W środę odbędą się obchody 84. rocznicy Zbrodni Wawerskiej, dokonanej przez Niemców w nocy z 26 na 27 grudnia 1939 r. Była to pierwsza masowa egzekucja osób cywilnych w Warszawie i jedna z pierwszych w Polsce.
Tegoroczne uroczystości rozpoczną się w środę o godz. 10 mszą w anińskim Kościele Matki Bożej Królowej Polski, przy ul. Rzeźbiarskiej 46. Po nabożeństwie nastąpi złożenie kwiatów pod tablicą pamiątkową, odsłoniętą w zeszłym roku na budynku dawnej karczmy Bartoszka, przy ul. Widocznej 85.
To właśnie tam w 1939 roku zabito dwóch niemieckich żołnierzy. Późniejsze aresztowania i egzekucja 107 cywilów, chłopców i mężczyzn, w wieku od 15 do 70 lat, były odwetem za ich śmierć. Kulminacja obchodów nastąpi o godz. 11.30 na Cmentarzu – Pomniku Zbrodni Wawerskiej, przy ul. 27 Grudnia. To miejsce egzekucji z 1939 roku i zarazem miejsce pochówku części ofiar. Tego dnia od godz. 12 można też będzie zwiedzać wystawę „Zbrodnia Wawerska” oraz Wawerską Komnatę Historii w bibliotecznej Wypożyczalni nr 26, przy ul. Błękitnej 32.
Na godz. 15 i 18 zaplanowano spacery historyczne z przewodnikiem pod nazwą „Wawer, pamiętamy!”, które ruszą ze stacji PKP Wawer. Każdy spacer potrwa ok. 2 godziny.
Niemcy nie pozwolili rodzinom zabrać zwłok. Zamordowanych pochowano na miejscu we wspólnych grobach. Dopiero latem 1940 r. przeprowadzono ekshumację i przeniesiono ciała na inne cmentarze. Hołd ofiarom oddali harcerze Szarych Szeregów, nadając nazwę „Wawer” Organizacji Małego Sabotażu, której przewodził Aleksander Kamiński, późniejszy autor „Kamieni na szaniec”.
Obchody rocznicy Zbrodni Wawerskiej gromadzą rokrocznie młodzież z lokalnych szkół, reprezentantów wojska i organizacji kombatanckich oraz rodziny ofiar i przedstawicieli warszawskiego samorządu.
„Zawsze, gdy się tam spotykamy, w ten jeszcze świąteczny czas, który lubimy nazywać magicznym i rodzinnym, myślę o tych, którzy tu zostali rozstrzelani. Oni też chwilę wcześniej świętowali ze swoimi najbliższymi przy bożonarodzeniowych stołach, cieszyli się tą magią, aż nagle zostali wywleczeni z domów i zamordowani. Niewinne ofiary nienawiści i wojny. Pamięć o nich jest ważna szczególnie dziś, gdy za naszą wschodnią granicą dochodzi do podobnych, równie strasznych zbrodni” – mówił podczas ubiegłorocznych obchodów burmistrz dzielnicy Wawer Norbert Szczepański. Zbrodnia Wawerska była jedną z pierwszych masowych egzekucji na ziemiach polskich podczas II wojny światowej.
Stała się odwetem za zabójstwo niemieckich żołnierzy popełnione przez dwóch kryminalistów: Mariana Prasułę i Stanisława Dąbka. 26 grudnia 1939 roku, po napadzie na policjanta w Otwocku, uciekli do Wawra. Tam trafili do karczmy Bartoszka przy ulicy Widocznej, w której tego samego wieczoru wywiązała się strzelanina z poszukującymi ich policjantami i dwoma podoficerami z niemieckiego batalionu budowlanego numer 538. Jeden z nich zginął na miejscu, drugi zmarł w drodze do szpitala.
Już po kilkunastu minutach na miejsce dotarli niemieccy żołnierze, którzy okrążając lokal strzelali do przypadkowych przechodniów, kilku z nich zabijając. Ok. godz. 22.30 do Wawra dojechały 2 i 3 kompania VI batalionu policyjnego, liczące 300 ludzi. Ich zadaniem była specjalna akcja pacyfikacyjna.
Rozkaz dowódcy majora Friedricha Wilhelma Wenzla brzmiał krótko: „Aresztować wszystkich mężczyzn i sprowadzić do komendy placu”. Jeden z ocalałych, mjr Bronisław Janikowski, w 1945 roku składał zeznania z tamtych wydarzeń. Wspominał m.in.: „Około północy obudziło mnie walenie w drzwi. Usłyszałem krzyk po niemiecku, więc wstałem i otworzyłem drzwi. Wpadło kilku żołnierzy, splądrowali dom i zabrali mnie do komendy placu. Na ulicy przed komendą stało już kilkadziesiąt osób w trzech szeregach. Noc była jasna. Pełnia księżyca. Mróz koło 20 st. Co pewien czas brano po kilka osób do domu na przesłuchanie. Szło to bardzo szybko. Po obydwu stronach schodków prowadzących do domu stali żołnierze. Każdy wychodzący z przesłuchania był kopniakiem wyrzucany na schodki, a stojący obok żołnierze bili go kolbami, kopali. Na podwórzu, z boku, a nie razem z nami, stał jakiś człowiek bez czapki i bez butów. Ktoś powiedział mi, że to właściciel kawiarni”.
Zwołano doraźny „sąd”, bez prawa do obrony dla oskarżonych, przewodził mu sam major Wenzel. O godz. 5 rano wydał wyrok śmierci na 114 mężczyzn. Spisano ich dane personalne, dzięki czemu dziś znamy dokładnie nazwiska wszystkich ofiar. Bartoszka pobito i powieszono przed wejściem do karczmy, bez wydania wyroku. Pozostali stanęli przed plutonem egzekucyjnym. Byli to przede wszystkim mieszkańcy Wawra i Anina, ale też przybyli na święta gości. Zginęło 107 osób, ponieważ jednej udało się uciec, a siedem przeżyło mimo odniesionych ran.
Wśród cudem ocalałych był Stanisław Piegat, który wspominał potem: „wprowadzili nas na nie zabudowany plac, na którym obecnie jest krzyż. Tam ustawiono nas w szeregu, kazano zdjąć kapelusze i uklęknąć”. „Na dworze było jeszcze ciemno. Oświetlono nas reflektorami samochodowymi. Gdy w pewnym momencie posłyszałem strzały z karabinu maszynowego i zobaczyłem, że mój sąsiad, Wieszczyk, pada naprzód, upadłem i ja twarzą na ziemię. Posłyszałem z obu stron rzężenie. Po chwili zorientowałem się wciągając powietrze głębiej, że nic mnie nie boli. Nie ruszyłem się jednak i leżałem dalej spokojnie” - relacjonował Piegat.
Niemcy nie pozwolili rodzinom zabrać zwłok. Zamordowanych pochowano na miejscu we wspólnych grobach. Dopiero latem 1940 roku przeprowadzono ekshumację i przeniesiono ciała na inne cmentarze. Hołd ofiarom oddali harcerze Szarych Szeregów, nadając nazwę „Wawer” Organizacji Małego Sabotażu, której przewodził Aleksander Kamiński, późniejszy autor „Kamieni na szaniec”. (PAP)
Przemek Skoczek
pat/