Dołączenie Polski do Unii Europejskiej miało sprawić, że powróci normalność, że w Polsce będzie tak jak na Zachodzie, o czym w czasach komunistycznych wielu ludzi marzyło – mówi PAP dr Paweł Ukielski z Instytutu Studiów Politycznych PAN. 15 lat temu, 1 maja 2004 r., Polska przystąpiła do UE.
Polska Agencja Prasowa: Jakie 15 lat temu, a nawet jeszcze wcześniej – w czasie kampanii referendalnej – widziano korzyści wynikające z obecności Polski w Unii Europejskiej?
Dr Paweł Ukielski: Przede wszystkim chodziło o zwieńczenie kilkunastoletniego procesu wychodzenia z komunizmu i przełamywania dawnej żelaznej kurtyny, a także o ponowną reintegrację kontynentu oraz o to, że Polska dzięki temu będzie uczestniczyć we wszystkich najważniejszych decyzjach, które zapadają w Europie, że stanie się pełnoprawnym aktorem z pełnym prawem głosu w ramach Unii Europejskiej.
Ważna również była kwestia bezpieczeństwa. Uważano, że pięć lat po wejściu do Paktu Północnoatlantyckiego Polska będzie w pełni zakotwiczona w drugiej najważniejszej strukturze euroatlantyckiej. W sytuacji, w latach dziewięćdziesiątych znaleźliśmy się w tzw. szarej strefie bezpieczeństwa, było to niebagatelnym argumentem od strony stricte politycznej.
PAP: Czy widziano też pozapolityczne korzyści?
Dr Paweł Ukielski: Oczywiście poruszano także argumenty ekonomiczne. Wskazywano na kwestie licznych funduszy, na które Polska mogła liczyć po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Miały one przynieść modernizację, a także nadrobić stracony w czasach komunistycznych dystans do krajów zachodnich.
PAP: Czy odwoływano się również do pewnego rodzaju emocji?
Dr Paweł Ukielski: Było wywołane ogólne wrażenie, że przystąpienie Polski do Unii Europejskiej będzie spełnieniem marzeń po dziesiątkach lat. W czasach komunistycznych wielu ludzi marzyło, żeby powróciła normalność, żeby w Polsce było tak jak na Zachodzie.
PAP: Czy dostrzegano wówczas także negatywne skutki obecności Polski w Unii?
Dr Paweł Ukielski: Oczywiście pojawiała się także argumentacja i środowiska tzw. eurosceptyczne, które podejmowały tematy krytykujące rozwiązania struktury unijnej i wysuwały z tego wniosek, że Polska nie powinna do Unii Europejskiej przystępować.
Jedną z zasadniczych linii argumentacji tych środowisk była kwestia ograniczenia suwerenności. Ich teza brzmiała: dopiero co wyrwaliśmy się spod kurateli Moskwy, a teraz przejdziemy pod kuratelę Brukseli, a tak naprawdę Berlina.
Drugą wskazywaną kwestią była kwestia ideologiczna. Uważano, że Unia Europejska w sferze światopoglądowej będzie nam narzucać pewne rozwiązania, z którymi niekoniecznie musimy się zgadzać. Przywoływano kwestie związane z aborcją, obecnością religii w życiu publicznym czy małżeństwami homoseksualistów.
PAP: Czy w debacie publicznej zarówno pozytywne aspekty, jak i obawy były w takim samych stopniu eksponowane?
Dr Paweł Ukielski: Z całą pewnością dużo silniejsze były głosy, które przemawiały za wstąpieniem do Unii Europejskiej. Krytycy mówili wręcz o zmasowanej propagandzie, która ze wszystkich stron atakowała Polaków.
Trzeba pamiętać, że właściwie wszystkie ówczesne główne ugrupowania polityczne opowiadały się za przystąpieniem do Unii Europejskiej, za głosowaniem w referendum na korzyść członkostwa. Zarówno rządzący wówczas Sojusz Lewicy Demokratycznej, jak i rosnące w sondażach popularności Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość wyraźnie opowiadały się za członkostwem, chociaż różnie rozkładano akcenty. Nie można też zapominać, że zdecydowanym zwolennikiem członkostwa Polski w Unii Europejskiej był olbrzymi autorytet – papież Jan Paweł II.
W tej sytuacji, przy takiej nierównowadze politycznej i „rządu dusz”, argumenty przeciwników na pewno nie brzmiały równie głośno.
PAP: Wspomniał pan doktor o Janie Pawle II. Na czym polegała jego rola w polsko-europejskiej integracji?
Dr Paweł Ukielski: Oprócz tego, że był on wielkim autorytetem, przywódcą religijnym, teologiem i osobą o niezwykłej charyzmie, był też bardzo wytrawnym politykiem. Nie odegrał co prawda roli bezpośrednio politycznej w samym procesie przystępowania, natomiast cała jego działalność właściwie już od momentu wstąpienia na tron Piotrowy miała na celu najpierw odzyskanie przez Polskę niepodległości, a następnie zakotwiczenie Polski w świecie Zachodu. Niezależnie od tego, że niektóre kwestie, właśnie te światopoglądowe, bardzo ostro krytykował, to uważał, że miejsce Polski jest absolutnie w strukturach euroatlantyckich.
Jego głos w tej debacie był niezwykle istotny i został wysłuchany przez część prawicowych ugrupowań, które nawet widząc zagrożenia ze strony światopoglądowej, idąc za głosem papieża Jana Pawła II, rekomendowały czy wręcz agitowały na rzecz głosowania za przystąpieniem do Unii Europejskiej.
PAP: Jaki jest bilans nastrojów po 15 latach obecności w Unii Europejskiej?
Dr Paweł Ukielski: Poparcie dla członkostwa Polski w Unii Europejskiej jest stale na bardzo wysokim poziomie. Uważam jednak, że zmienia się postrzeganie samej Unii. Polacy są dużo bardziej eurorealistami.
Z jednej strony cały czas twierdzi się, że bilans jest dodatni, a Polska powinna być członkiem Unii. Dostrzega się rozwój infrastrukturalny i skokowy wzrost możliwości gospodarczych, trwałe zakotwiczenie w świecie zachodnim oraz swobody poruszania się po całej Europie. Bez wątpienia jednak z drugiej strony w dużo większym stopniu pojawia się refleksja, że Unia Europejska nie jest rajem na ziemi, jak przynajmniej część z nas myślała przed przystąpieniem. W czasach komunistycznych na Zachód patrzyło się jak na jakiś kolorowy sen, do którego od czasu do czasu, jeśli miało się tyle szczęścia, można było się wyrwać.
Gdy zostaliśmy pełnoprawną częścią tego Zachodu, przyszło otrzeźwienie. Polacy spostrzegli, że nie jest to żaden raj, tylko jest to również twarda polityka, gdzie trzeba umieć bić się o swoje – co nie zawsze nam wychodzi – że korzyści gospodarcze mają też swoją cenę, że biurokracja Unii, jest często, nawet z punktu widzenia osoby, która pamiętała komunizm, absurdalna.
Trzeźwo dostrzegamy obecnie, że członkostwo w Unii nie przynosi samych plusów, lecz jest to bilans plusów i minusów. Jednak według wszystkich badań między siedemdziesiąt parę a osiemdziesiąt parę procent Polaków uważa, że nasze miejsce jest w UE. W ich ocenie zatem w tym bilansie plusy przeważają.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp/ ls/