Wyjazd do Tokio na igrzyska olimpijskie w 1964 roku był dla polskich sportowców dużym wydarzeniem – wspomina Marian Kasprzyk, który wywalczył tam złoty medal w boksie. Człowiek chodził po ulicach i czuł się jak w niebie – mówi PAP były pięściarz.
Przypomniał, że podróż do Tokio była długa - w jedną stronę wiodła przez Paryż, w drugą – z przesiadką na Alasce.
"Lecieliśmy w dwóch grupach, w zależności od daty startów. Ale mieliśmy na miejscu dużo czasu na aklimatyzację, treningi" – zaznaczył zwycięzca rywalizacji w kategorii półśredniej.
Urodzony w 1939 roku Kasprzyk pobyt w stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni wspomina z dużą sympatią.
"Spaliśmy w pokoju w pięciu, chodziło się w odwiedziny do kolegów, mieszkających w tym samym budynku. Było bardzo czysto. Wieczorami nasz masażysta Stasiu Zalewski przychodził nas +usypiać+. Ja nie musiałem brać żadnych środków, bo spałem świetnie w dzień i w nocy, ale niektórzy z tego korzystali" – wspominał mieszkający w Bielsku-Białej Kasprzyk.
Podkreślił, że sportowcy uczestniczący w igrzyskach dostawali +bloczki+ do konkretnej stołówki.
"Było ich kilka, a jedzenie zostało przygotowane +pod guścik+, czyli w naszym przypadku – było europejskie" – zauważył.
Wskazał, że chociaż miał czas na zwiedzanie Tokio, to raczej z tej możliwości nie korzystał.
"Nikt nie zabraniał nam wychodzić, jednak ja chciałem przede wszystkim być wypoczęty. A takie chodzenie po mieście wciąga, zapomina się o upływającym czasie, zwłaszcza jeśli wokół wszystko jest takie inne, fajne. Oglądaliśmy rzeczy, o których wtedy w Polsce nawet nie śniliśmy, człowiek czuł się jak w niebie. Miasto robiło ogromne wrażenie. Można się było bardzo łatwo zgubić. Różnica w porównaniu z Polską była wielka" - opisywał ze śmiechem.
Pięściarz wspomniał, że zmagania w tej dyscyplinie przyciągnęły do hali dużo kibiców.
"Przede wszystkim miejscowych, bo dla polskich taka daleka wyprawa była bardzo kosztowna, niewielu mogło sobie na nią pozwolić. Japończycy byli bardzo mili, sympatyczni, uśmiechnięci, chętni do pomocy. Problem był tylko taki, że nie potrafiliśmy się z nimi dogadać. Dla nas ich język był taki +połamany+, a oni pewnie dokładnie to samo myśleli o naszym" - powiedział.
W ćwierćfinale Kasprzyk walczył reprezentantem gospodarzy Kichijro Hamadą.
"Był wyższy ode mnie, ale nie poszło źle – udało się wygrać" – powiedział trzykrotny olimpijczyk (1960-68), który w pojedynku o złoty medal w Tokio pokonał Ricardasa Tamulisa ze Związku Radzieckiego walcząc ze... złamanym kciukiem.
Za zwycięstwo – oprócz złotego medalu – dostał kilkadziesiąt dolarów.
"Już nawet nie pamiętam dokładnie, czy to było 30, czy 50. Nagroda była niewielka, malutko można było w Tokio kupić za takie pieniądze. Zaraz człowiek miał puste kieszenie..." – dodał.
Polscy kibice czekają na olimpijski medal w boksie 29 lat. Ostatni, brązowy, wywalczył Wojciech Bartnik w Barcelonie w 1992 roku w wadze 81 kg.
"Nie wiem, jak będzie w Tokio. Ciemno to widzę. Mamy utalentowanych chłopaków, oglądałem ich na zawodach, ale jakoś się nie udaje. Umiejętności są bardzo ważne, ale... trochę szczęścia też trzeba mieć. Nie spodziewałem się kiedyś, że dziewczyny będą boksować. Może to one szybciej ten medal wywalczą" - przyznał Kasprzyk, który w 1960 roku z igrzysk w Rzymie wrócił z brązem.
W zbliżających się igrzyskach w Tokio wystąpi czworo polskich pięściarzy: Damian Durkacz oraz Sandra Drabik, Karolina Koszewska i Elżbieta Wójcik.(PAP)
Autor: Piotr Girczys
gir/ pp/