Może zakrawać na paradoks, że zmarła 8 kwietnia 2013 r. była brytyjska premier Margaret Thatcher, znana z nieprzejednanej postawy wobec związków zawodowych w swojej ojczyźnie, wyrażała się z wielkim uznaniem o polskiej „Solidarności”.
Sympatia była zresztą wzajemna: w latach osiemdziesiątych, obok prezydenta USA Ronalda Reagana, cieszyła się największą popularnością u tej znacznej części polskiego społeczeństwa, która wiązała swe nadzieje z „Solidarnością”.
Paradoks był oczywiście pozorny. W czasie od wprowadzenia stanu wojennego aż do upadku komunizmu w 1989 r. „Solidarność” była traktowana i sama siebie postrzegała przede wszystkim jako siła oporu wobec komunistycznej władzy. Aspekt związkowy ruchu, oficjalnie przecież nazywającego się Niezależny i Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, w tym okresie był zdecydowanie na dalszym planie. 13 grudnia i lata następne pokazały, że komunistyczna władza jest zasadniczą zaporą na drodze do wprowadzenia zmian na lepsze w jakiejkolwiek dziedzinie.
W tym punkcie mogli się spotkać polscy opozycjoniści i brytyjska konserwatywna premier. Antykomunizm był jednym z najważniejszych, stałych czynników jej politycznego światopoglądu. Odróżniało ją to wyraźnie od innych polityków świata zachodniego, którzy zwłaszcza począwszy od okresu odprężenia lat siedemdziesiątych-osiemdziesiątych w zdecydowanej większości odstąpili zarówno od twardej antykomunistycznej postawy, jak i retoryki. Większość zachodnich polityków naiwnie wierzyła, że łagodnie traktowany komunizm sam złagodnieje. Towarzyszyła temu twarda Realpolitik zakładająca, że komunizm jest trwałym elementem świata i nie ma co liczyć na jego pokonanie w przewidywalnej przyszłości – należy się więc z nim jakoś ułożyć.
Może zakrawać na paradoks, że zmarła 8 kwietnia 2013 r. była brytyjska premier Margaret Thatcher, znana z nieprzejednanej postawy wobec związków zawodowych w swojej ojczyźnie, wyrażała się z wielkim uznaniem o polskiej „Solidarności”.
Pani premier Thatcher – podobnie jak prezydent Reagan – zakwestionowała oba te założenia. Uznała, że warto i należy wywierać nacisk na blok sowiecki. Jego elementem były zbrojenia, którym – jak słusznie uważała przekonana o wyższości wolnej gospodarki nad komunistycznym planem liberalna konserwatystka – niewydolna sowiecka gospodarka nie podoła. Inną częścią nacisku było poparcie dla młodego reformatora Michaiła Gorbaczowa, którego potencjał wcześnie rozpoznała. Istotnym elementem tego nacisku była twarda antykomunistyczna retoryka. No i wreszcie było też jednoznaczne poparcie dla polskiej „Solidarności” – antykomunistycznego, wolnościowego, zorganizowanego buntu Polaków, na którego „związkowość” antyzwiązkowa Żelazna Dama przymknęła oko... Warto zresztą przypomnieć, że ten przydomek nadała brytyjskiej premier sowiecka prasa i był to wyraz swego rodzaju uznania dla nieprzejednanego i – jak się okazało – skutecznego wroga.
W Polsce tę taktykę przyjęto z ulgą na tle retoryki odprężeniowej. Nareszcie ktoś nazywał po imieniu zło komunizmu. Nareszcie znaleźli się politycy – i to niebagatelni: premier Wielkiej Brytanii i prezydent USA – którzy jasno uznali, że komunizmowi trzeba się przeciwstawić. Towarzyszyło temu jednoznaczne poparcie dla „Solidarności” – również kontrastujące z dominującymi u polityków „odprężeniowych” wymuszonymi wyrazami uznania i słabo skrywaną obawą przed naruszeniem wygodnego (dla Zachodu) status quo.
Dlatego wystąpiła w zainicjowanym przez Ronalda Reagana programie telewizyjnym Let Poland Be Poland („Żeby Polska była Polską”), nadanym 31 stycznia 1982 r. dla poparcia Polaków po wprowadzeniu stanu wojennego. W swoim wystąpieniu przypomniała polsko-brytyjskie braterstwo broni z czasów drugiej wojny światowej. „Dzisiaj po raz kolejny Polacy nas inspirują. Ich tęsknota i walka o wolność rozbudziła nadzieję zarówno w ich kraju, jak i całej Europie Wschodniej. Co więcej, przypomnieli nam na Zachodzie o bezcennej wartości naszej własnej wolności. Oni, którzy wiedzą, jak trudno bez niej żyć” – powiedziała pani premier, odwołując się do wartości najbliższej swemu sercu – wolności.
Nic więc dziwnego, że gdy w listopadzie 1988 r. Margaret Thatcher odwiedziła Polskę, witano ją entuzjastycznie. Pani premier odwiedziła Gdańsk i tamtejszy kościół św. Brygidy – symboliczne miejsce antykomunistycznego oporu. Spotkała się z opozycjonistami, w tym z Lechem Wałęsą, wciąż wówczas oficjalnie i ostentacyjnie uznawanym przez władze PRL za osobę prywatną. W programie wizyty znalazł się też hołd dla zamordowanego przez SB ks. Jerzego Popiełuszki przy jego grobie koło warszawskiego kościoła św. Stanisława Kostki. Polskę odwiedzała jeszcze później – Gdańsk w 2000 r., w dwudziestolecie powstania „Solidarności”. Mówiła wtedy, że świat ma dług wdzięczności wobec „S” w związku z tej udziałem w obaleniu komunizmu.
Wyrazem uznania w naszym kraju dla byłej brytyjskiej premier są nadane jej honorowe doktoraty Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu (1996) i Uniwersytetu Łódzkiego (2009) oraz honorowe obywatelstwo Poznania (1996) i Gdańska (2000). Na znak żałoby po śmierci byłej pani premier na budynkach władz Gdańska opuszczono flagi do połowy masztu.
Tomasz Wiścicki