Po 20 latach starań pomnik upamiętniający pół miliona ofiar nazizmu wśród narodowości Romów i Sinti zostanie odsłonięty w środę w Berlinie. Romowie mają nadzieję, że nie tylko przypomni on straszną historię, ale będzie przestrogą przed współczesnym rasizmem.
"Jesteśmy przekonani, że odsłonięcie pomnika w Niemczech będzie również sygnałem dla Europy i całego świata, że ludobójstwo popełnione na 500 tysiącach Romów i Sinti w okupowanej przez nazistów Europie nie było tylko dodatkiem do zagłady Żydów, ale miało całkiem odrębny wymiar. Dwie trzecie niemieckich Romów i Sinti padło ofiarą tego ludobójstwa" - powiedział zagranicznym dziennikarzom w Berlinie przewodniczący Centralnej Rady Romów i Sinti w Niemczech Romani Rose.
Dodał, że pomnik nie ma służyć temu, by za czyny sprawców zbrodni obwiniać ich wnuki i prawnuki. "Republika Federalna Niemiec bierze na siebie odpowiedzialność wobec naszej mniejszości, by wymierzony w nas rasizm potępiać tak samo ostro, jak przejawy antysemityzmu" - podkreślił.
Decyzję o postawieniu pomnika niemiecki rząd podjął już 20 lat temu, ale budowa rozpoczęła się dopiero w 2008 r. i kosztowała 2,8 mln euro. W szybkiej realizacji planów przeszkodziły spory m.in. o treść napisu na monumencie czy o dopuszczalność porównania ludobójstwa na Romach i Sinti z Holokaustem.
Pomnik zaprojektowany przez izraelskiego artystę Daniego Karavana stanie na polanie tuż obok siedziby niemieckiego parlamentu. Pośrodku okrągłego ciemnego zbiornika znajduje się wyłaniający się z wody kamień, który każdego dnia ma być przyozdobiony świeżą różą, symbolizującą życie. Na tablicy wyryto wiersz "Auschwitz" Santino Spinellego oraz ważne daty i cytaty związane z ludobójstwem Sinti i Romów oraz uznaniem tej zbrodni przez władze współczesnych Niemiec.
Decyzję o postawieniu pomnika niemiecki rząd podjął już 20 lat temu, ale budowa rozpoczęła się dopiero w 2008 r. i kosztowała 2,8 mln euro. W szybkiej realizacji planów przeszkodziły spory m.in. o treść napisu na monumencie czy o dopuszczalność porównania ludobójstwa na Romach i Sinti z Holokaustem, a także niesnaski między projektantem pomnika a wykonawcą, władzami Berlina.
Jak przypomniał Romani Rose, dopiero w 1982 r. ówczesny kanclerz RFN Helmut Schmidt uznał zbrodnię ludobójstwa popełnioną ze względów rasowych na narodowości Sinti i Romów. Wcześniej dwunastu działaczy organizacji romskich, w tym Rose, przeprowadziło w Dachau strajk głodowy, domagając się uznania zbrodni przez władze niemieckie. "Mamy nadzieję, że ten pomnik będzie też pewnym zadośćuczynieniem dla ofiar, które przez wiele lat musiały same poradzić sobie ze swoim cierpieniem i czuły się zapomniane" - dodał.
Centralna Rada Sinti i Romów w Niemczech ma nadzieję, że berliński pomnik będzie przypominać o nauce, jaka płynie z tragicznej historii: że prawa człowieka i prawa mniejszości narodowych wymagają ciągłej troski. Jak ocenił Rose, również współcześnie z Romów robi się kozły ofiarne. "Jesteśmy odpowiedzialni za bezrobocie, za kłopoty gospodarcze w Europie, za przestępczość... Ten rasizm nie jest niczym nowym, znamy to już z historii. To przerażające - powiedział. - To, czego jesteśmy świadkami, wymierzone jest w demokrację, a zatem w całe nasze społeczeństwa".
Jego zdaniem kraje wschodniej Europy "nigdy nie rozliczyły się w własną odpowiedzialnością" historyczną. "To jest przyczyną rasizmu, nienawiści rasowej i antysemityzmu w tych krajach" - powiedział Rose. Według niego od upadku żelaznej kurtyny w Czechach zginęło 19 Romów, a na Węgrzech - 11. "Także w innych krajach, jak Rumunia czy Słowacja, niemal codziennie dochodzi do aktów przemocy (przeciw Romom). Przeraża też populizm, który widzimy na Zachodzie, we Francji czy Włoszech" - dodał.
Niemieccy Romowie liczą na to, że Niemcy, jako kraj o ważnej pozycji w Europie, będą wywierać presję na te kraje, w których dochodzi do dyskryminacji Romów.
W uroczystym odsłonięciu pomnika w środę wezmą udział kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent RFN Joachim Gauck, jak również około 100 ocalałych z zagłady Romów i Sinti.
Z Berlina Anna Widzyk (PAP)
awi/ mc/