Od 2009 r., kiedy Władimir Putin jako premier Rosji wziął udział na Westerplatte w obchodach 70. rocznicy wybuchy drugiej wojny światowej, nastąpiła znacząca zmiana jego postawy. Wtedy potępił on pakt Ribbentrop-Mołotow, obecnie dokonał jego rehabilitacji, twierdząc, że był to w pełni legalny akt dyplomacji – mówili uczestnicy debaty w Fundacji Batorego.
Debata pt. "Nowi i starzy wrogowie Rosjan", zorganizowana we wtorek przez Fundację im. Stefana Batorego, była szóstym już spotkaniem w ramach Klubu Polsko-Rosyjskiego fundacji, który jest platformą wymiany myśli między przedstawicielami młodego pokolenia polskich i rosyjskich ekspertów, publicystów i działaczy.
Historyczka, redaktor naczelna internetowego magazynu "Gefter" Iryna Czeczel uważa, że w Rosji następuje obecnie rozkwit teorii spiskowych dotyczących wrogów; jednym z nich są "faszyści". Ponadto według niej Kreml kontynuuje rozpoczęte już w latach 90. rozpowszechnianie teorii "braku alternatywy" wobec aktualnej polityki władz. Zgodnie z tą ideologią Ukraina jest "rosyjska, nasza, nie możemy się jej pozbyć, nie mamy wyboru".
Redaktor naczelny "Slon.ru", publicysta "Forbes" Michaił Fiszman zwrócił uwagę, że od 2009 r., kiedy Władimir Putin jako premier Federacji Rosyjskiej wziął udział na Westerplatte w obchodach 70. rocznicy wybuchy drugiej wojny światowej, nastąpiła znacząca zmiana postawy Putina. Wtedy potępił on pakt Ribbentrop-Mołotow, obecnie dokonał jego rehabilitacji, twierdząc, że był to w pełni legalny akt dyplomacji.
Denis Wołkow: Sprawa Krymu nie jest teraz w Rosji na pierwszym planie, jej miejsce zajął konflikt z Zachodem; aneksja Krymu jest postrzegana jako "zrobienie na złość Zachodowi". Istnieje przekonanie, że wcześniej Putin mówił o wielkości, a teraz pokazał, że jesteśmy wielcy; pokazaliśmy zęby i teraz zachód musi się z nami liczyć. Kreml dyskredytuje wszelkie protesty opozycji twierdząc, że są one opłacane przez Zachód.
"Dyskurs wielkiej wojny ojczyźnianej, walki z faszyzmem został na nowo ożywiony" - stwierdził Fiszman. Jak zaznaczył, to, co dzieje się obecnie na wschodzie Ukrainy z punktu widzenia propagandy Kremla to bezpośrednie przedłużenie wojny z faszyzmem z lat 40. "Wraz z aneksją Krymu w 2014 roku wojna z faszyzmem z wirtualnej stała się wojną realną" - zaznaczył.
Politolog, działacz pozarządowy Aleksander Kyniew zaznaczył, że w polityce władz Rosji zawsze istniał wróg zewnętrzny, jednak nie był on priorytetem działań. "Gdy Putin doszedł do władzy w 1999 roku, głosił hasło zjednoczenia kraju i za wroga obrał sobie władze regionalne" - mówił.
W 2003 roku wrogami Kremla stają się oligarchowie - mówił Kyniew - to wtedy pojawia się sprawa Michaiła Chodorkowskiego i Jukosu; w 2007 roku do oligarchów dołączają liberałowie, którym przypisuje się odpowiedzialność za kryzys lat 90. Jak zaznaczył Kyniew, zgodnie z propagandą Kremla "wolność to bieda", a panujący po upadku ZSRR chaos został pokonany przez twarde rządy Władimira Putina.
Według niego w 2011 r. Kreml po raz pierwszy od lat nie potrafił zdefiniować nowego wroga; zaczęło się poszukiwanie wroga zewnętrznego; wskazywano na powiazania liberałów i oligarchów z Zachodem, wydarzenia na Ukrainie zaczęto interpretować jako skierowane przeciwko Moskwie, a protesty na Majdanie jako inspirowane przez Stany Zjednoczone. Działania Kremla skupiły się na tym, by zapobiec powtórzeniu się scenariusza ukraińskiego Majdanu w Rosji - mówił politolog.
Kreml - dodał - zaczął przekonywać Rosjan, że narzekanie na przykład na słabą służbę zdrowia jest w obecnej sytuacji zagrożenia niepatriotyczne. "Mamy wroga i trzeba z nim walczyć. Jeśli ktoś wspomina o źle działającej służbie zdrowia, jest zdrajcą" - mówił Kyniew. Według niego Kreml obecnie szuka sposobu na zakończenie konfliktu na Ukrainie, ale jak dotąd bezskutecznie.
Politolog, publicysta Iwan Preobrażeński przekonywał, że przekonanie o sowieckości społeczeństwa rosyjskiego jest mocno przesadzone. Jak mówił, mimo istniejącej propagandy prosowieckiej, przedstawiania ZSRR jako pozytywnego punktu odniesienia w społeczeństwie rosyjskim stopniowo następuje proces desowietyzacji.
Według Preobrażeńskiego obecnie wszystko, co wychodzi z Kremla jest nastawione na własną opinie publiczną; Rosja nie ma de facto polityki zagranicznej, wszystko, co jest mówione w tej sferze jest tak naprawdę skierowane do Rosjan.
"To nie jest próba odrodzenia Związku Sowieckiego, to zupełnie nowy proces, który obecnie trudno zdefiniować. Władza próbuje rozruszać społeczeństwo, potrząsnąć nim, przestraszyć wrogiem zewnętrznym, ale nie udaje jej się to zbytnio. Nie ma w społeczeństwie masowego poszukiwania piątej kolumny" - powiedział politolog.
Socjolog, dyrektor PR w Centrum Lewady Denis Wołkow mówił z kolei, że w społeczeństwie rosyjskim przekonanie o istnieniu wroga zewnętrznego pojawiło się pod koniec lat 90. Jak zaznaczył, według sondaży do aneksji Krymu taką opinie miało około 60 proc. Rosjan, po aneksji liczba ta wzrosła do 80 proc.
Jak zaznaczył, do głównych wrogów Moskwy Rosjanie zaliczają Stany Zjednoczone, NATO i międzynarodowych terrorystów. Polska nie plasuje się w czołówce; obecnie zajmuje dziewiąte miejsce na liście wrogów Rosji. O tym, że Polska jest państwem wrogim przekonanych jest 60-65 proc. Rosjan, około 15 proc myśli, że jest państwem przyjaznym - dodał Wołkow.
Jak mówił, sprawa Krymu nie jest teraz w Rosji na pierwszym planie, jej miejsce zajął konflikt z Zachodem; aneksja Krymu jest postrzegana jako "zrobienie na złość Zachodowi". "Istnieje przekonanie, że wcześniej Putin mówił o wielkości, a teraz pokazał, że jesteśmy wielcy; pokazaliśmy zęby i teraz zachód musi się z nami liczyć" - powiedział socjolog. Jak dodał, Kreml dyskredytuje wszelkie protesty opozycji twierdząc, że są one opłacane przez Zachód.
Wołkow zaznaczył, że brak mechanizmu pozytywnej mobilizacji społeczeństwa sprawia, że Putin stara się zapewnić legitymizację swej władzy, tworząc konflikt. Jak ocenił, z tej perspektywy konflikt Rosji z krajami bałtyckimi jest realny i trzeba go brać pod uwagę. (PAP)
mzk/ ura/