Wigilia na dawnej polskiej wsi czerpała z chrześcijańskiej tradycji, a także z obrzędowości pogańskiej, nawiązującej do czczonego niegdyś przez Słowian przesilenia zimowego. Niektóre z ludowych zwyczajów wigilijnych są żywe także dziś.
"Otwierający Święta Bożego Narodzenia wieczór Wigilijny – to wieczór osobliwy, radosny i straszny zarazem, to uroczysta godzina cudów, kiedy, rzec można, niema rzeczy niemożliwych, lecz wszystko naraz staje się prawdopodobnem i naturalnem” – charakteryzował Wigilię Bożego Narodzenia obchodzoną na polskich wsiach Witold Klinger, autor książki „Obrzędowość ludowa Bożego Narodzenia”.
Hanna Szymanderska: „Post adwentowy i towarzyszące mu zwyczaje bardzo silnie wpłynęły na folklor i znalazły odbicie w literaturze ludowej. Dla rolników był to okres odpoczynku po ciężkich pracach polowych, regulowany obyczajowym zakazem: „Kto ziemię w adwent pruje, ta mu trzy lata choruje+”.
Dla chłopów, którzy utrzymywali się z rolnictwa, późna jesień – podczas której kończyły się prace na polu - była naturalnym okresem do przygotowań do zimy. W niedługim czasie po ustaniu prac polowych, cztery niedziele przed Bożym Narodzeniem, rozpoczynał się adwent, a więc oczekiwanie na narodziny Chrystusa.
„Post adwentowy i towarzyszące mu zwyczaje bardzo silnie wpłynęły na folklor i znalazły odbicie w literaturze ludowej. Dla rolników był to okres odpoczynku po ciężkich pracach polowych, regulowany obyczajowym zakazem: „Kto ziemię w adwent pruje, ta mu trzy lata choruje+” – wyjaśnia Hanna Szymanderska w książce „Polskie tradycje świąteczne”.
Boże Narodzenie nazywano w tradycji ludowej „Godami” – od święta godowego lub tzw. szczodrych godów, które pogańscy Słowianie obchodzili w związku z przesileniem zimowym rozpoczynającym nowy rok słoneczny.
W Polsce, ale również m.in. w Czechach i na Ukrainie wierzono, że poprzedzająca „Gody” noc wigilijna sprzyja zjawiskom nadnaturalnym, a wszelkie czynności w przeddzień świąt należy wykonywać bardzo starannie, bo od tego właśnie zależał przyszły los człowieka. Jak tłumaczy Szymanderska, „z nocą wigilijną związane są szczególnie liczne wierzenia. Jest to noc, w czasie której błąkają się duchy, a w wierzeniach ludowych to moment czatów, dziwów, niesamowitych zjawisk i nadprzyrodzonych mocy”.
W Europie Środkowo-Wschodniej żywa była wiara w to, iż w tę szczególną noc „woda w źródłach, potokach i rzekach zmienia się na chwilę w wino, czasem w wino i miód, niekiedy nawet w płynne złoto”. Inne ludowe podania mówiły o zakwitaniu w Wigilię w sadach drzew owocowych.
Stałym elementem Wigilii były przystrojone gałązki drzew iglastych (sosny, jodły lub świerku), po które wyruszano skoro świt do lasów. Na Nowosądecczyźnie, Żywiecczyźnie i Pogórzu gałązki te nazywano „podłazami” lub „podłaźniczką”, w innych regionach – „sadami” lub „wiechami”. Dekorowano nimi głównie drzwi do chaty, ale także np. wieszano pod sufitem.
Stałym elementem Wigilii były przystrojone gałązki drzew iglastych (sosny, jodły lub świerku), po które wyruszano skoro świt do lasów. Na Nowosądecczyźnie, Żywiecczyźnie i Pogórzu gałązki te nazywano „podłazami” lub „podłaźniczką”, w innych regionach – „sadami” lub „wiechami”. Dekorowano nimi głównie drzwi do chaty, ale także np. wieszano pod sufitem.
Zwyczaj ozdabiania choinek dotarł na wieś dopiero w XIX w. – pierwsi zaczęli przystrajać je warszawscy mieszczanie, którzy zaczerpnęli tę tradycję od Niemców. Funkcję choinek pełniły na wsiach często snopy siana ustawiane w kątach izb, które dekorowano owocami lub smakołykami. Wszystko to miało zapewnić urodzaj w nadchodzącym roku.
Wieczerza wigilijna miała niezwykle uroczysty, a jednocześnie podniosły charakter. Tylko pani domu mogła odchodzić od stołu, nikt nie mógł rozmawiać podczas spożywania posiłków. Na stole ustawiano co najmniej siedem potraw. Główne dania to kutia przygotowywana z ziaren pszenicy, maku, migdałów i rodzynek (od nazwy tej potrawy wieczerzę, zwłaszcza na Litwie, nazywano „kucją”).
Podczas kolacji uważano, aby nikomu nie spadła łyżka, gdyż zwiastowało to śmierć w nachodzącym roku; dobrym znakiem było natomiast kichanie zapowiadające pomyślność i zdrowie.
Eugeniusz Janota w książce „Lud i jego zwyczaje” wspominał, że podstawą chłopskiego jadłospisu – oprócz kutii, potraw z ryb oraz kapusty - była rzepa, jabłka, orzechy, czosnek, których spożywanie miało zapobiegać chorobom. Pod stół kładziono siekierę lub sierp, które miały zapewniać „nogi twarde jak żelazo”.
Jadano powoli, w ciszy i skupieniu. Liczba gości musiała być parzysta, a najbardziej obawiano się „feralnej” trzynastki.
Eugeniusz Janota w książce „Lud i jego zwyczaje” wspominał, że podstawą chłopskiego jadłospisu – oprócz kutii, potraw z ryb oraz kapusty - była rzepa, jabłka, orzechy, czosnek, których spożywanie miało zapobiegać chorobom. Pod stół kładziono siekierę lub sierp, które miały zapewniać „nogi twarde jak żelazo”.
W tradycji wiejskiej, szczególnie w odniesieniu do 24 grudnia, żywe było przywiązanie do czci oddawanej zmarłym. Wierzono, że ostatniego dnia roku chłopskie chaty odwiedzają dusze bliskich, które na różne sposoby starano się należycie „ugościć”. Pamiętano, aby przy zmarłych nie prowadzić kłótni, nie smucić się oraz nie pożyczać ognia.
„Troska o ogień w dniu wigilijnym to bardzo stara tradycja. Palono światła, w wielu okolicach przez całą noc podtrzymywano ogień w piecu, aby zziębnięte dusze zmarłych mogły się przy nim ogrzać” - tłumaczy Szymanderska.
Wiara w to, że w Wigilia jest dniem bratania się ze zmarłymi powodowała różne czynności, m.in. uważano, aby przypadkiem nie zaszkodzić odwiedzającym domy duchom. W tym celu np. nie wykonywano gwałtownych ruchów oraz nie zamiatano podłóg.
Wśród ludu panowało przekonanie, że tego dnia zmarli razem z żywymi uczestniczą w wieczerzy wigilijnej. Łączono ją ze stypą zaduszną, kolacją na część zmarłych. Duchy bliskich próbowano nakarmić do syta, aby nie zrazić ich do siebie. „Charakterystyczne dla kolacji wigilijnej były potrawy nawiązujące do tradycji mówiącej o obecności na Wigilii dusz zmarłych przodków. Były to suszone owoce, np. śliwki, które symbolizowały uśpione życie, i mak, będący symbolem zarówno życia, jak i śmierci” – tłumaczy Tomasz Adam Pruszak, autor książki „O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy”.
Przy wigilijnym stole ustawiano krzesło dla gościa z zaświatów, co ewoluowało później w zwyczaj pozostawiania pustego miejsca dla nieznajomego gościa. Poeta Wincenty Pol w „Pieśni o domu naszym” pisał: „A trzy krzesła polskim strojem/ Koło stołu stoją próżne/ I z opłatkiem każdy swoim/ Idzie do nich spłacać dłużne/ I pokłada na talerzu/ Anielskiego chleba kruchy.../ Bo w tych krzesłach siedzą duchy”.
Na Huculszczyźnie, po wspólnej modlitwie przy wigilijnym stole, panował taki oto zwyczaj opisany przez Klingera, „gazda kładzie po pół łyżki pszenicy i wszystkich innych straw, a także po garnczku miodu w kąciki okien, bierze do garści nieco bobu i rozrzuca go po wszystkich rogach izby: wszystko to +dla aniołów i dusz zmarłych, które nocy tej przychodzą się pokrzepić+”.
Podobnie na Grodzieńszczyźnie, gdzie „gdy już się zbierze cała rodzina, gospodarz odmawia modlitwę, nalewa kielich gorzałki i odlawszy zeń trochę na obrus, życzy wszystkim zdrowia, szczęścia i +usiakoj pomysnosci+”. Wszystko to, jak wyjaśnia znawca ludowej obrzędowości, przeznaczone jest dla zmarłych.
W tradycji wiejskiej, szczególnie w odniesieniu do 24 grudnia, żywe było przywiązanie do czci oddawanej zmarłym. Wierzono, że ostatniego dnia roku chłopskie chaty odwiedzają dusze bliskich, które na różne sposoby starano się należycie „ugościć”. Pamiętano, aby przy zmarłych nie prowadzić kłótni, nie smucić się oraz nie pożyczać ognia.
Na wsi polskiej kultywowano wiele innych zwyczajów związanych z „ucztowaniem ze zmarłymi”. „W okolicach Jarosławia (na Podkarpaciu – PAP) po Wigilji gospodyni sprząta niedojedzone potrawy dla bydła, albo zostawia je przez trzy dni i trzy noce na stole, by duchy nieboszczyków, które w dni Bożego Narodzenia odwiedzają domy, miały czem się pożywić” – pisze Klinger.
W Wielkopolsce pod stołem na sianie ustawiano garnki z wigilijnym jadłem dla zmarłych.
W Małopolsce, w zależności od regionu, na różne sposoby zjednywano sobie dusze zmarłych. W powiecie gorlickim wynoszono barszcz wigilijny z domostwa, a następnie polewano nim każdy z czterech węgłów (miejsce zetknięcia się dwóch ścian zewnętrznych) chaty. Z kolei w powiecie wielickim nie sprzątano ze stołu po kolacji wigilijnej, co było powodowane przekonaniem, że narodzony tej nocy Chrystus będzie spał właśnie na nim. „Gdzieindziej znów aż do końca świąt zostawiają na stole żytni chleb, przykryty opłatkiem i owinięty w białą chusteczkę, jako +pokarm dla dzieciątka Jezus+” – wyjaśnia znawca świątecznego folkloru.
Na wsi małopolskiej kultywowano także inny zwyczaj, który prawdopodobnie wynikał z wiary w to, że dusze zmarłych przybierają w Wigilię zwierzęce kształty. Tego wieczora gospodarz rzucał groch o ścianę, po czym wołał: „Wilku, wilku, chodź do grochy; jak nie przydzies, to nie przychodź aż do siego roku”.
Wigilia była dniem, w którym nie tylko świat zmarłych przenikał do świata żywych, ale także czasem radosnym, dniem, w którym zwłaszcza młodzież płatała różne figle. W dzień wigilijny, zazwyczaj z samego rana, parobkowie chowali gospodarzom różne przedmioty, w tym narzędzia do pracy. Do XVIII w. podczas Pasterki młodzi mieszkańcy wsi dawali się we znaki nawet księżom – bywały m.in. przypadki naśladowania ptasiego ćwierkania podczas wigilijnej mszy św., a nawet obrzucania duchownego grochem.
Z radosnym obchodzeniem Wigilii związane było także tzw. chodzenie po kolędzie. Po uczcie wigilijnej do chłopskich chat pukali kolędnicy – wędrowni przebierańcy śpiewający i życzący zgromadzonym na Wigilii szczęścia w nadchodzącym roku, których obdarowywano m.in. jadłem. Przebierano się za postacie nawiązujące do tradycji biblijnej, np. za Trzech Króli lub króla Judei Heroda, ale także za diabły, baby, dziadów, Żydów i Cyganów. Wędrowcy śpiewali radosne pieśni, tzw. kolędy (nazwę tą zaczerpnęło później chrześcijaństwo). Na wsiach we wschodniej Polsce kultywowano ponadto zwyczaj obdarowywania spotkanych pod drodze biedaków.
Wigilijna noc wiązała się z wieloma ludowymi przesądami i zabobonami. Jeden z nich głosił, że wszystkie zapasy np. węgla, drewna czy wody na święta należy zgromadzić w chacie przed północą, w przeciwnym razie zostaną one zjedzone przez myszy.
O zmroku chłopi szli do zagród, gdzie okruchy opłatków dawano bydłu, trzodzie i innym zwierzętom. Według tradycji, w tę szczególną noc, mogły one przemówić ludzkim głosem. Władysław Reymont w „Chłopach” wyjaśniał, że czynność ta miała przede wszystkim chronić bydło przed chorobami. „Z każdej potrawy odkładają po łyżce dla bydła. Po wieczerzy odwiedzają oborę, pasiekę (...). Bydłu niosą jadło z wieczerzy z opłatkiem kolorowym” – pisał noblista.
Uczestnictwo w Pasterce, odprawianej o północy mszy świętej, także wyrosło z tradycji słowiańskiej. Jak wyjaśnia Philippe Walter w książce „Mitologia chrześcijańska”, Pasterka nawiązywała do pogańskiego rytuału komunii, podczas którego późną porą biesiadowano z istotami z zaświatów.
Wigilijna noc wiązała się z wieloma ludowymi przesądami i zabobonami. Jeden z nich głosił, że wszystkie zapasy np. węgla, drewna czy wody na święta należy zgromadzić w chacie przed północą, w przeciwnym razie zostaną one zjedzone przez myszy.
Zygmunt Gloger w pracy „Zwyczaje ludu z okolic Tykocina i Bielska” pisał, że mieszkańcy wsi zaliczali do przesądów tzw. święte wieczory. Wierzono bowiem, że jakakolwiek praca wykonywana w Boże Narodzenie po zachodzie słońca sprowadza nieszczęścia. „Tak np. motanie nici, sprowadza zamotywanie się do wsi wilków (...); rąbanie sprawi, iż nowo narodzone prosię lub cielę, na świat przyjdzie na pół przecięte, a skręcanie czegoś, np. bicza lub czegokolwiek innego, będzie przyczyną, iż pokręcone się urodzi” – wyjaśnia Gloger.
W Wigilię przywiązywano także uwagę do wykonywanych czynności; starano się być w tym dniu aktywnym. Szczególnie wystrzegano się tego dnia kłótni, aby – jak wierzono - nie powtarzać tej czynności przez cały nadchodzący rok.
Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/ ls/