Z Piotrem Wilkoszem, kuratorem wystawy „1920. Cud Wisły” w Muzeum Narodowego w Krakowie, rozmawia Magdalena Szumiec.
Magdalena Szumiec: Jaki charakter ma przygotowana przez pana wystawa?
Piotr Wilkosz: Czysto historyczny. Może dlatego, że sam jestem historykiem i wartości artystyczne mają dla mnie drugorzędne znaczenie.
Magdalena Szumiec: Ale nazwiska prezentowanych tu autorów plakatów, które stanowią centralną oś ekspozycji, są z pierwszej półki.
Piotr Wilkosz: Bo rzeczywiście Wydział Propagandy Ministerstwa Spraw Wojskowych zamawiał plakaty u znakomitych autorów. Mamy tu prace m.in. Józefa Mehoffera, Józefa Ryszkiewicza, Kamila Mackiewicza czy Karola Homolacsa.
Magdalena Szumiec: W jakim celu one powstawały?
Piotr Wilkosz: Inspiracją dla twórców było zagrożenie dopiero co odzyskanej niepodległości. Chcieli przekazać swoim odbiorcom treści patriotyczne, zachęcić ich do obrony ojczyzny, a co za tym idzie obrony chrześcijaństwa i kultury zachodniej przed nawałnicą bolszewicką. Duża część z tych plakatów powstała wiosną 1920 r. Gospodarka odrodzonego kraju wymagała odbudowy ze zniszczeń spowodowanych I wojną światową, dlatego rząd musiał zwrócić się do obywateli o dodatkowe środki finansowe. Pokazywane przez nas plakaty zachęcają więc do kupna obligacji Pożyczki Odrodzenia Polski.
Magdalena Szumiec: A czemu poświęcona jest druga grupa plakatów?
Piotr Wilkosz: Pochodzą one tuż sprzed i z czasu samej Bitwy Warszawskiej, toczonej między 13 a 25 sierpnia 1920 r. Wojsko polskie w wojnie z bolszewikami poniosło już wcześniej straty i trzeba było je jakoś uzupełnić. Były to straty w ludziach związane w pewnej części, nie ma co ukrywać, z dezercją. Z dokumentów wiemy, że uciekali żołnierze z poboru, którzy zostali wzięci do wojska nie z własnej woli. Trzeba było więc szukać ochotników i właśnie takie zadanie miały rozwieszane wówczas plakaty. To było logiczne, bo ochotnik może miał mniejsze doświadczenie wojskowe, ale za to wiedział po co wstępuje do armii. 8 lipca 1920 r. powołano zresztą Armię Ochotniczą, na której czele stanął generał Józef Haller. Zebrała ona ponad 100 tys. żołnierzy. To dzięki tym ludziom udało się pod Warszawą zatrzymać bolszewików.
Magdalena Szumiec: Ma pan wśród tych plakatów swoje ulubione?
Piotr Wilkosz: Dla mnie ważne są dwa z nich. Na jednym widzimy Lwa Trockiego przedstawionego jako diabła na tle stosu czaszek, a na drugim kozaka siejącego zniszczenie. Mamy tu trupy, podpalone domy... W obydwu wypadkach jest to zapowiedź tego, co będzie działo się w przyszłości, zapowiedź napadu Związku Radzieckiego na Polskę i Katynia.
Magdalena Szumiec: Polskie plakaty zostały na wystawie zestawione z plakatami radzieckimi. Skąd one się tu wzięły?
Piotr Wilkosz: Tak, jak pozostałe prezentowane przez nas eksponaty, stanowią część kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie. Pochodzą od ludzi, którzy zrywali je z murów. Tak, jak w Polsce, tworzyli je wybitni artyści, choćby Włodzimierz Majakowski, pracujący na zamówienie Rosyjskiej Agencji Telegraficznej. Mają one bardzo ofensywny charakter i szczególną wymowę, która w dużej mierze zawarta jest w haśle jednego z nich: „Nie będzie miał Rosjanin czy Ukrainiec pana nad sobą”. Pana, czyli polskiego szlachcica. Widzimy tu na przykład dzielnego robotnika, prawdopodobnie hutnika, który odszedł od pieca. Stoi on pod kabaretem, z którego wyszli polscy panowie. Widnieje na nim podpis: „Jeśli nie chcecie powrotu przeszłości - karabin do ręki! Na polski front”. Na innym plakacie widzimy z kolei nadziewanego na bagnety polskiego szlachcica z karabelą i w magierce na głowie. Jest też plakat z napisem zwracającym się bezpośrednio do Ukraińców: „Kozaku, dla ciebie jest jedna droga, z Rosją”.
Magdalena Szumiec: Plakaty uzupełnione są rysunkami i obrazami. Jaki był ich dobór?
Piotr Wilkosz: Na wystawie pokazujemy w dużej części rysunki naocznego świadka walk, malarza Wiktora Gutowskiego. W 1914 r. wstąpił on do Legionów Polskich i służył w 2 Pułku Piechoty. Kiedy odszedł z wojska w 1920 r., zrobił szkice, także olejne, wyglądu żołnierza polskiego. Szczegółowo utrwalił na nich mundury, furażerki, wojskowe oporządzenia, ponieważ przymierzał się do namalowania wielkiej panoramy Bitwy Warszawskiej. Ostatecznie jednak dzieło to nie powstało.
Magdalena Szumiec: To może być dla historyka cenny dokument?
Piotr Wilkosz: Tak, widać jak wierne są to szkice, gdy zestawimy je z autentycznymi mundurami i bronią. Możemy to zrobić na naszej wystawie, gdzie pokazujemy kurtkę jeszcze z czasów legionowych, ale używaną w odrodzonym wojsku polskim, kurtkę kapelana Armii Polskie przybyłej z Francji czy mundur Edwarda Kleszczyńskiego (pseudonim „Dzik”). Mamy też szablę podarowaną lekarzowi z batalionu zapasowego 42 Pułku Piechoty z dedykacją wygrawerowaną na głowni w lipcu 1920 r., a także szablę po generale Kazimierzu Sosnowskim. Otrzymał ją jeszcze w 1916 r. od 1 Pułku Strzelców Legionów Polskich i nosił zawsze przy sobie. No i jest broń palna. Możemy zobaczyć tu pistolety i karabiny produkcji japońskiej, włoskiej, austro-węgierskiej, niemieckiej, francuskiej. Bowiem używano wówczas każdej broni, którą można było dostać na rynku.
Magdalena Szumiec: Eksponaty związane z uzbrojeniem wieńczą ekspozycję w Muzeum Narodowym w Krakowie. Jednak zanim ją opuścimy, trafimy jeszcze na dość zaskakujący radziecki plakat.
Piotr Wilkosz: Powstał on w 1919 r. i przedstawia narody całego świata, witające Armię Czerwoną. Proszę zwrócić uwagę, kto wita radzieckich żołnierzy. Mamy tu Indianina, murzyna, amerykańskiego trapera i Chińczyka. Przez to plakat ten ma szczególną wymowę, a robi jeszcze większe wrażenie, kiedy spojrzymy na znajdujące się obok słowa autorstwa Lenina. Powiedział on, że gdyby Polska stała się radziecka, pokój wersalski zostałby rozbity. W ten sposób rewolucja mogłaby się wylać na cały świat. Na szczęście stał się cud nad Wisłą.
Rozmawiała: Magdalena Szumiec
Źródło: MHP