Pogrom kielecki został przez komunistów brutalnie wykorzystany do bezpardonowego ataku na podziemie niepodległościowe oraz Kościół katolicki na czele z prymasem Augustem Hlondem i biskupem kieleckim Czesławem Kaczmarkiem – mówi prof. Jan Żaryn z UKSW.
70 lat temu, 4 lipca 1946 r., w Kielcach doszło do wydarzeń nazywanych pogromem kieleckim.
PAP: W dyskusji historycznej istnieją teorie, wedle których wydarzenia nazywane później pogromem kieleckim były skutkiem zaplanowanej prowokacji bezpieki lub nawet służb sowieckich. Czy są na to wiarygodne dowody?
Prof. Jan Żaryn: Pogrom kielecki z 4 lipca 1946 r. to jedno z bardzo ważnych wydarzeń, w jakiejś mierze konstytuujących nasze współczesne relacje polsko-żydowskie. Wywołuje ono bardzo daleko idące, emocjonalne dyskusje i nastroje wśród osób badających jego przebieg, zarówno po stronie żydowskiej jak i polskiej. Bez wątpienia te emocje są zrozumiałe, bo zginęło wówczas przeszło 40 osób, w tym 39 Żydów. Było to hańbiące dla wykonawców tej zbrodni, a także dla tych, którzy do niej doprowadzili.
Prof. Jan Żaryn: Pogrom kielecki stał się pretekstem lub wydarzeniem zaplanowanym przez komunistów, służącym temu, aby Anglosasi przestali interesować się sprawą polską. Przekaz dla opinii publicznej na całym świecie miał być jednoznaczny: Polacy nie zasługują na interwencję, ponieważ są narodem antysemitów mordujących Żydów, zdegenerowanym przez okupację niemiecką.
Szalenie ważny jest także kontekst tego wydarzenia, wpływający na jego interpretację. Jest nim bowiem data poprzedzająca pogrom. 30 czerwca 1946 r. miało miejsce tzw. referendum ludowe, którego wyniki, podane dwa tygodnie później, były sfałszowane. Jak głosiła ówczesna anegdota: referendum to taka szkatułka: wrzucasz Mikołajczyk, wyskakuje Gomułka.
Pogrom kielecki stał się pretekstem lub wydarzeniem zaplanowanym przez komunistów, służącym temu, aby Anglosasi przestali interesować się sprawą polską. Przekaz dla opinii publicznej na całym świecie miał być jednoznaczny: Polacy nie zasługują na interwencję, ponieważ są narodem antysemitów mordujących Żydów, zdegenerowanym przez okupację niemiecką.
Pytanie więc, czy było to wydarzenie zaplanowane i wykonane przez polskich i sowieckich komunistów, czy też istnieje w nim iskra autentycznego antysemityzmu polskiego, który wywołał i doprowadził do takiego strasznego finału. Na to pytanie nie mamy dobrej, twardej odpowiedzi, która pokazałaby nam, że nie ma żadnych znaków zapytania. Jest ich bardzo wiele.
Wiemy jednak na pewno, że ówczesne Kielce, szczególnie w ich śródmiejskiej części nasycone były instytucjami szeroko pojętego aparatu bezpieczeństwa i wojska; od milicji, poprzez Urząd Bezpieczeństwa kończąc na Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego i funkcjonariuszach NKWD. W promieniu 500 metrów od tych wydarzeń było tak wiele sił bezpieczeństwa, że nawet jeśli istniała wspomniana przeze mnie iskra samodzielności osób wywołujących pogrom, to można ją było zdusić w zarodku.
Nie tylko go nie zduszono, ale ze wszystkich znanych relacji, takich jak ta księdza Romana Zelka wynika jednoznacznie, że kordon wojska i funkcjonariuszy bezpieczeństwa otoczył Planty 7 tak, aby nie dopuścić mieszkańców Kielc do środka. Wśród nich byli kapłani pragnący zakończyć te straszne wydarzenia, dziejące się pod parasolem wojska.
Wiele wątpliwości wzbudza również postać Henia Błaszczyka i jego ojca, który - jak wiele na to wskazuje - został poinstruowany przez funkcjonariuszy UB, jak się zachowywać i co mówić na temat jego rzekomego uwięzienia w domu przy Planty 7, aby wykorzystać jego zeznania do stworzenia zaczynu tych wydarzeń. Wszystko, co wiemy na temat przebiegu dwóch faz zbrodni i zachowania sił bezpieczeństwa świadczy, że spontaniczności było tam najmniej. Było natomiast wiele wyreżyserowanych faktów. Np. pierwszy strzał i kolejne, które padły z wnętrza budynku. Czy oficer, który zginął, był wysłannikiem reżyserów pogromu? Rany kłute na ciele ofiar, po bagnetach? Skłania to do stwierdzenia, że pogrom kielecki był wywołany i czemuś służył. Przekazy historyczne są jednak rozbieżne, nie ma dokumentacji, która może znajdować się w Moskwie, mogącej nas przybliżyć do prawdy.
Dużo lepsza jest nasza baza źródłowa do mówienia o skutkach pogromu kieleckiego. Skutkiem było natychmiastowe uruchomienie przez komunistów lawiny propagandowego kłamstwa, służącego zdyskredytowaniu polskiego podziemia niepodległościowego i Kościoła katolickiego. Spowodowało to niechęć Zachodu do Polaków jako rzekomych antysemitów, którzy nie są zdolni do podtrzymania swojej chrześcijańskiej tożsamości lub wedle innej narracji tożsamość ta była przyczyną, fundamentem postaw antysemickich.
Ta kłamliwa propaganda ma swoje daleko idące skutki. Pierwszym z nich była masowa emigracja Żydów z Polski. Żydzi po Holokauście zostali dotknięci nie tylko zbrodnią, ale także propagandą na temat wydarzeń w Kielcach. Uchodzą z kraju za przyzwoleniem sił bezpieczeństwa, które na granicach ściągają kurierów organizacji podziemnych, ale nie uciekających Żydów.
Opuszczając Polskę Żydzi zabierali ze sobą fałszywe informacje na temat masowego udziału Polaków w masowych zbrodniach powojennych, kończących Holokaust. Ten zakłamany i obraźliwy dla Polaków przekaz będzie trwał w przekazach żydowskich przez kolejne dziesięciolecia. Kłamstwo stanie się również założycielskim faktem wielu prac historycznych opartych na relacjach ustnych uciekinierów i ich potomków. Później pojawiły się filmy fabularne i dokumentalne pokazujące Polaków jako zbrodniarzy współpracujących z Niemcami i kończących Holokaust.
PAP: Na ile istotny dla tych wydarzeń był obecny w ówczesnym społeczeństwie polskim obraz tzw. „żydokomuny”, wynikający z obecności Żydów wśród władz komunistycznych tzw. Polski Ludowej?
Prof. Jan Żaryn: Bez wątpienie ten obraz, podtrzymywany przez propagandę niemiecką, ale osadzony w realiach Polski przedwojennej i wojennej z lat 1939-1941 r., stał się mitem założycielskim po 1944 r., dlatego, że sami Żydzi na niego „zapracowali”. Narzucona władza, czyli aparat partyjny i bezpieczeństwa, ale także np. cenzura i propaganda, składała się w dużej części z osób pochodzenia żydowskiego, gardzących polską kulturą, kaleczących język polski, którzy poprzez zbrodnicze narzędzia gwałcili polskie prawo do niepodległości. Wizerunek, który miał swoje uwarunkowania wcześniejsze został wzmocniony świadectwami samych Żydów.
Prof. Jan Żaryn: Opuszczając Polskę Żydzi zabierali ze sobą fałszywe informacje na temat masowego udziału Polaków w masowych zbrodniach powojennych, kończących Holokaust. Ten zakłamany i obraźliwy dla Polaków przekaz będzie trwał w przekazach żydowskich przez kolejne dziesięciolecia. Kłamstwo stanie się również założycielskim faktem wielu prac historycznych opartych na relacjach ustnych uciekinierów i ich potomków.
Nie przez przypadek w kontekście pogromu kieleckiego prymas August Hlond w rozmowie z dziennikarzami amerykańskimi 10 lipca 1946 r. mówił bardzo wyraźnie, że stosunki polsko-żydowskie pogorszyły się po wojnie, ale to sami Żydzi są za to odpowiedzialni. W mediach zachodnich wypowiedź ta została zakwalifikowana jako antysemicka.
Dramat polegał na tym, że ten wykreowany przez Żydów-komunistów obraz dotknął bardzo boleśnie tych, którzy na to nie zasłużyli. Zdecydowana większość polskich Żydów uratowanych z Holokaustu miała bowiem ambiwalentny lub niechętny stosunek do komunizmu, rozumianego jako sowiecka doktryna lub praktyka sprawowania rządów. Byli oni przede wszystkim związani z wielowiekową ortodoksją judaizmu. Było wśród nich również wielu syjonistów zafascynowanych polityczną wizją powstania niepodległej ojczyzny, na którą w ich opinii - jak najbardziej słusznej - zasłużyli po wojnie. Zupełnym marginesem były dla nich stosunki polsko-żydowskie i kwestie komunizmu narzucanego Polsce. To nie był ich świat. Stąd również wynikają te dramaty i nieporozumienia.
PAP: Jak wyglądał stosunek Kościoła katolickiego oraz podziemia antykomunistycznego do wydarzeń w Kielcach?
Prof. Jan Żaryn: Pogrom kielecki, tak jak już powiedziałem, został przez komunistów brutalnie wykorzystany do bezpardonowego ataku na podziemie niepodległościowe kontynuującego walkę o niepodległą Polskę w skrajnie trudnych warunkach, uniemożliwiających propagowanie własnego zdania na temat toczących się wydarzeń i ich interpretacji.
Drugim obiektem ataku był Kościół na czele z prymasem i biskupem kieleckim Czesławem Kaczmarkiem. W przekazie komunistów został on zaatakowany za rzekome sprzyjanie procesowi mordowania Żydów, a już w 1949 r. będzie oskarżony o kolaborację z Niemcami, następnie aresztowany w 1951 r. i skazany w haniebnym procesie z września 1953 r.
To kłamstwo rozpoczynające się w 1946 r. miało spowodować utratę zaufania opinii zagranicznej do Kościoła, jako znaku polskiej tożsamości oraz służyć wypracowaniu poglądu, że to komuniści są jedynymi predestynowanymi do zarządzania Polską, bo ten naród nie dorósł do sprawowania demokratycznych rządów.
Prawda była zupełnie gdzie indziej. Biskup Czesław Kaczmarek był tego dnia nieobecny w Kielcach, ponieważ był w uzdrowisku lecząc swoje zdrowie. Kapłani ze znajdującej się niedaleko miejsca wydarzeń katedry nie zostali dopuszczeni na Planty, bo próbowali zatrzymać proces zbrodni.
Opinia międzynarodowa sterowana przez niektóre kręgi żydowskie była do Augusta Hlonda nastawiona bardzo negatywnie i wykorzystywała jego prawdziwe i rzekome potknięcia do udowodnienia tezy, że Polacy z mlekiem matki wyssali antysemityzm. Ta wspomniana wypowiedź prymasa mówiąca o pogorszeniu się stosunków polsko-żydowskich została odebrana jako wypowiedź antysemicka. Jak wiadomo antysemitą jest ten, kto zostanie nazwany antysemitą przez prasę żydowską.
W ówczesnych warunkach dyktatury komunistycznej polemika z takimi argumentami była niemożliwa. Kościół pozostawał więc w żalu i poczuciu niesprawiedliwości z powodu stanu, jaki „zafundowała” międzynarodówka komunistów z ZSRS i prasa zachodnia, pozostająca pod mocnym wpływem środowisk żydowskich. Wpływ tego środowiska był widoczny, skoro nawet papież Pius XII zażądał od prymasa Polski, by wytłumaczył się z zarzutów dotyczących udziału ludzi Kościoła w wydarzeniach kieleckich.
Ślady tych wydarzeń będą widoczne podczas haniebnego procesu biskupa Kaczmarka we wrześniu 1953 r., gdy prasa amerykańska pod wpływem środowisk żydowskich będzie budowała obraz rozprawy nad biskupem, jako tym odpowiedzialnym za pogrom kielecki. Przypomnę - był kłamliwie oskarżony o kolaborację z Niemcami, a po wojnie o szpiegostwo na rzecz Anglosasów, bo prywatnie znał pierwszego ambasadora USA w Warszawie Arthura Bliss Lane’a, nota bene autora pamiętnika, w tym świadectwa na temat zdrady dokonanej przez sojuszników zachodnich na Polakach. Komuniści zadbali jednak, by sądzony biskup kielecki nie mógł być postrzegany jako męczennik, ofiara komunizmu.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/ mhr/