Tuż przed finałem doszło do sporego zamieszania i pierwszej w historii konkursów kontrowersji. Jeden z zakwalifikowanych Jerzy Briuszkow skaleczył się w rękę. „Wakans ósmego miejsca zająć ma według regulaminu kandydat z ogólnej liczby konkurentów, któremu przyznano największą ilość punktów. Jest nim p. Marja Barówna, której imię zapowiedziane na sali wywołuje niemałe zdziwienie. Więc Gimpel, Prażmowski, Mombaerta, Ochlewska mieliby ustąpić Barównie! Vox populi brzmi inaczej! Toteż wiadome forsowanie p. Barówny przez prof. Michałowskiego jest cieniem, podającym na całe jurry” – relacjonował „Kurjer Poranny”.
Barówna ostatecznie zrezygnowała i w finale zagrał Edward Prażmowski. Pierwszego dnia finałów wystąpiło dwóch pianistów, pozostali zagrali 7 ostatniego dnia. „Cztery i pół godziny muzyki, nieustannej pracy orkiestry i dyrygenta, w natłoczonej sali, gdzie zainteresowanie i entuzjazm zagęszczają powietrze! - oto zewnętrzny obraz sytuacji bojowej w której teraz toczy się ożywiona rozgrywka – pisał „Kurjer” - Jak z tych sześciu wybrać sprawiedliwie trzech laureatów? Niełatwy był wybór głównie dlatego, że zadanie powszechnej konkurencji „recitalowe” różni się znacznie od zadania wyborowej elity, t.j. od zagrania koncertu z orkiestrą. W pierwszym chodzi o niuans, walor, intymność, w drugim o ciężar gatunkowy tonu, monumentalność frazy”.
Jury naradzało się bardzo długo – według „Kurjera” werdykt ogłoszono dopiero ok. 22.30. „Pierwsze miejsce wśród kandydatów wczorajszych zajął Lew Oborin (...). Ogólny rezultat gry stanął na wyżynie (...). Słuchacza Słowianina podbija Oborin poetyczną, niezmiernie ujmującą prostotą, wysoce uduchowionym pojmowaniem muzyki Chopinowskiej, skromnością i duchową czystością swej sztuki wykonawczej (...). Całość każdego utworu ma z góry właściwy plan rozumny i zgodny z treścią dzieła i duchem autora. Słowem, stoimy tu już na gruncie prawdziwej sztuki” – pisał w warszawskiej prasie prof. Stanisław Niewiadomski.
Druga i trzecia przypadły Polakom Leopoldowi Szpinalskiemu i Róży Etkinównie. Wszyscy otrzymali też nagrody pieniężne – Oborin 5 tys., Szpinalski 3, a Etkin 2 tys. zł. Szostakowicz i pięciu innych pianistów zostało wyróżnionych.
Konkurs zakończył się też ogromnym sukcesem organizacyjnym. Odtąd miał się odbywać cyklicznie co 5 lat. A jak wspominał twórca konkursu prof. Żurawlew jego pierwsze odsłony? „Pierwszy i drugi konkurs to był zbiór takich ‘nacjonalistycznych’ obrazków. Węgier na pikantnie, z papryką. Niemiec, tak jak oni to potrafią, jak rozczulanie nad biednym wróbelkiem. Francuz – czuje się selenowość (księżycowość), powierzchowną, błyskotliwą. Włosi – ogromna jaskrawość kolorystyki, krzykliwy patos. Rosjanie, Polacy, Słowianie mieli rys północny, najbliższy tej tęsknocie chopinowskiej. Ale z każdego można coś wyciągnąć, bo każdy chce zachować jakieś własne ‘ja’. I to jest ciekawe. Teraz gra się po chopinowsku, co naturalne: eksperymentując z formą, dochodzi się do najlepszej”.
Przed wojną odbyły się jeszcze dwie edycję Konkursu w 1932 i 1937 r. Kolejną zorganizowano 12 lat później. Wówczas uczestnicy zagrali w sali budynku „Roma” przy ul. Nowogrodzkiej, tymczasowej siedzibie Filharmonii i Opery Warszawskiej. Kolejny odbył się po sześciu latach – opóźnienie spowodowanego było odbudową budynku Filharmonii. Później wrócono do cyklu pięcioletniego i tak jest do dziś.
Za to zmienił się termin Konkursów. Do 1965 r. odbywały się zimą w okolicach daty przyjmowanej za rocznicę urodzin Chopina – 22 lutego. Ze względu na dużą liczbę infekcji w tym okresie – także wśród jurorów i uczestników, postanowiono wrócić do pierwotnego październikowego terminu.
Łukasz Starowieyski
Źródło: Muzeum Historii Polski