Powstanie warszawskie było najkrwawszą polską bitwą w XX wieku i największą tragedią w najnowszych dziejach Polski - mówi w rozmowie z PAP dr Paweł Kosiński z IPN. W ocenie historyków liczba śmiertelnych ofiar powstania warszawskiego wynosi ok. 180 tys.
"Przyjmujemy, że liczba ofiar śmiertelnych powstania po polskiej stronie to kilkanaście tysięcy zabitych i zaginionych żołnierzy i mniej więcej dziesięć razy tyle, czyli ok. 150-160 tysięcy zamordowanych cywili" - mówił w rozmowie z PAP historyk dr Paweł Kosiński z Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie.
W dniu wybuchu powstania 1 sierpnia 1944 r. Warszawa - według różnych szacunków - liczyła od 920 tys. do 1,1 mln mieszkańców. Liczba żołnierzy Armii Krajowej przekraczała 40 tys. (łącznie z siłami podporządkowanymi AK - 58 tys). Po upadku powstania, wypędzeniu mieszkańców stolicy i całkowitym jej zniszczeniu przez Niemców w gruzach pozostało mniej niż tysiąc osób.
"Badania na temat strat wśród żołnierzy AK prowadzono jeszcze pod koniec powstania warszawskiego w sztabie Armii Krajowej w Warszawie. Ustalono wówczas, że poległo i zaginęło mniej więcej 14-15 tysięcy żołnierzy. Ale zaginięcie w przypadku powstańców oznaczało najczęściej śmierć, ponieważ stąd nie można było uciec. Te nigdy nie odnalezione osoby mogły zostać zasypane gruzami. Wojskowi ginęli nie tylko w walce na barykadach, ale także w wyniku bombardowań artyleryjskich i lotniczych, a część z tych ciał nie udało się wydobyć do dzisiaj" - tłumaczył Kosiński.
Pierwszym bilansem powstania były opracowywane w dniach 29 września - 1 października materiały dowództwa powstania, w których znalazł się raport ppłk. dypl. Stanisława Webera "Chirurga". Weber podał, że bezpowrotne straty żołnierskie wynosiły ok. 9,7 tys. poległych i ok. 5,3 tys. zaginionych. Liczby te jednak nie obejmowały strat na Mokotowie i Żoliborzu.
Zbrodnie dokonywane przez Niemców na powstańcach wiązały się z rozkazem Adolfa Hitlera dotyczącym bezlitosnego wymordowania mieszkańców stolicy. Erich von dem Bach-Zelewski, który miał stłumić powstanie, podał, że ustny rozkaz Hitlera brzmiał następująco: "każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy".
Historycy nie dysponują precyzyjnym podziałem ofiar powstania warszawskiego na mężczyzn, kobiety, osoby starsze czy dzieci. "Wśród żołnierzy Armii Krajowej przytłaczającą większość stanowili mężczyźni w sile wieku, ale były też tam kobiety, bo przecież w AK służyły sanitariuszki i łączniczki. Do AK trafiali najczęściej ludzie bardzo młodzi, starsi wiekiem byli oficerowie, których zresztą brakowało. W przypadku ludności cywilnej przekrój ofiar jest pełny, poza dorosłymi ofiarami były także dzieci" - zwrócił uwagę badacz.
Podczas walk niejednokrotnie nie można było odnotowywać ofiar na bieżąco. Ponadto w wielu sytuacjach, które kończyły się śmiercią cywilnej ludności, tak jak np. podczas tzw. rzezi Woli, ale też na Ochocie i na Starym Mieście, zabrakło naocznych świadków. "A potem te szczątki na terenach zajętych przez Niemców przecież nie były chowane, tylko, jeśli w ogóle się nimi zajmowano, były palone. Stąd później ten słynny pochówek prochów w 1946 roku, które zostały wybrane z tych miejsc, gdzie były złożone bezpośrednio po dokonaniu zbrodni. To było kilka ton prochów, które złożono na Cmentarzu Powstańców Warszawskich" - mówił Kosiński.
"Ginęli i mężczyźni i kobiety i starcy i dzieci. Dziesiątki tysięcy ludzi, którzy mieli nieszczęście trafić na zbrodniarzy zostało ustawionych pod murem i rozstrzelanych" - podkreślił.
Zbrodnie dokonywane przez Niemców na powstańcach wiązały się z rozkazem Adolfa Hitlera dotyczącym bezlitosnego wymordowania mieszkańców stolicy. Erich von dem Bach-Zelewski, który miał stłumić powstanie, podał, że ustny rozkaz Hitlera brzmiał następująco: "każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy".
"Bach-Zelewski, notabene zbrodniarz wojenny, ostatecznie odwołał ten rozkaz, ale ze względów czysto utylitarnych. Chodziło o to, że masowe zbrodnie takie jak na Woli sprawiały, że opór tężał, a Niemcom było jeszcze trudniej walczyć z powstańcami. Dlatego Bach-Zelewski zasadniczo zakazał mordowania ludności cywilnej, inaczej jednak traktowano powstańców. Uznano ich za bandytów, którzy podnieśli rękę na armię niemiecką i zabijano z pogwałceniem wszelkich norm prawa międzynarodowego" - tłumaczył Kosiński.
"Dopiero na początku września Niemcy uznali prawa powstańców jako strony walczącej w świetle konwencji haskiej, choć wciąż zdarzały się zbrodnie na żołnierzach AK, nawet po zawieszeniu broni" - przypomniał historyk.
Po wojnie liczba ofiar powstania była zawyżana przez komunistyczną propagandę, która chciała dyskredytować w ten sposób dowództwo Armii Krajowej. "Komuniści jeszcze podczas powstania próbowali wykorzystać to jako argument przeciwko prawowitemu rządowi Rzeczypospolitej i Armii Krajowej. Liczbę ofiar szacowano na setki tysięcy, podano nawet liczbę 700 tysięcy zabitych cywilów, by dowodzić, że powstanie było prowokacją i bezsensownym narażaniem na śmierć własnych obywateli" - dodał Kosiński. (PAP)
nno/ ls/