"Historiocentryzm" jest zagrożeniem dla naszych stosunków i może prowadzić do dezintegracji między Polakami a Ukraińcami – powiedział we wtorek były szef MSZ i deputowany ukraińskiej Rady Najwyższej Borys Tarasiuk.
W swoim wystąpieniu na konferencji Fundacji Batorego pt. "Ukraina - budowanie współczesnej tożsamości" ukraiński polityk i dyplomata zaznaczył, że w przeszłości Polska i Ukraina były w stanie wypracowywać wspólne stanowiska w odniesieniu do „bardzo ciężkich stron historii naszych obu narodów i krajów”. Dlatego – jak dodał – „dużym zaskoczeniem” było dla niego pojawienie się w polskim parlamencie w marcu 2016 r. projektu „antyukraińskiej” uchwały.
Tarasiuk odniósł się w ten sposób do prac polskiego parlamentu nad uchwałą upamiętniającą ofiary zbrodni wołyńskiej. Ostatecznie 22 lipca polski Sejm przyjął uchwałę, która głosi, że ofiary zbrodni popełnionych w latach 40. przez ukraińskich nacjonalistów nie zostały należycie upamiętnione, a masowe mordy nie zostały nazwane, zgodnie z prawdą historyczną, ludobójstwem. Wyrażono w niej zarazem szacunek Ukraińcom, którzy ratowali Polaków.
Na mocy uchwały Sejm ustanowił ponadto 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP.
Jak podkreślał we wtorek Tarasiuk, przed przyjęciem przez polski Sejm uchwały, jako szef polsko-ukraińskiej grupy parlamentarnej, zapraszał polskich posłów do opracowania dokumentu, który określiłby „wspólne podejście do kwestii wołyńskiej”, ale nie uzyskał żadnej reakcji ze strony polskiej.
„Uważam, że ta uchwała jest antyukraińska i jest obrazą uczuć narodowych Ukraińców, nie baczącą na to, że dużo zrobiliśmy, żeby dialog się rozwijał” – mówił. Dodał, że zdziwiło go, że za przyjęciem uchwały, oprócz jej inicjatorów, opowiedziała się m.in. znaczna część klubu PO.
Pytany przez obecnego na debacie posła Europejskich Demokratów Jacka Protasiewicza o możliwość pogodzenia się przez Ukrainę z faktem, że w Polsce zbrodnię wołyńską określa się mianem ludobójstwa, Tarasiuk odpowiedział, że nie będzie zgody strony ukraińskiej na stosowanie takiego terminu, chyba że do władzy wróciłby Wiktor Janukowycz albo Partia Regionów. Zastrzegł jednocześnie, że słowo „ludobójstwo” nie jest jedynym problemem z uchwałą, wskazując na cyniczne – jego zdaniem – zrównanie przez polskich parlamentarzystów OUN-UPA z dywizją SS Gallizien oraz ukraińskimi formacjami kolaboracyjnymi.
Polityk krytycznie odniósł się również do pojawienia się w polskich kinach filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego, który – w jego ocenie – zaszczepia „agresję i nacjonalizm w polskim społeczeństwie”. „Kto na tym skorzysta? Kto tego potrzebuje? Nie wiem. Niedawno zgłoszono w parlamencie ukraińskim projekt ustawy mówiącej o tym, że jeżeli jakikolwiek artysta rosyjski chciałby wyjechać na Ukrainę musiałby złożyć zeznania i potwierdzić, że nie popiera agresji rosyjskiej. Nie został on poparty. Ale nie zdziwiłbym się, gdyby w ukraińskim parlamencie pojawiła się propozycja wprowadzenia zakazu na wjazd na terytorium Ukrainy autorowi filmu +Wołyń+” – powiedział.
Obawę przed tym, by kwestie historyczne zdominowały stosunki między naszymi krajami wyraził również, komentując wypowiedź b. ministra, ambasador Ukrainy w Warszawie Andrij Deszczyca. Podkreślał, że nad spornymi sprawami powinni w pierwszej kolejności popracować historycy.
Podobne stanowisko zajął prezes Związku Ukraińców w Polsce Piotr Tyma, który ocenił, że mamy obecnie do czynienia z „załamaniem i odwróceniem się” procesu polsko-ukraińskiego pojednania lat 90. Jak dodał, stało się to „nie tylko – jak to się sądzi w Polsce – z powodu gloryfikowania na Ukrainie czy bezkrytycznego przyjmowania UPA, ale także pewnych procesów, które miały miejsce w Polsce”.
Tyma mówił w tym kontekście m.in. o narracji, według której na Wołyniu po jednej stronie były „mordy”, a po drugiej – „ofiary akcji odwetowych”. „Obecnie to nie jest już tylko kwestia parlamentu. To są samorządy, to są ulice, to są tablice, to są programy nauczania, w których termin +ludobójstwo+ funkcjonuje i całkowite rugowanie kwestii ukraińskich. (…) W tej całej dyskusji w ogóle nie funkcjonuje problem polskiego rozliczenia się ze zbrodni na ukraińskiej cywilnej ludności” – argumentował.
Z drugiej strony szef Związku Ukraińców w Polsce przywoływał też narastającą – jego zdaniem – ilość „przejawów agresji wobec Ukraińców”, której towarzyszy „kompletna inercja w tym temacie państwa polskiego”. Przykładem – dodał – są powtarzające się od 2014 r. przypadki dewastacji ukraińskich pomników na terytorium Polski. „Nawet dowody świadczące o tym, że jest to ewidentna prowokacja rosyjska, nie powodują reakcji państwa polskiego (…). W żadnym wypadku nie doszło do wykrycia sprawców” – podkreślił.
Historyk z Kijowskiego Uniwersytetu Slawistycznego Ihor Iljuszyn podkreślał, że w ostatnich latach naukowe rozpatrywanie wydarzeń na Wołyniu „zeszło na drugi plan”, natomiast „kluczowy stał się wymiar polityczny”. Zaznaczył, że dotyczy to m.in. dialogu prowadzonego przez Instytuty Pamięci Narodowej obu krajów, które prowadzą politykę mającą na celu „odpowiednie kształtowanie świadomości historycznej swoich obywateli”.
„Świadomość to nie to samo co wiedza – często jest selektywna, nacechowana emocją, nierzadko dochodzi do świadomych kłamstw mających na celu postawienie swojego narodu w dobrym świetle; obraz historii odpowiadający potrzebom politycznym, a nie prawdzie” – mówił. Podejście to – dodał – dotyczy „zwłaszcza strony ukraińskiej, ale także polskiej”.
Z kolei prowadzący debatę szef Fundacji Batorego Aleksander Smolar ocenił, że problem z polsko-ukraińskim dialogiem historycznym związany jest z „odmową zrozumienia tragicznej złożoności historii”. „Jak się mówi o UPA, to w polskiej świadomości przede wszystkim ma się na myśli zbrodnię wołyńską. Natomiast nie wie się czy się w ogóle nie pamięta, że z kolei dla Ukraińców UPA przede wszystkim to była walka z sowiecką dominacją i w dzisiejszej świadomości Ukraińców aspekt polskich ofiar praktycznie nie istnieje” – mówił.
Do tez stawianych w debacie odniósł się również ekspert ds. ukraińskich Ośrodka Studiów Wschodnich Tomasz Piechal. Ocenił, że źródła nieporozumień tkwią w istotnej mierze w „nierównomierności wiedzy obu stron; Polaków, czym było UPA po drugiej wojnie światowej, a Ukraińców – czym było UPA w czasie drugiej wojny światowej”.
Zwrócił jednocześnie uwagę, że promowany przez szefa ukraińskiego IPN Wołodymyra Wiatrowycza punkt widzenia na zbrodnię wołyńską, traktujący ją jako element „drugiej wojny polsko-ukraińskiej”, „cofa dialog historyczny o 10 lat”.
„Ja rozumiem, czemu to się dzieje, oczywiście, że była propaganda radziecka i trzeba teraz odkryć bohaterów na nowo, ale jeżeli w tym momencie, gdy się kuje świadomość ukraińskiego społeczeństwa na temat UPA, nie mówi się o Wołyniu, zaczynamy mieć problem, który będzie za parę lat jeszcze większy” – przekonywał Piechal.
Według szacunków polskich historyków ukraińscy nacjonaliści zamordowali w latach 1943-1945 około 100 tys. Polaków. 40-60 tys. zginęło na Wołyniu, 20-40 tys. w Galicji Wschodniej, co najmniej 4 tys. na terenie dzisiejszej Polski. Terror UPA spowodował, że setki tysięcy Polaków opuściły swoje domy, uciekając do centralnej Polski. Zbrodnia wołyńska spowodowała polski odwet, w wyniku którego zginęło ok 10-12 tys. Ukraińców, w tym 3-5 tys. na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.
W opinii znawcy problematyki polsko-ukraińskiej, historyka prof. Grzegorza Motyki „choć akcja antypolska była czystką etniczną, to jednocześnie spełnia ona definicję ludobójstwa”. Celem było bowiem zniszczenie na Wołyniu w całości, a na innych terenach w części, polskiej grupy etnicznej. (PAP)
msom/mjs
Zbrodni wołyńskiej poświęcona jest strona internetowa www.zbrodniawolynska.pl, przygotowana przez IPN.