Pekin potępił we wtorek Tokio za zaaprobowanie podręczników szkolnych, w których potwierdza się japońską suwerenność nad spornymi wyspami na Morzu Wschodniochińskim i pomniejsza - zdaniem strony chińskiej - odpowiedzialność Japonii za drugą wojnę światową.
"Chiny są poważnie zaniepokojone tym, co dzieje się w Japonii" - oświadczyła w tym kontekście rzeczniczka chińskiego MSZ Hua Chunying.
"Bez względu na to, co robi Japonia, by nagłaśniać swe stanowisko, nie może to zmienić faktu, że Diaoyu należą do Chin" - podkreśliła, używając chińskiej nazwy wysepek na Morzu Wschodniochińskim, nazywanych przez Japończyków Senkaku.
We wszystkich 18 nowych podręcznikach dla szkół średnich w Japonii wyspy te są przedstawiane jako terytorium japońskie. Jest to zgodne z wytycznymi japońskiego resortu oświaty, który zobligował wydawców podręczników do wyraźnego przedstawiania stanowiska rządu w kwestii tych wysp.
Stosunki Chin i Japonii znacznie się pogorszyły, kiedy we wrześniu 2012 roku zaostrzył się spór terytorialny. Japoński rząd wykupił wtedy trzy tworzące sporny archipelag wyspy od prywatnego właściciela. Przez Chiny przetoczyła się wówczas fala ulicznych protestów, przeradzających się również w plądrowanie japońskich firm i atakowanie japońskich obywateli.
W listopadzie 2013 roku Pekin ogłosił utworzenie Strefy Identyfikacji Obrony Powietrznej Morza Wschodniochińskiego w rejonie spornych wysp. Japonia, a także USA i Korea Południowa potępiły to jako prowokacyjny akt. W rejonie niezamieszkanego archipelagu niejednokrotnie dochodziło do incydentów z udziałem samolotów i okrętów obu stron.
W nowych, skrytykowanych przez Pekin podręcznikach pomija się też m.in. w części dotyczącej historii japońską okupację Nankinu rozpoczętą w 1937 roku i masakrę tamtejszej ludności.
"Historia to historia. Nie można pozwalać na jej samowolne zmienianie" - oświadczyła rzeczniczka chińskiego MSZ.
Masakra nankińska trwała przez sześć tygodni po zajęciu 13 grudnia 1937 roku Nankinu, ówczesnej stolicy Chin, przez Cesarską Armię Japońską. Historycy nie są zgodni co do dokładnej liczby ofiar; według większości źródeł Japończycy wymordowali w tym czasie 250-300 tys. chińskich cywilów i rozbrojonych żołnierzy. Ze względu na masowe gwałty i inne okrucieństwa na tle seksualnym, których dopuszczali się najeźdźcy, okres ten nazywany bywa również "gwałtem nankińskim". Międzynarodowy Trybunał Wojskowy dla Dalekiego Wschodu ustalił, że w zdobytym mieście zgwałcono wtedy co najmniej 20 tys. kobiet, w tym staruszki i małe dziewczynki.
Mimo że Japonia wielokrotnie przepraszała za zbrodnie popełnione w krajach azjatyckich w czasie drugiej wojny światowej, w chińskim społeczeństwie wciąż panuje przekonanie, że Japończycy zrobili za mało, by załagodzić konflikt.
Niektórzy japońscy historycy i nacjonaliści, w tym ważni urzędnicy państwowi, zaniżają liczbę ofiar masakry albo wręcz twierdzą, że w ogóle nie miała ona miejsca, lecz jest fałszerstwem historycznym dokonanym na użytek Komunistycznej Partii Chin (KPCh).
Masakra nankińska zapadła głęboko w chińską pamięć zbiorową i od dawna stanowi jeden z problemów rzucających się cieniem na stosunki między Chinami i Japonią.(PAP)
az/ kar/