Konsultantami historycznymi twórców tego filmu byli naukowcy z IPN i PAN, scenariusz uznano za "w każdym szczególe wiarygodny" – powiedział PAP producent "Pokłosia" Dariusz Jabłoński. Przypomniał słowa Zbigniewa Herberta: "Naród, który traci pamięć, traci sumienie".
PAP: Fabularne "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego można oglądać w kinach od piątku. Thriller opowiada o mieszkańcach polskiej wsi, którzy podczas II wojny światowej zamordowali grupę Żydów. Film, jak podkreślał pan przed premierą, jest efektem długich starań twórców o jego realizację.
Dariusz Jabłoński: Władysław Pasikowski wyreżyserował "Pokłosie" według własnego scenariusza. Scenariusz ten przyniósł mi, jako producentowi filmowemu, w 2005 roku. Przeczytałem bardzo dobry tekst, świetnie napisany thriller, na bardzo ważny temat.
Od razu po powstaniu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w 2005 r. złożyliśmy wniosek o dofinansowanie produkcji. Z wyjątkiem jednego eksperci PISF, którzy zapoznali się ze scenariuszem naszego filmu, ocenili go bardzo wysoko, wręcz entuzjastycznie. Była to jedna z najwyższych ocen w historii PISF. Byliśmy więc zaskoczeni, gdy okazało się, że finansowego wsparcia z Instytutu jednak nie dostaniemy.
Dyrektor PISF pani Agnieszka Odorowicz nie podjęła decyzji o dofinansowaniu naszego projektu również przez dwie kolejne cotrzymiesięczne sesje. Oznaczało to dla nas, ze względów finansowych, odrzucenie tego filmu w niebyt. Wydaje mi się, że temat filmu miał tu zasadnicze znaczenie.
PAP: Jednak ostatecznie dofinansowanie z PISF uzyskaliście.
Dariusz Jabłoński: Po kilku latach i naszych licznych apelach, w 2010 r. pozwolono nam znowu złożyć wniosek do PISF. Pozytywna decyzja o dofinansowaniu zapadła w Instytucie w roku 2011. Dopiero wtedy, wreszcie, mogliśmy przystąpić do realizacji filmu. Ale przeszkody stawiane są do dziś.
PAP: Ile pieniędzy przyznał Wam PISF?
Dariusz Jabłoński: Otrzymaliśmy 3,5 mln złotych, a wnioskowaliśmy o 4 miliony. Łączny budżet "Pokłosia" wyniósł 9 mln złotych.
PAP: Skąd zatem pochodzą pozostałe środki?
Dariusz Jabłoński: "Pokłosie" jest wspólną produkcją czterech państw: Polski, Holandii, Słowacji i Rosji. W naszym kraju, oprócz PISF, pieniądze zainwestowały Telewizja Polska i Canal+. Partnerów zagranicznych szukaliśmy już od tamtego momentu, kiedy parę lat temu w PISF nie podjęto pozytywnej decyzji o dofinansowaniu.
W historii tych trzech krajów, jak i w wielu europejskich krajach, miały miejsce podobne wydarzenia dotyczące Żydów, jakie przedstawiliśmy w naszym filmie, mającym akcję osadzoną w Polsce. Od zagranicznych koproducentów usłyszeliśmy, że "Pokłosie" to opowieść uniwersalna, a film ma szansę na obieg międzynarodowy. Dystrybucję kinową m.in. właśnie w tych trzech państwach ma zagwarantowaną.
PAP: O czym mówi "Pokłosie", jeśli traktować je jako opowieść uniwersalną?
Dariusz Jabłoński: O konsekwencjach zbrodni. Jeśli ta zbrodnia jest czarną plamą na życiu rodziny, społeczności, narodu, jakie to rodzi konsekwencje – to pytanie, moim zdaniem, film stawia. Zadaje również pytanie o to, czy należy odkrywać prawdę za wszelką cenę, czy też nie – czy lepiej nie odkrywać i nie narażać się na ból odkrycia. Pyta o pamięć i o to, co z tą pamięcią zrobić. Akcja „Pokłosia” toczy się współcześnie, a postaci tego filmu zadają pytania o wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat.
PAP: Kto był konsultantem historycznym przy realizacji "Pokłosia"?
Dariusz Jabłoński: Scenariusz oceniało dwoje naukowców, dr Krzysztof Persak z Instytutu Pamięci Narodowej, autor – wspólnie z Pawłem Machcewiczem – książki "Wokół Jedwabnego", i prof. Barbara Engelking, kierowniczka Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Oboje uznali, że ten film jest w każdym szczególe wiarygodny.
PAP: Autorem zdjęć do "Pokłosia" jest Paweł Edelman. Za scenografię odpowiada Allan Starski. Główne role w filmie – braci, którzy poznają straszną prawdę o przeszłości swej rodzinnej wsi – zagrali Maciej Stuhr i Ireneusz Czop. W obsadzie są też m.in.: Jerzy Radziwiłowicz, Danuta Szaflarska i Zbigniew Zamachowski. Czy długo trzeba było zachęcać artystów do współpracy przy tym filmie?
Dariusz Jabłoński: Nie trzeba było w ogóle namawiać. Niektórzy z nich odłożyli nawet zagraniczne plany zawodowe, aby skoncentrować się na "Pokłosiu". A Maciek Stuhr angażuje się w starania o ten film od kilku lat.
PAP: Kiedy w maju, na festiwalu w Gdyni, po raz pierwszy prezentowaliście ten thriller publicznie, nazwał go pan "propolskim". Dystrybutor, Monolith Films, zapowiada go jako "najodważniejszy polski film".
Dariusz Jabłoński: "Pokłosie" opowiada o Polakach, mieszkańcach wsi, którzy zamordowali swoich sąsiadów, innych Polaków, żydowskiego pochodzenia. Czy opowiadanie takiej historii może szkodzić obrazowi Polski? Najbardziej szkodzi nam wszystkim fakt, że ta zbrodnia się dokonała i to co najmniej kilkadziesiąt razy w tamtym czasie. Uważam jednak, że ten film jest bardzo propolski, bo stawia Polskę i Polaków wśród dojrzałych krajów, które, jak np. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, potrafią zmierzyć się z cieniami swojej historii. Zacytuję słowa Zbigniewa Herberta: "Naród, który traci pamięć, traci sumienie".
Film wchodzi do kin w Polsce w 130 kopiach. Na polskie warunki jest to bardzo dużo.
PAP: Dziennikarzom trudno jest jednak uzyskać od reżysera zgodę na wywiad z nim o "Pokłosiu" lub chociażby jego krótką wypowiedź.
Dariusz Jabłoński: Władysław Pasikowski uważa, że reżyser nie powinien tłumaczyć swoich filmów. W zamian za to proponuje czysto skonstruowane filmy i czysto opowiedziane historie. Do publiczności zwraca się za pośrednictwem filmu.
PAP: A co pan chciałby powiedzieć przyszłym widzom przy okazji kinowej premiery "Pokłosia"?
Dariusz Jabłoński: Idźcie do kina, zobaczcie ten film, a dopiero potem formułujcie swoją opinię na jego temat. Uważam, ze każdy powinien zobaczyć ten film.
Rozmawiała Joanna Poros (PAP)
jp/ ls/ bk/