W organizacjach konspiracyjnych kobiety działały właściwie na każdym polu. Brały udział w walkach partyzanckich, w dywersji i sabotażu, a także pracowały jako szyfrantki, radiotelegrafistki czy kolporterki prasy – mówi PAP Katarzyna Utracka, z-ca kierownika Działu Historycznego Muzeum Powstania Warszawskiego.
Polska Agencja Prasowa: Jakie obszary działalności były dostępne dla kobiet w ramach Armii Krajowej?
Katarzyna Utracka: Zazwyczaj, kiedy myślimy o kobietach w AK, przed oczami mamy obraz młodych dziewcząt, które były łączniczkami czy sanitariuszkami. Dzieje się to dlatego, że takich dziewcząt faktycznie było najwięcej. Jest to jednak obraz niepełny, ponieważ w organizacjach konspiracyjnych kobiety działały właściwie na każdym polu. Brały zarówno udział w walkach partyzanckich, a także w dywersji i sabotażu, jak i pracowały jako szyfrantki, radiotelegrafistki, kolporterki prasy.
Nie możemy też zapomnieć o naszych dzielnych agentkach. Kobiety współpracowały bowiem z wywiadem i kontrwywiadem – ta aktywność była zresztą ogromna. Kobiety przenosiły rozkazy i meldunki, a także podróżowały po całej okupowanej Europie, przenosząc broń, pieniądze czy radiostacje. Produkowały też materiały wybuchowe, a jak trzeba było, chwytały za broń.
PAP: Z czego mogło wynikać to, że kobiety zaangażowały się w konspirację na tak wielu płaszczyznach?
Katarzyna Utracka: Wynikało to w dużej mierze z charakteru tej wojny, która była wojną totalną. W tym wszystkim opór społeczny był niezwykle ważny, dlatego też kobiety czynnie się włączyły.
W organizacjach konspiracyjnych kobiety działały właściwie na każdym polu. Brały zarówno udział w walkach partyzanckich, a także w dywersji i sabotażu, jak i pracowały jako szyfrantki, radiotelegrafistki, kolporterki prasy.
Nie była to jednak zupełnie nowa sytuacja, ponieważ kobiety już w okresie międzywojennym wykazywały się aktywnością wojskową, chociażby w ramach Przysposobienia Wojskowego Kobiet, czyli paramilitarnej organizacji szkolącej dziewczyny i przygotowującej do służby pomocniczej. Nie możemy zapominać również o tym, że jeszcze w czasie I wojny światowej działały w Legionach, Polskiej Organizacji Wojskowej czy Lidze Kobiet Pogotowia Wojennego.
PAP: W jaki sposób wykorzystano zatem te doświadczenia?
Katarzyna Utracka: To właśnie te kobiety zaprawione w boju w czasie I wojny światowej, a następnie bardzo aktywne w okresie międzywojennym, stanowiły trzon służby kobiecej w konspiracji w czasie II wojny oraz szkoliły młode dziewczyny do walki i pracy konspiracyjnej.
Symbolem takiej kobiety bez wątpienia jest Maria Wittek ps. Mira, która w czasie I wojny światowej należała do POW, a w 1920 r. walczyła w szeregach Ochotniczej Legii Kobiet w trakcie obrony Lwowa. Była również bardzo aktywna po odzyskaniu niepodległości, była komendantką Przysposobienia Wojskowego Kobiet. W czasie okupacji Wittek organizowała Wojskową Służbę Kobiet, którą kierowała przez pięć lat konspiracji, okres Powstania Warszawskiego po rozwiązanie AK w styczniu 1945 r. Warto podkreślić, że w 1991 r. jako pierwsza kobieta w Wojsku Polskim Wittek otrzymała stopień generała brygady. Drugą kobietą, która otrzymała taki stopień w 2006 r., była związana z Powstaniem Warszawskim legendarna Elżbieta Zawacka ps. Zo – jedyna kobieta cichociemna. Co więcej, zarówno Maria Wittek, jak i Elżbieta Zawacka były odznaczone najwyższym polskim odznaczeniem wojennym, czyli Orderem Virtuti Militari.
Ciekawą postacią jest także Janina Karasiówna ps. Bronka. Już jesienią 1939 r. zgłosiła się do gen. Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza, czyli twórcy Służby Zwycięstwu Polski. Karasiówna otrzymała odpowiedzialne zadanie zorganizowania łączności w Komendzie Głównej SZP. Następnie w Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej na poziomie Komendy Głównej także organizowała łączność. Tę funkcję pełniła przez całą okupację, również w czasie Powstania Warszawskiego.
PAP: Czy proces przygotowania kobiet do służby w AK był podobny do tego, jakiemu podlegali mężczyźni?
Katarzyna Utracka: Wyglądało to nieco inaczej, a szkolenia były kilkuetapowe. Główna różnica wynikała z tego, że wszystkie kobiety-żołnierze podlegały Wojskowej Służbie Kobiet działającej w ramach Armii Krajowej. To właśnie WSK organizowała szkolenia w zakresie łączności, służby sanitarnej, ale również służby wartowniczej czy przeciwpożarowej. Kobiety przechodziły też szkolenie stricte wojskowe, dzięki którym potrafiły posługiwać się bronią. Były również takie kobiety, które były przydzielane bezpośrednio do oddziałów bojowych i już tam przechodziły dalsze szkolenia.
Podobnie było z harcerkami, które działały w ramach Pogotowia Harcerek utworzonego jeszcze w 1938 r. i którego komendantką była Józefina Łapińska. W ramach pogotowia prowadzone były szkolenia, z czasem jednak współpraca z pionami wojskowymi coraz bardziej się zacieśniała. Harcerki przechodziły do WSK, gdzie uczestniczyły w kolejnych szkoleniach.
Natomiast kobiety, które pracowały jako szyfrantki czy telegrafistki, a także działały w dywersji czy sabotażu, przechodziły specjalistyczne szkolenia, które odbywały się już na innym poziomie. Często te szkolenia były przeprowadzane wspólnie z mężczyznami.
PAP: Czy w ramach AK były oddziały typowo kobiece?
Katarzyna Utracka: Oczywiście, takim kobiecym odziałem były Kobiece Patrole Minerskie powstałe w 1940 r. w ramach Związku Odwetu, a następnie podporządkowane szefowi Kedywu Okręgu Warszawa AK. Kierowniczką KPM była Zofia Franio ps. Doktór, która pod swoją komendą miała ponad 50 minerek.
Chciałabym jeszcze wspomnieć o jednym oddziale, który nie był typowo kobiecy, ale kobiety odgrywały w nim bardzo ważną rolę. Mam tu na myśli oddział 993/W (Wykonawczy) działający w ramach kontrwywiadu KG AK. Wykonywał on wyroki śmierci na zdrajcach i konfidentach gestapo oraz funkcjonariuszach niemieckiego aparatu terroru. Oddział ten posiadał swój własny zespół wywiadowczy, którego trzon stanowiły kobiety.
To była ciekawa służba, ponieważ minerki uczestniczyły w akcjach sabotażowych i dywersyjnych, podczas których minowały szyny czy niszczyły sieć telekomunikacyjną okupanta. Zajmowały się także produkcją i transportem min oraz ładunków saperskich. W Powstaniu Warszawskim wzięły udział w najsłynniejszym i jednocześnie udanym ataku przeprowadzonym przez powstańców, czyli w zdobyciu PAST-y 20 sierpnia. Kobiety zamieniły się w saperki, do czego zresztą miały przeszkolenie, i wysadziły mury PAST-y.
Typowo kobiecy był także Oddział „Dysk”, czyli Dywersja i Sabotaż Kobiet, którym kierowała Wanda Gertz ps. Lena - żołnierz Legionów i kobieta bardzo zaangażowana w okresie międzywojennym w działalność na rzecz obronności kraju w ramach Przysposobienia Wojskowego Kobiet. Szacuje się, że ten oddział liczył ok. 130 kobiet, które wykonywały powierzone zadania właściwie na równi z oddziałami męskimi. „Dysk” najczęściej współpracował z batalionami „Zośka”, „Parasol”, czyli legendarnymi oddziałami Kedywu KG AK. Kobietom z tego oddziału najczęściej powierzano zadania w zakresie zwiadowczo-rozpoznawczym, na podstawie których planowano następnie akcje zbrojne, dywersyjne czy likwidacyjne funkcjonariuszy niemieckiego aparatu terroru. W Powstaniu Warszawskim przeszło czterdziestoosobowy oddział przeszedł jeden z najcięższych szlaków bojowych, od Woli przez Stare Miasto po Czerniaków w szeregach Zgrupowania „Radosław”.
Chciałabym jeszcze wspomnieć o jednym oddziale, który nie był typowo kobiecy, ale kobiety odgrywały w nim bardzo ważną rolę. Mam tu na myśli oddział 993/W (Wykonawczy) działający w ramach kontrwywiadu KG AK. Wykonywał on wyroki śmierci na zdrajcach i konfidentach gestapo oraz funkcjonariuszach niemieckiego aparatu terroru. Oddział ten posiadał swój własny zespół wywiadowczy, którego trzon stanowiły kobiety. Kobiety prowadziły czynności inwigilacyjne, poprzedzające wykonanie wyroku, wobec osób skazanych przez Wojskowy Sąd Specjalny. Jednocześnie te wywiadowczynie były łączniczkami i sanitariuszkami. Znamy również takie historie, z których dowiadujemy się, że niejednokrotnie chwytały za broń, kiedy musiały wspomóc swoich kolegów. Legendą tego oddziału jest Izabella Horodecka ps. Teresa, która swoje przeżycia opisała w znakomitej książce „Szybko i skutecznie”.
PAP: Jak mężczyźni podchodzili do służby kobiet?
O tym szacunku do służby kobiet świadczą też regulacje, które powstały podczas okupacji. Służba kobiet-żołnierzy była regulowana przez kolejne dekrety Prezydenta RP na uchodźstwie, a także przez rozkazy dowódcy AK. Z czasem te kobiety, które zgłaszały się ochotniczo i składały przysięgę, stawały się żołnierzami na identycznych zasadach jak żołnierze-mężczyźni. Ponadto w czasie Powstania Warszawskiego wyszedł rozkaz dowódcy AK z 23 września 1944 r., przyznający kobietom stopnie wojskowe. Co prawda teoretycznie zachowano nomenklaturę Przysposobienia Wojskowego Kobiet, jednak w praktyce używano stopni Wojska Polskiego.
Katarzyna Utracka: Kobiety cieszyły się ogromnym szacunkiem wśród mężczyzn. Wyszkolone w łączności i sprawne, jeśli chodzi o sprawy sanitarne, służyły pomocą i wspierały swoich kolegów, którzy zawsze mogli na nie liczyć. To były niezwykle odważne kobiety, które często ryzykowały życie. Wielokrotnie rozmawiałam na ten temat z powstańcami. Zawsze podkreślają ogromne bohaterstwo kobiet, które ryzykując życie, ratowały z pola walki czy barykad swoich rannych i zawsze były obok kolegów, którzy walczyli z bronią w ręku. Powstańcy mówią wręcz, że prawdziwymi bohaterkami Powstania Warszawskiego były kobiety, które stanowiły 20 proc. wszystkich walczących.
O tym szacunku do służby kobiet świadczą też regulacje, które powstały podczas okupacji. Służba kobiet-żołnierzy była regulowana przez kolejne dekrety Prezydenta RP na uchodźstwie, a także przez rozkazy dowódcy AK. Z czasem te kobiety, które zgłaszały się ochotniczo i składały przysięgę, stawały się żołnierzami na identycznych zasadach jak żołnierze-mężczyźni. Ponadto w czasie Powstania Warszawskiego wyszedł rozkaz dowódcy AK z 23 września 1944 r., przyznający kobietom stopnie wojskowe. Co prawda teoretycznie zachowano nomenklaturę Przysposobienia Wojskowego Kobiet, jednak w praktyce używano stopni Wojska Polskiego.
Po upadku powstania kobiety – analogicznie do mężczyzn-powstańców – poszły do niewoli jako żołnierze. W stalagach i oflagach na terenie III Rzeszy znalazło się ok. 3 tys. kobiet. Po wojnie natomiast również one otrzymały uprawnienia kombatanckie.
Kobiety za swoją działalność niepodległościową ginęły w więzieniach, obozach koncentracyjnych, podczas przesłuchań w katowniach gestapo, w egzekucjach publicznych, były skazywane przez sądy wojenne III Rzeszy na karę śmierci przez ścięcie gilotyną, ginęły w sierpniu i we wrześniu 1944 r. w walkach powstańczych. „Słownik uczestniczek walki o niepodległość Polski 1939-1945” zawiera blisko 5 tys. haseł-biogramów kobiet, które poległy lub zmarły w czasie okupacji niemieckiej.
PAP: Czy po wojnie kobiety podzieliły los kolegów z AK, którzy stali się dla komunistycznej władzy wrogami?
Katarzyna Utracka: Oczywiście, to był kolejny etap ścieżki, który kobiety dzieliły razem z mężczyznami. Przykładem tragicznej postaci jest Emilia Malesa ps. Marcysia. W czasie konspiracji organizowała i kierowała Wydziałem Łączności Zagranicznej Oddziału V KG AK kryptonim Zagroda. To ona wysyłała kurierki utrzymujące łączność pocztową kraju ze Sztabem Naczelnego Wodza i polskimi ośrodkami w wielu krajach europejskich, m.in. na Węgrzech, w Rumunii, Szwajcarii czy we Francji. Podlegała jej grupa ponad stu osób.
„Marcysia” została aresztowana już w 1945 r. Po konsultacjach ze swoimi przełożonymi, m.in. z płk. Janem Rzepeckim, podjęła decyzję o ujawnieniu członków i przywódców I Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Władze komunistyczne, m.in. szef Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego płk Józef Różański, obiecały, że żadnej z ujawnionych przez nią osób włos z głowy nie spadnie. Oczywiście finał był taki, że te ujawnione osoby aresztowano.
Malesa, która przebywała jeszcze przez jakiś czas w więzieniu, na wieść o tym, co się stało, podjęła głodówkę, a po wyjściu na wolność starała się interweniować. Niestety, nie udało się jej nic wskórać. Co więcej, została odrzucona i była bojkotowana przez część środowiska byłych żołnierzy AK. W 1949 r. popełniła samobójstwo. Jest więc przykładem kobiety niezwykle zasłużonej, której powojenny życiorys przyniósł tragiczny finał.
Może aż tak tragicznych historii nie było zbyt dużo, jednak wiele kobiet siedziało w więzieniach często długie lata. Jedną z nich była wspomniana Elżbieta Zawacka „Zo”. Aresztowana w 1951 r., została skazana na 10 lat więzienia, wyszła na wolność w 1955 r. Warto przywołać też historię matki i córki, żołnierzy AK skazanych po wojnie na więzienie. Matka – Anna Drecka – w konspiracji działała w Oddziale II Informacyjno-Wywiadowczym KG AK. W 1950 r. została aresztowana i skazana na dożywocie, po rewizji wyrok złagodzono do 10 lat. Wyszła na wolność w 1956 r. Kilka lat wcześniej UB aresztowało jej córkę Krystynę Drecką-Madalińską, w Powstaniu Warszawskim sanitariuszkę „Iza” w Śródmieściu i na Mokotowie. W 1947 r. została skazana na 10 lat więzienia, wyszła na wolność w 1951 r. Osobiście znałam Halinę Boczeluk-Szopińską, w Powstaniu łączniczkę „Blankę” w Batalionie „Iwo-Ostoja”, którą NKWD aresztowało w grudniu 1944 r. Miała wówczas 24 lata. Została przekazana UB i skazana na 10 lat więzienia, na wolność wyszła dopiero w 1955 r. po odbyciu pełnego wyroku.
Dwutomowe opracowanie prof. Barbary Otwinowskiej „Zawołać po imieniu” zawiera ok. 600 sylwetek kobiet-więźniów politycznych (znakomita większość z nich to żołnierze AK). To oczywiście niepełny spis; jak podkreśla autorka, może jedna dziesiąta wszystkich kobiet-więźniów politycznych.(PAP)
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
akr/ skp /