Jerzy Pilch był jednym z najważniejszych moich przyjaciół. Myślę, że jego twórczość, jego literatura – to, co pisał pod koniec życia krwią – było takim cyrografem, w którym w końcu pokonał śmierć – mówi PAP dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie, dramatopisarz Tadeusz Słobodzianek.
"Bardzo dotknęła mnie ta wiadomość, bo rozmawiałem z Jurkiem trzy dni temu. Razem ze swoją żoną Kingą tłumaczyli dla Teatru Dramatycznego w Warszawie +Chorego z urojenia+. To jest taka dziwna sztuka Moliera, w której bohaterowi wydaje się, że jest chory i ma różne fanaberie - warto wiedzieć, że tak naprawdę Molier umarł, grając w niej" - mówił PAP Słobodzianek.
"To, że tłumaczenie właśnie tej sztuki było ostatnią rzeczą, którą Jurek się zajmował, ogromnie mną wstrząsnęło" - podkreślił dramatopisarz.
Przyznał, że wiadomość o śmierci przyjaciela przyszła niespodziewanie. "Dla mnie to jest szok, że to stało się tak prędko, chociaż Jurek tańczył ze śmiercią już od bardzo dawna - nie wiem, czy nie od początku swojego życia" - mówił. "Ten taniec ze śmiercią udawał się Jerzemu, w tym sensie, że to on wydawał się prowadzącym" - wyjaśnił.
"Z jednej strony jest mi bardzo, bardzo smutno - a z drugiej strony myślę, że Pilch należy już do wieczności, gdzie zawsze chciał się znaleźć i myślę, że mu tam będzie dobrze" - powiedział Słobodzianek. Dodał, że czytelnicy "na pewno będą kultywować pamięć o nim".
"Myślę, że jego twórczość, jego literatura - to, co pisał pod koniec życia krwią - było takim cyrografem, w którym w końcu pokonał śmierć" - podkreślił Słobodzianek.
Przypomniał, że "byli bardzo blisko ze sobą w latach ich młodości", w końcówce lat 70. i na początku lat 80. XX wieku. "Razem spędzaliśmy czas przed stanem wojennym, okres pierwszej +Solidarności+ i bardzo często się wtedy spotykaliśmy; dużo razem też bawiliśmy się, często spieraliśmy. To była taka przyjaźń z epoki, że tak powiem kształtowania się osobowości - ostatnie lata studiów i trochę po studiach" - mówił. "Myślę, że to był jeden z najważniejszych moich przyjaciół" - podkreślił dramatopisarz.
"Byliśmy marzycielami. Jurek przygotowywał się do pisania prozy. Ja się szykowałem do napisania dramatów" - wspominał autor "Naszej klasy".
Słobodzianek zwrócił uwagę, że po latach, gdy się spotykali "zawsze towarzyszyło nam zdumienie i podziw, że nasze plany tak się udaje realizować". "Do tego stopnia, że kiedy Jurek dostał Nagrodę +Nike+, a w parę lat później ja - to byliśmy niezwykle szczęśliwi i pełni niedowierzania" - podkreślił.
Dyrektor Teatru Dramatycznego zwrócił uwagę, że jego materią były wspomnienia. "Ja nigdy smykałki do wspomnień nie miałem" - dodał.
Słobodzianek wyjaśnił, że "ostatnimi czasy z powodu naszych licznych zajęć te relacje się trochę rozluźniły". "A jednak w ostatnim roku znowu się do siebie zbliżyliśmy. Odwiedziłem go w tej jego chorobie, która przeszkadzała mu żyć. Kibicowałem mu w tej jego wyprowadzce do Kielc, bo liczyłem na to, że ofiarnie zajmie się nim w końcu Kinga" - powiedział.
Przyznał, że Pilch zamierzał "uporządkować sprawy ze swoją twórczością". "I nawet mu trochę zazdrościłem, że tak się dobrze zorganizował - nie wiedząc, że to jest pod koniec jego życia" - dodał Słobodzianek.(PAP)
autor: Grzegorz Janikowski
gj/ wj/