Czy jest ktoś w Polsce, kto nie widział tego legendarnego filmu będącego adaptacją prozy Henryka Sienkiewicza? Mija 50 lat od premiery wielkiej polskiej superprodukcji znanej kilku pokoleniom Polaków. Film zestarzał się niezwykle dobrze i wiele scen po dziś dzień robi wrażenie rozmachem i dbałością o detale.
Po bardzo udanej ekranizacji „Pana Wołodyjowskiego” Jerzy Hoffman pozyskał fundusze na produkcję drugiej części trylogii Sienkiewicza. Na ten cel przeznaczono 100 mln złotych. Olbrzymi, jak na ówczesne czasy budżet, jest widoczny na ekranie. Sam Hoffman utrzymywał, że gdyby wykorzystać wszystkie nakręcone materiały, długość produkcji wynosiłaby ponad 20 godzin. Oczywiście, nie było to możliwe i ostatecznie film trwał 5 godzin i 15 minut. W kinie wyświetlano go w dwóch częściach.
Nawet jak na dzisiejsze czasy realizacja tego obrazu była ogromnym przedsięwzięciem. Produkcja angażowała 400 aktorów, kilka tysięcy statystów, a na jej potrzeby uszyto 23 tys. kostiumów. Zdjęcia trwały łącznie 535 dni. Autorami scenariusza byli Adam Kersten, Wojciech Żukrowski oraz reżyser Jerzy Hoffman. Zdjęcia kręcono nad Dnieprem, na Wawelu oraz we Lwowie, w Mińsku, i w Kijowie. W roli husarii i innych jednostek kawalerii, pojawiających się w filmie, wystąpiła Kawaleria Konna Związku Radzieckiego. Armaty wykonała specjalnie na potrzeby filmu firma Zamech, pochodząca z Elbląga, która dołożyła starań, by były w pełni sprawne i mogły strzelać. Do przewiezienia gotowych dział na plan zdjęciowy na Białorusi użyto 37 wagonów towarowych.
Przeszkody
Realizacja produkcji – mimo wielkiego sukcesu końcowego – nie odbywała się bez problemów. Powodowały je rzeczy tak prozaiczne jak nieodpowiednia pogoda, wypadki na planie czy drobne konflikty w ekipie filmowej (do lekkich spięć dochodziło np. między reżyserem a autorem zdjęć). Wiele zależało od czynników atmosferycznych. Żeby nakręcić słynną scenę przejazdu saniami Kmicica i Oleńki, ekipa filmowa dwa tygodnie czekała w hotelu na zamarznięcie wody. To nadwyrężało budżet produkcji. Jednym z większych problemów, które należało rozwiązać, okazały się także niedostatki sprzętowe. Obiektywy użyte do produkcji „Pana Wołodyjowskiego” były już zbyt zniszczone. Do Polski ściągnięto z Londynu nowoczesne obiektywy Panavision, co obciążyło budżet filmu. W trakcie realizacji pojawiły się wątpliwości, czy film w ogóle będzie możliwy do ukończenia. Żeby móc kontynuować prace, Hoffman musiał podpisać oświadczenie, że bierze pełną odpowiedzialność, także finansową, za realizację „Potopu”.
Wypadki
Ze względu na liczne sceny bitew, walk, sceny jeździeckie i kaskaderskie ryzyko urazów na planie było niezwykle wysokie. W filmie jest scena, w której Kmicic musi przekroczyć rzekę konno. W trakcie kręcenia zdjęć Daniel Olbrychski omal nie utonął. Dzięki doświadczeniu jeździeckiemu i sprawności fizycznej nie tylko wyszedł z tego cało, ale udało mu się również ocalić od utonięcia konia i wyciągnąć zwierzę na brzeg. Olbrychski otarł się o śmierć także podczas kręcenia jednej ze scen bitewnych, kiedy jego siodło się poluzowało i zsunęło z grzbietu konia. Cudem udało mu się uniknąć stratowania pod kopytami pędzących za nim koni. Znowu pomogła ponadprzeciętna sprawność fizyczna aktora.
Do jednego z groźniejszych wypadków doszło także podczas realizacji sceny pożaru Wołmontowicz. Ogień wymknął się spod kontroli. Zniszczeniu uległa część taśmy, a ekipa filmowa musiała się w pośpiechu ewakuować.
Trudności z obsadą
Olbrychski był usatysfakcjonowany rolą Kmicica i uważał, że to jeden z jego najlepszych występów ekranowych. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie w tej roli innego aktora. Tym trudniej zrozumieć, jak to się stało, że do twórców filmu wpływały setki listów protestujących właśnie przeciwko obsadzeniu w tej roli Olbrychskiego. Widzowie nie mogli wyobrazić sobie w roli protagonisty „Potopu” aktora, który w „Panu Wołodyjowskim” wcielił się w okrutnego i bezwzględnego Azję Tuhajbejowicza. Widownia jednak nie mogła bardziej się mylić, ponieważ Olbrychski stworzył jedną z najbardziej ikonicznych postaci kina polskiego.
Nie bez trudności obsadzono rolę Oleńki. Miała ją grać Janina Sokołowska, która wygrała casting do filmu. Podczas pierwszych dni zdjęciowych zrezygnowano z niej, uznając, że jednak nie udźwignie roli. Zastąpiła ją Małgorzata Braunek, co wiązało się z koniecznością uszycia wielu kostiumów od nowa.
Niestety Mieczysław Pawlikowski, który wcielił się w rolę Zagłoby w „Panu Wołodyjowskim”, nie mógł wrócić do tej roli w „Potopie”. Krótko przed rozpoczęciem zdjęć aktor przeszedł zawał. Zastąpił go Kazimierz Wichniarz.
Odbiór filmu
Film natychmiast spotkał się z zachwytem krytyków i widowni – te opinie nie zmieniły się przez 50 lat. W 1999 r. czytelnicy „Polityki” uznali go za jeden z pięciu najciekawszych polskich filmów XX w. W najpopularniejszej bazie danych, zajmującej się kinem i telewizją –IMDb (Internet Movie Database), „Potop” otrzymał od publiczności ocenę 7,7/10. Był to trzeci pod względem popularności polski film po „Krzyżakach” i „W pustyni i w puszczy” – obejrzało go 27 mln widzów („Pan Wołodyjowski” przyciągnął do kin 11 mln widzów).
Jedną ze scen, która do dzisiaj wzbudza podziw, jest dramatyczna scena walki między Kmicicem a Wołodyjowskim, w którego wcielił się Tadeusz Łomnicki. Jej choreografem był reżyser i specjalista od scen walk Waldemar Wilhelm. Sekwencję udało się nakręcić w sposób niezwykle przekonujący, chociaż Łomnicki nie miał doświadczenia szermierskiego. Przygotowywał się do tego i trenował przez dwa miesiące. Dodatkowo aktorzy dla bezpieczeństwa musieli nosić buty z piłkarskimi wkrętami, aby nie poślizgnąć się w błocie.
Każdy niepotrzebny ruch nadgarstkiem, każde potknięcie mogło się skończyć ciężkimi obrażeniami. Kanał na YouTube o nazwie Skallagrim (1,6 mln subskrybentów), zajmujący się historycznym uzbrojeniem i historią wojskowości, uznał tę scenę za najwierniejszy historycznie pojedynek szermierski w historii kina. Scena została również doceniona przez popularny portal kanadyjski WatchMojo, zajmujący się popkulturą, który w 2022 r. umieścił ją wśród 20 najlepszych filmowych scen przedstawiających walki bronią białą. W 2007 r. ikoniczny pojedynek otrzymał także „Złotą Kaczkę” za najlepszą scenę walki w polskim filmie. Nad tym i nad innymi elementami historycznymi w filmie czuwał Adam Kersten, współscenarzysta i historyk specjalizujący się w historii Polski szlacheckiej XVII w.
W 1975 r. film otrzymał nominację do Oskara, statuetkę zdobył jednak „Amarcord” Felliniego. W uznaniu wykonanej pracy Hoffman miał wówczas dostać ofertę zatrudnienia w Hollywood, ale nie przyjął jej z przyczyn rodzinnych.
„Potop” wiecznie żywy
Zapewne niewiele osób wie, że nie była to pierwsza ekranizacja słynnej książki. W 1915 r. „Potop” został zekranizowany przez rosyjskiego reżysera Piotra Czardynina. Film niestety nie zachował się do naszych czasów. „Potop” Hoffmana niedawno doczekał się nowej wersji, dostosowanej do współczesnych warunków technicznych i stylistycznych. Odświeżony film miał premierę w 2014 r. i nosił tytuł „Potop Redivivus” (Potop odrodzony). Za realizację projektu była odpowiedzialna Filmoteka Narodowa. Film odrestaurowano, odświeżono cyfrowo i zdigitalizowano w rozdzielczości 4K. Produkcja została także skrócona do ok. 3 godzin. Wycięto z niej sceny, które nie pasowały do współczesnego, dynamicznego kina. Za montaż nowej wersji odpowiadał Marcin Kot Bastkowski, ale nadzór artystyczny nad całym projektem sprawował Hoffman, a także autor oryginalnych zdjęć, operator Jerzy Wójcik. W nowej wersji film ponownie zawitał na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, gdzie 40 lat wcześniej zdobył Grand Prix.
Autor: Bartosz Gromko
Źródło: Muzeum Historii Polski