Jürgen Stroop, tak jak i inni zbrodniarze nazistowscy, był zwykłym człowiekiem a do czynienia zła pchało go ślepe posłuszeństwo przełożonym i lecząca z wyrzutów sumienia ideologia – mówi PAP prof. Michał Bilewicz z Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego. 23 lipca mijają 64 lata od dnia, w którym „kata getta warszawskiego” skazano na śmierć.
PAP: Jürgen Stroop nie wyróżniał się niczym nadzwyczajnym. Ale jedna rzecz czyniła go kimś szczególnym – był zbrodniarzem, który miał na sumieniu życie tysięcy ludzi. Co przeciętnych obywateli, właśnie takich jak on, czyni masowymi mordercami?
Prof. Michał Bilewicz: To jest pytanie, na które psychologowie próbują odpowiedzieć od zakończenia II wojny światowej. Przez ten czas pojawiło się bardzo wiele różnych teorii. Kluczowym momentem dla tych rozważań był proces Adolfa Eichmanna, który odpowiadał podczas wojny za całą logistykę zagłady Żydów i był jej architektem. Rozprawę relacjonowała dla „New Yorkera” Hannah Arendt, która zauważyła, że zbrodniarz nie okazał się być wcale jakimś sadystą. Z Eichmanna wyszedł pospolity biurokrata, który po prostu sumiennie wykonywał polecenia.
Zainspirowało to amerykańskiego psychologa Stanleya Milgrama do podjęcia badań nad posłuszeństwem. Wykazał on, że ludzie w sytuacjach, w których zostają przymuszeni do subordynacji, są w stanie dopuścić się czynów, o które nigdy nawet by siebie nie podejrzewali. Dlatego to właśnie posłuszeństwo – szczególnie względem tych, którym się ufa - jest podstawowym czynnikiem, na który zwracają uwagę psychologowie, gdy tłumaczą zbrodnicze działania nazistów, np. Stroopa.
Ludzie w sytuacjach, w których zostają przymuszeni do subordynacji, są w stanie dopuścić się czynów, o które nigdy nawet by siebie nie podejrzewali.
PAP: Stroop miał gigantyczny szacunek dla władzy. Kazimierz Moczarski – który przez kilka miesięcy przebywał z nim w jednej celi a potem przedstawił te doświadczenia w „Rozmowach z katem” - pisał, że Niemiec często powtarzał, iż „rozkaz jest rozkazem” a „władza jest święta”...
Prof. Michał Bilewicz: Z pewnością skłonność do posłuszeństwa będzie większa wśród ludzi, którzy cechują się tzw. osobowością autorytarną. Teodor Adorno – autor tego terminu - podczas swoich badań próbował odpowiedzieć na pytanie o to, czy jest jakaś cecha osobowości, która czyniła ludzi podatnymi na ideologię nazistowską. I wskazał na taki typ mentalności, który charakteryzuje się szczególną podatnością do uległości i konformizmu, a jednocześnie agresją względem tych, którzy nie przystają do akceptowanego przez nią wzorca grupy.
Adorno zauważył też, że osobowość autorytarna kształtuje się w bardzo młodym wieku i to w specyficznym modelu rodziny. To właśnie tam nabywane są wzorce, które potem przenoszone są poza sferę rodzinną – w obszar życia społecznego.
Biografia Stroopa dobrze wpasowuje się w ten model. Był on wychowywany w kulcie silnej władzy, którą symbolizował jego ojciec. W swoim dorosłym życiu również szukał przywódcy i znalazł go w osobie Adolfa Hitlera.
PAP: A jaką rolę w procesie przeistaczania się w zbrodniarza pełni ideologia polityczna?
Prof. Michał Bilewicz: We współczesnej nauce coraz powszechniejsze jest przekonanie, że ideologia polityczna jest czymś, co odpowiada na potrzeby psychologiczne społeczeństwa w danym momencie historycznym. Ludzie stają się bardziej przywiązani do niej w sytuacjach kryzysu, również kryzysu życiowego. Jeśli spojrzymy w życiorys Stroopa, to jest to bardzo dobrze widoczne.
Podobnie jak wiele osób z jego pokolenia – i jest to dość typowe dla wielu hitlerowskich zbrodniarzy – był zdemobilizowanym po I wojnie światowej weteranem. I to utytułowanym, bo został odznaczony Krzyżem Żelaznym II klasy oraz Krzyżem Zasługi Księstwa Lippe. Należał więc do ludzi, którzy walczyli bardzo dzielnie, ale nagle stanęli przed rzeczywistością niemieckiej porażki. Zadawali sobie proste pytanie: „Dlaczego, mimo tylu ofiar i aktów bohaterstwa, przegraliśmy?”. I w tym momencie pojawili się nazistowscy ideologowie, którzy dawali odpowiedź: „To wszystko przez Żydów”.
PAP: I oni też podsunęli im jednocześnie absurdalnie zniekształcony obraz Żydów. Jurgen Stroop mówił Moczarskiemu, że Żydzi – cytuję - „mają inne tkanki, inne kości”...
Prof. Michał Bilewicz: To był bardzo ważny element nazistowskej ideologii, który zresztą wpisywał się w całą jej pseudonaukową i rasistowską treść. Chodziło wręcz o stworzenie biologicznego modelu wroga.
W tej wizji Żydzi stawali się nosicielami groźnych chorób. Wykorzystywano w ten sposób psychologiczny mechanizm, zgodnie z którym na określone biologiczne zagrożenia – w tym właśnie choroby zakaźne – reagujemy bardzo szybko i – w zasadzie – nie do końca świadomie. Odpowiadają za to specjalne struktury mózgowe – ciało migdałowate. Elementem tej reakcji jest lęk, który powoduje nasze zdystansowanie się od przedmiotu naszego strachu. W tym przypadku – Żydów. I to też ułatwiało ich zabijanie.
Ponadto, ludzie, którzy dokonywali mordów byli głęboko przekonani, że przyczyniają się do postępu ludzkości. Często za obsługę komór gazowych odpowiadali ci sami funkcjonariusze, którzy wcześniej zabijali chorych psychicznie w przekonaniu, że „oczyszczają” społeczeństwo. Więc – we własnym przekonaniu – dalej robili to samo, tyle że lekarskie kitle zamienili na mundury SS.
Ideologia pozwalała im uzasadnić dokonywane potworności i jednocześnie racjonalizowała je jako „konieczne”. Byli więc przekonani, że to, co robią jest tak naprawdę dobre i stoi za tym jakaś wyższa racja moralna, która usprawiedliwia ich postępowanie.
Ludzie, którzy dokonywali mordów byli głęboko przekonani, że przyczyniają się do postępu ludzkości. Często za obsługę komór gazowych odpowiadali ci sami funkcjonariusze, którzy wcześniej zabijali chorych psychicznie w przekonaniu, że „oczyszczają” społeczeństwo.
PAP: Czy – pomimo ideologicznego uzasadnienia – nazistowscy zbrodniarze nie mieli żadnych oporów przed robieniem tych wszystkich strasznych rzeczy?
Prof. Michał Bilewicz: Oczywiście, humanitarne odruchy pojawiały się również u nich, przynajmniej na początku. Christpher Browning opisał historię 101. Policyjnego Batalionu Rezerwowego, który został przeniesiony na lubelszczyznę. To byli normalni ludzie, większość z nich nie była nawet nazistami.
Kiedy zaczynali mordować Żydów, to podczas akcji likwidacyjnych płakali i wymiotowali. Zaczęli dużo pić, bo na trzeźwo nie mogli robić tego, co robili. Ale po jakimś czasie odstawili procenty i zaczęli traktować te wszystkie mordy jako zwykłą pracę. Stali się wyjątkowo gorliwymi i brutalnymi katami. Swoim rodzinom wysyłali nawet pamiątkowe zdjęcia z egzekucji. Po prostu się uodpornili.
PAP: Dlaczego niektórzy potrafili odmówić udziału w zbrodniach, jak np. policjant Otto-Julius Schimke, który nie chciał masakrować ludności żydowskiej w Biłgoraju?
Prof. Michał Bilewicz: Ludźmi, którzy zachowywali się w ten sposób - np. ratowali Żydów - zwykle powodowało silne przywiązanie do jakiegoś systemu wartości. To, co teraz powiem, może być zaskakujące, ale badania wykazują, że tacy ludzie mają często – podobnie jak wspomniany już Stroop – autorytarny sposób myślenia. W pewien sposób, są oni podobni do zbrodniarzy, tyle że reprezentują całkowicie odmienne wartości.
Dlatego, jeśli w tamtych czasach ktoś był głęboko wierzącym chrześcijaninem albo zaangażowanym socjalistą, to bardzo trudno było kogoś takiego zmusić do popełniania zbrodni w imię państwa, czy narodu. Intrygujące jest to, że ten mechanizm – jak widać – może działać w dwie strony, zależnie od wyznawanego kodu aksjologicznego.
Rozmawiał Robert Jurszo (PAP)
jur/ ls/