„Tu już jest jesień, która napełnia mnie bezbrzeżnym smutkiem zawsze, a tym bardziej tutaj, w dwudziestym pierwszym roku wojny” Zygmunt do Celiny, 13 sierpnia 1960.
Czarny kruk
Nie on jeden rachuje w ten sposób. Pod tytułem Ochotniczka Helenka. 21 lat w mundurze Koło Kobiet Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych zaprasza w 1963 roku na występ Niny Oleńskiej w Londynie. W detroickim dzienniku, w 1954 roku Nowakowski sumuje: „Ratunek w postaci paczek, zawierających żywność, ubrania i lekarstwa, szedł od dawna. W pewnej mierze pozwalali na to nawet niemieccy okupanci”. Przetrwały świadectwa tej pierwszej, wojennej pomocy. Już przelotny pobyt w Lizbonie w 1940 roku, na uchodźczym szlaku z upadłej Francji do Wielkiej Brytanii, umie Zygmunt wyzyskać, by pomóc.
Paragon, a na nim lista: po cztery puszki sardynek i migdałów, dwie fig i po jednej herbaty, kawy, mleka i wina. Wino w puszce?! Drugi Recibo z imieniem i nazwiskiem adresatki opiewa na ¾ litra koniaku i tyleż porto. W walczącej Anglii, a ciągle – jak się okaże – u progu wiekuistego wygnania, podzieli się w „Wiadomościach Polskich” historiozoficzno-egzystencjalną refleksją: „Dziwne, przedziwne tułactwo! Przeszliśmy tyle, że w właściwie nic nam już nie zaimponuje, nic nas nie zdziwi, a kiedyś w opowiadaniach wszyscy nawzajem będziemy przelicytowywali się do woli. Ot, mówiłem komuś, że podczas burzy, w drodze z Lizbony do Londynu, zmarł nam towarzysz i że musieliśmy go pochować w morzu.
„– Proszę pana, – odpowiada mój rozmówca, – u nas, na statku, urodziły się podczas burzy bliźnięta. I także umarły. I także pochowaliśmy je w morzu”. Dodawał zaraz proroczo: „Boże, ileśmy widzieli! Ileśmy przeszli! Ile jeszcze przejdziemy!”. Wspomni Ludwik Kruszelnicki, jak w maju 1945 roku, po uwolnieniu z kacetu, nawiązali kontakt: „Odpisał mi kwaśno że […] Polska nie jest jeszcze wolna i że on, osobiście, wątpi czy ktokolwiek z dzisiejszych emigrantów politycznych tej wolności dożyje”. Reasumuje – „był czarnym krukiem”: „I to jednym z najgorszych. Dziś […] widzę że wszystko, co w czasie wojny i po wojnie wykrakał, spełniło się dokładnie”.
Selekcję artykułów, wydanych w 1949 roku w Brukseli pt. Z księgi zażaleń pielgrzymstwa polskiego gazeta stacjonujących w Niemczech Zachodnich polskich Oddziałów Wartowniczych nazwie „zbiorem przepowiedni, posępnych przepowiedni, które się niestety sprawdziły”. Na przeciwległym biegunie „Trybuna Ludu” „czarnego kruka” określi malowniczo „kieszonkowym prorokiem «pielgrzymstwa»”. Również Andrzej Bobkowski, komentując w liście do Tymona Terleckiego podejrzenia o dorzucanie wróżb do Szkiców piórkiem wybuchnie: „Co do Rosji, to naprawdę nie wiem, kto mógł mieć złudzenia? Zresztą czy tylko ja «wieszczyłem»? Zupełnie niezależnie ode mnie «wieszczył» Zygmunt Nowakowski”. Z tą – dodajmy – różnicą, że na bieżąco „proroctwa” drukował. Porównanie manuskryptu Szkiców z książką solenne „Nic nie dodałem!” stawia pod znakiem zapytania.
Kwiatów krzyk. Taorminiada I.
Dopytywał Gustaw Herling-Grudziński 22 marca 1961 roku z Neapolu Grydzewskiego, czy „Zygmunt Nowakowski pojechał w końcu do Taorminy?”. Odebrał od niego list z tamtejszym adresem. Sygnalizuje, że bawił tam przed miesiącem ktoś jeszcze... Jakby wyglądało, gdyby przecięły się ich drogi? Razem patrzyliby na Etnę z „niepokojąco pięknej sytuacji pejzażowej” ruin greckiego teatru? Czy jej migotanie roztopiłoby opinię o „opryczniku”, „udarniku” i „stachanowcu literatury”? Trzy lata po słynnym oskarżeniu z 1948 roku zahaczy Zygmunt o graną na krajowych scenach Odbudowę Błędomierza: „«Świnimy się wszyscy i żeby to jeszcze wiedzieć po co!» – mówi jedna z bohaterek sztuki Jarosława Iwaszkiewicza”.
Riposta w felietonie Koń Andersa prosta: „Zakontruję i powiem, że przecież nie wszyscy. Niech Iwaszkiewicz mówi za siebie samego. Niewątpliwie ześwinił się (pardon!) dawno, ale w przeciwieństwie do swej bohaterki, doskonale wie, po co to uczynił. Cieszy się poparciem sfer rządzących i powszechną pogardą społeczeństwa, podobnie jak inny poeta, Gałczyński, który najwspanialszy okres naszej historii określił mianem «hałastra» czy «hołota jagiellońska»”. Doprawdy trudno wyobrazić sobie Celinę z Wandą Starzewską oklaskujące antyandersowskie kalambury Teatrzyku Zielona Gęś, niczym w cameo Jana Kobuszewskiego z bałamutnej Małej Matury 1947 Janusza Majewskiego, zrealizowanej w 2010 roku.
Ale potrafi Iwaszkiewicz inaczej! W Książce o Sycylii z 1956 roku stara łuska przeziera pośród bolszewickich zaklęć: „Ukraina to jakby niedoszła Sycylia – tak samo kultury ścierały się tu i nawarstwiały, zostawiając jednak po sobie nie świetne pomniki, wspaniałości, lecz tylko nurty podziemne, korzenie ściętych pni, które stanowią główny urok kulturalny tego kraju”. Po ostatnim przedwojennym pobycie wydobędzie w Pożegnaniu Sycylii słowa:
„…I dzwon Taorminy wesołej żałobnym dzisiaj brzmi głosem
Jak gdyby pogrzeb to był, a nie wiosenny dzień”
…
Nowakowski – w felietonowym debiucie, w Primavera siciliana: „A teraz mamy wiosnę 1930 roku, i cichutko jest w całej Taorminie, tylko kwiaty krzyczą w niebogłosy wszystkimi kolorami tęczy. Niebieskie, czerwone, żółte… Czasem dojrzała cytryna gruchnie z drzewa, zbiwszy się na kwaśne jabłko… Lecz to nikogo nie wzrusza, bo cytryn jest dużo, nawet za dużo, aż kwaśno w powietrzu. Bardziej żółte od nich są tylko Angielki, które od urodzenia cierpią na angielską chorobę szwendania się po świecie. Ciekawa nacja!”. Nie wie, że przyjdzie mu ją poznać na wskroś przez dwadzieścia trzy lata, przez równo połowę literackiego żywota.
Czysta woda
Szepcze Zygmunt Celinie w 1957 roku: „[…] ostatnio, więcej niż kiedykolwiek myślałem o Tobie, boś mi się śniła. Kąpaliśmy się w jakiejś czystej wodzie, a potem Ty zaczęłaś przyrządzać śniadanie, mianowicie bułki z szynką… Ponadto myślę o Tobie w związku z mymi starymi książkami, które mam […] wszystkie, z wyjątkiem jednej. Zaczynam je wertować i przypominasz mi się Ty, jak mi się przypomina Trzęsówka”. Wywoływał w 1956 roku mary: „Tzw. święta nadchodzą. Dawniej, od czasu śmierci mojej Matki co roku w Wielką Sobotę, o dwunastej w południe wyjeżdżałem na wieś, gdzie mi było bardzo, bardzo dobrze. Myślę o tym z wielkim wzruszeniem, bo przecież to wszystko nie wróci”.
Kruszelnicki, już z Australii, z Wollongong, 28 października 1951 roku: „[…] jedno wydaje mi się pewnym: w cierpieniach Pana jest dużo nerwów, rzecz zupełnie zrozumiała po tych wszystkich przejściach i zmartwieniach”. Dla schorowanego i tracącego wzrok mężczyzny za późno na the last push. Na łapanie raz jeszcze oddechu nad ciemną powierzchnią. Wszystko dzieje się – co najmniej – o dekadę za późno. Lekarz powiedziałby: anhedonia. Kolejny list, z 1962 roku: „25 [sierpnia 1939] rano wyjechałem z Twojego domu, który był dla mnie portem szczęśliwym. 3 września wyszedłem z mojego domu, który sobie zbudowałem […] pięciu palcami (bo tylko pięciu piszę na maszynie), odtąd jestem człowiekiem bezdomnym”.
Na stronie internetowej jedynej w Polsce szkoły im. Zygmunta Nowakowskiego znajdziemy konkluzję: „Wraz z dziedziczką Celiną Otowską tworzyli we dworze ośrodek kulturalny wsi, regionu”. W pracy Z przeszłości Trzęsówki. Wspomnienie o Róży Celinie Otowskiej i doktorze Zygmuncie Nowakowskim (Kolbuszowa 2001) Halina Dudzińska uzupełni, że po opuszczeniu dworu na wiosnę 1940 roku i zrabowaniu go przez Niemców (a przed zburzeniem) splądrowano dom Otowskiej – niektórzy mieszkańcy Trzęsówki ponoć „mają z niego książki i inne pamiątki, do dzisiaj”. Nie dziwi, że w 1963 roku z Reichenhall, gdzie się Zygmunt kuruje, popłyną do Krakowa słowa: „Niemców nie cierpię i unikam ich towarzystwa […]”.
Perswaduje opuszczonej, jak on, towarzyszce: „O czym z nimi gadać? Że są barbarzyńcami, że zburzyli świat, o którym ich właśni filozofowie mówili, że był najlepszym ze wszystkich możliwych światów?”. W poczcie z 1959 roku dzieli się informacją o liście od służącego Ludwika Magdy, rodem z Trzęsówki (nie „Maydy”, jak mylnie transkrybował Dużyk). Wyzna Zygmunt, iż przeprosił go, iż dawno temu dwa razy się „uniósł”: „Nie tylko wybaczył mi to, ale napisał, że dostał sprawiedliwie. Byłem tym naprawdę wzruszony”. Tym razem trudniej podzielać rozczulenie… Celina ratuje swego Abelarda (tak niekiedy sygnuje przesyłki) do ostatka – 12 czerwca 1963 roku prosi: „Napisz mi kiedy ukaże się Twoja książka, o której marzę”.
Miłość wybaczy
W brytyjskich brulionach Maria Pawlikowska-Jasnorzewska notuje w 1943 roku, po śmierci rodziców – Marii i Wojciecha Kossaków: „Dom już mnie nie obchodzi (pod względem paczek tylko), […] to dla mnie rekwizyt, pamiątka tak gorzka, że nie pragnę go już oglądać. Ani Krakowa. Już mi wszystko zgasło, a o Madzię też boję się, bo ona może zwariować trochę, w takiej sytuacji, bez Reksa [aresztowanej w łapance Teresy Starzewskiej, córki Magdaleny Samozwaniec i Jana Starzewskiego, szwagra Wandy – P.Ch.], bez nas”. Widzieliśmy w odcinku Jachimeccy! Jachimeccy!, jak wariowała. „Ale Madzia młodsza jak zawsze trochę ode mnie” – broni poetka siostrę-błazenka.
Podkreślilibyśmy znienacka wyłaniające się paczki, lecz ważniejszą jest obserwacja różnych oblicz tęsknoty za domem. Celina z Zygmuntem dach nad głową stracili. Otowska dotrzymuje Nowakowskiemu kroku – heroldzina emigracji wewnętrznej, wcale nie tak rzadkiej w PRL opcji (czeka ona nadal na rozumiejącego tę postawę badacza). W gęsto cytowanym Haraczu czytamy: „Całe mnóstwo ludzi starszych i chorych żyło w Polsce wyłącznie dzięki paczkom”, ale jak wiemy komuniści na falę niezbędnego wsparcia odpowiedzą we właściwy sobie sposób. Drży Celina w 1954 roku: „Cło jest ogromne, ale na pewno jeszcze zostanie mi trochę pieniędzy po sprzedaniu wszystkiego na życie”. Trwa wojna z narodem.
Również Anna Mieszkowska w biografii Miłość ci wszystko wybaczy studiuje prywatne raptularze. Ordonka, 13 lutego 1948 roku: „Jedyna teraz moja istotna radość to wysyłanie paczek do cioci i do innych potrzebujących w kraju. Cieszę się ich radością, i czuję się wtedy komuś jeszcze potrzebna”. Zygmunt, 1952: „No, ale paczka poszła! Spadł mi kamień z serca, bo naprawdę świadomość, że potrafię jeszcze w jakiejś mierze pomóc Pani, sprawia mi rzetelną przyjemność. Może powetujemy sobie te straty [mus wyładunku dwufuntowej puszki marmolady morelowej, by utrzymać wagę – P.Ch.], mam bowiem nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu uda mi się mimo wszystko wysłać drugi transport”.
Po trzech latach mruknie skromnie – „sądzę, że przecież pomagają te przesyłki”. A jakże! Nawet te drobniejsze, słane w kopertach – w 1950 roku przychodzi owa wzmiankowana „«koperta radości» z najlonami, cennymi drobiazgami i miłym listem” („najlony” – skarb, „którego nie trzeba cerować”); 1952 – koperta „z dwoma parami nylonów” (rutynowy bilans Celiny z 1954 roku: „Pończochy jeszcze nie przyszły”); 1951 – „pasek elastyczny [do podwiązek], niestety, nie w najlepszym gatunku”, kosztuje „wszystkiego dziesięć szylingów i trzy pensy”: „Może przyda się Pani. Żałuję, że nic więcej zmieścić w tej kopercie nie mogę”. Najcenniejsze z pewnego względu są wszakże koperty zawierające coś jeszcze…
Źródła:
„Artyści emigracyjnej Melpomeny 1939 –1995”, wybór, oprac. fotografii oraz wstęp A. Mieszkowska, red. techniczna i oprac. graf. T. Filipowicz, Londyn 1998; L. Kruszelnicki, „Konflikt z Zygmuntem Nowakowskim”, „Wiadomości” 1967, nr 13/14 (1095/1096), 26 marca–2 kwietnia; „Trzy księgi zażaleń”, „Ostatnie Wiadomości” (Mannheim), 14 grudnia 1949; STAB., „Z emigracyjnej szopki. Bez żadnego atutu”, „Trybuna Ludu”, 18 kwietnia 1954; A. Bobkowski, „Listy do Tymona Terleckiego”, oprac. i posłowie N. Taylor-Terlecka, Warszawa 2006; Ł. Mikołajewski, „Pamięć fabularyzowana”, w: „Buntownik, cyklista, kosmopolak. O Andrzeju Bobkowskim i jego twórczości”, red. J. Klejnocki i A.S. Kowalczyk, Warszawa 2011; G. Herling-Grudziński, Listy do redaktorów „Wiadomości”, oprac., wstęp i przyp. M.A. Supruniuk, konsultacja edytorska B. Dorosz, Toruń 2015; http://zs.trzesowka.org/patroni/zygmunt-nowakowski/; M. Pawlikowska-Jasnorzewska, „Wojnę szatan spłodził. Zapiski 1939–1945”, zebr. R. Podraza, Warszawa 2012; A. Mieszkowska, „Hanka Ordonówna. Miłość ci wszystko wybaczy, Warszawa 2019; oraz teksty Z. Nowakowskiego, „Księgi kasowe pielgrzymstwa polskiego. Fragmenty mowy wygłoszonej na posiedzeniu Rady Narodowej dn. 1 kwietnia 1941 r.”, „Wiadomości Polskie” 1941, nr 16 (58), 20 kwietnia; „Czerwone tarcze Iwaszkiewicza”, „Wiadomości” 1948, nr 40 (131), 3 października; „Koń Andersa”, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, 21 grudnia 1951; „Geografia serdeczna”, Warszawa 1931.
Autor: Paweł Chojnacki
Źródło: Muzeum Historii Polski
Czwarty odcinek drugiej serii cyklu serii ukaże się wieczorem 6 grudnia w portalu Dzieje.pl w zakładce „Artykuły historyczne”.