Sankcje USA miały nie tylko siłę gospodarczą, ale też polityczną i propagandową. Władze PRL szacowały, że straciły na nich ok. 15 mld USD – mówi dr Andrzej Zawistowski z SGH. 35 lat temu, 23 grudnia 1981 r., w reakcji na wprowadzenie stanu wojennego, prezydent USA Ronald Reagan nałożył sankcje na PRL.
PAP: W jakim stanie była gospodarki PRL przed wprowadzeniem stanu wojennego?
Dr Andrzej Zawistowski: Opłakanym. Gospodarka PRL była w stanie załamania już od kilku lat. Jednak teza o niereformowalności gospodarki socjalistycznej była do udowodnienia już od ćwierć wieku. Już w 1956 r. wiedziano, że ten model gospodarczy nie zadziałał. Od tego czasu pojawiały się tylko kolejne próby reformowania struktury czegoś, co było mało podatne na zmiany.
Kluczowa wydaje się dekada rządów Gierka. W gospodarkach działających w systemach niedemokratycznych przywódcy „kupują” poparcie społeczeństwa dopiero po objęciu władzy, a nie przed wyborami, jak ma to miejsce w krajach demokratycznych. Taką strategię przyjął Gierek, który postawił na rozwój konsumpcji. Jego działania dążyły do wzrostu płac przy jednoczesnym zamrożeniu cen. W latach 1971-1974 przychody ludności rosły w wysokim tempie 14 procent rocznie. Podaż również rosła, choć nie tak szybko. Wzrastała również stopa oszczędności. To zmienia się już w kolejnych czterech latach. Wówczas dynamika tych trzech wskaźników ulega zmniejszeniu. Ludzie wydają coraz więcej, bojąc się osłabienia swoich oszczędności za sprawą zmniejszenia siły nabywczej pieniądza.
Ostatnie dwa lata przed wprowadzeniem stanu wojennego to okres bardzo szybkiego spadku podaży przy jednoczesnym wzroście wymuszonych oszczędności nazywanymi nawisem inflacyjnym. Przy regulowanych przez państwo a nie rynek cenach powodowało to wzrost poziomu inflacji utajnionej, co powodowało brak towarów w sklepach. Brak jednego towaru działał jak tsunami – z obawy o deficyt innych artykułów wykupowano praktycznie wszystko. Jednocześnie ceny towarów w sklepach dalekie były od kosztów ich wytworzenia, co obciążało budżet. Generalnej podwyżki cen – pamiętając doświadczenia grudnia 1970 i czerwca 1976 r. – bardzo się obawiano. Do tego dochodziły olbrzymie problemy z fatalną strukturą gospodarki PRL, której nie można było zreformować ze względu na bardzo silne branżowe i regionalne grupy nacisków.
Ostatnie dwa lata przed wprowadzeniem stanu wojennego to okres bardzo szybkiego spadku podaży przy jednoczesnym wzroście wymuszonych oszczędności nazywanymi nawisem inflacyjnym. Przy regulowanych przez państwo a nie rynek cenach powodowało to wzrost poziomu inflacji utajnionej, co powodowało brak towarów w sklepach.
PAP: Na ile gospodarka PRL była uzależniona od kontaktów lub wręcz pomocy USA i innych państw Zachodu?
Dr Andrzej Zawistowski: Uzależnienie było dość duże i wynikało z wielu czynników. W dużej mierze miało swoje przyczyny w okresie rządów Gierka. Otwarcie PRL na Zachód przyniosło dwudziestopięciokrotny poziom wzrostu zadłużenia państwa. Kredyty były przeznaczone m.in. na spłatę zakupów licencji w ramach tak zwanej koncepcji samospłaty poprzez eksport towarów. Powstałe fabryki wymagały także importu niektórych surowców oraz części wykorzystywanych w produkcji. Olbrzymią rolę odgrywał również import do PRL żywności oraz pasz – szczególnie kukurydzy dla kurczaków. W połowie lat siedemdziesiątych PRL wpadł w tzw. „świńską pułapkę”, polegającą na konieczności sprowadzania pasz przy dużym nieurodzaju. Władze stanęły przed dylematem, czy wybijać stada podstawowe i przejściowo utrzymać podaż mięsa na rynku, czy jednak zaryzykować sprowadzanie pasz. To nakręcało spiralę zadłużenia. 37 procent kredytów gierkowskich zostało przejedzonych.
Uzależnienie od gospodarek państw kapitalistycznych było więc dość duże nie tylko w sferze eksportu i dostaw. Równie ważne było przełożenie sytuacji zadłużeniowej państwa na możliwość spłaty długów. W sytuacji wprowadzenia takich sankcji gospodarczych spada wiarygodność kredytowa. W 1981 r. PRL była bankrutem, choć oczywiście był to stan umowny, bo jak uzasadniał jeden z polityków „gdybyśmy byli winni Zachodowi 100 dolarów i nie mogli ich oddać to bylibyśmy bankrutem, ale skoro jesteśmy zadłużeni na 25 miliardów to jesteśmy partnerem do rozmowy”.
PAP: Jaruzelski nie znał się na gospodarce. Po 13 grudnia uważał, że wprowadzenie w gospodarce wojskowej dyscypliny przyniesie natychmiastowe efekty. Czy koncepcje gospodarcze jego ekipy wykraczały w jakikolwiek sposób poza pomysły militaryzacji wszystkich sfer gospodarki?
Dr Andrzej Zawistowski: Proszę pamiętać, że od końca 1980 r. przygotowywana była reforma gospodarcza nazywana później „trzy razy s” – samodzielność, samorządność, samofinansowanie. Jej założeniem było częściowe wprowadzenie mechanizmów rynkowych wzorowanych na rozwiązaniach węgierskich. Korzystano nawet z węgierskich propagandowych filmików animowanych, w których niejaki doktor Mózg tłumaczył jak powinien działać taki model gospodarczy. Koncepcje ekipy Jaruzelskiego wykraczały więc poza czystą militaryzację gospodarki.
Zdawano sobie sprawę, że o propagandowym powodzeniu stanu wojennego zadecyduje gospodarka. Już w grudniu 1981 r., podczas pierwszych posiedzeń rządu po wprowadzeniu stanu wojennego dyskutowano, czy należy wprowadzać planowaną od 1 stycznia 1982 r. r. reformę gospodarczą, czy jednak ograniczyć się do militaryzacji gospodarki. Zwyciężyła koncepcja wykorzystania stanu wojennego do wprowadzenia niepopularnych zmian, takich jak olbrzymie podwyżki cen żywności o kilkaset procent w lutym 1982 r., które oznaczały 25 procentowy spadek realnych dochodów ludności. Był to wielki cios nie do przeprowadzenia bez stanu wojennego. Informacje Służby Bezpieczeństwa o nastrojach społecznych z przełomu 1981/1982 również wskazywały, że dość powszechne było przekonanie, że realna i odczuwalna poprawa gospodarcza sprawi, że Solidarność znajdzie się w ślepej uliczce. W raportach SB przytaczano nie tylko opinie zwykłych ludzi, ale również ważnych działaczy Solidarności.
Po wprowadzeniu stanu wojennego dyskutowano, czy należy wprowadzać planowaną od 1 stycznia 1982 r. r. reformę gospodarczą, czy jednak ograniczyć się do militaryzacji gospodarki. Zwyciężyła koncepcja wykorzystania stanu wojennego do wprowadzenia niepopularnych zmian, takich jak olbrzymie podwyżki cen żywności o kilkaset procent w lutym 1982 r., które oznaczały 25 procentowy spadek realnych dochodów ludności.
PAP: Na ile koncepcje reform gospodarczych Jaruzelskiego pokrywały się z pomysłami Solidarności sprzed 13 grudnia 1981 r.?
Dr Andrzej Zawistowski: Trudno powiedzieć, bo nigdy nie udało się ich do końca skonfrontować. Reforma gospodarcza władz była przygotowywana w warunkach ostrego konfliktu, narastającego zwłaszcza jesienią 1981 r., gdy Solidarność protestowała przeciwko wprowadzeniu nadzwyczajnych pełnomocnictw dla rządu. Solidarność była w dość trudnej sytuacji, ponieważ będąc ruchem społecznym stawała się jednocześnie ruchem politycznym, którego kierownictwo w dużej mierze zdawało sobie sprawę z konieczności radykalnych posunięć w sferze gospodarki. Z drugiej strony była związkiem zawodowym mającym na celu ochronę pracowników przed niekorzystnymi ich zdaniem działaniami, takimi jak ograniczanie popytu przez zwiększanie cen.
Warto jednak przypomnieć, że wszelkie próby usprawniania tej gospodarki były próbami reformowania niereformowalnego. Cały czas poruszano się w sferze oderwanej od rzeczywistości. Przykładem mogą być tu dyskusje nad ustaleniem ceny równowagi, która powinna być ustalana poprzez mechanizmy rynkowe, a nie decyzje władz. Jej odgórne wprowadzanie mogłoby oznaczać, że ceny po kilkunastu godzinach przestałaby być cenami równowagi. Same założenia były więc błędne. Próbą wyjścia z tej sytuacji było wprowadzenie w 1982 r. trzech rodzajów cen: regulowanych, urzędowych i umownych. Tylko te ostatnie miały być kształtowane przez mechanizmy podaży i popytu. Jednym z efektów stanu wojennego było kompletne fiasko programu gospodarczego Jaruzelskiego i zamrożenie sytuacji na poziomie z początku lat osiemdziesiątych.
PAP: Jak daleko idące były sankcje Zachodu?
Dr Andrzej Zawistowski: Miały różne wymiary. Sankcje zawsze mają nie tylko siłę gospodarczą, ale również polityczną i propagandową. Sankcje amerykańskie miały właśnie taki charakter. Ich elementem było między innymi zawieszenie gwarancji dla kredytów, których PRL bardzo potrzebowała, ponieważ nie posiadała środków na spłatę odsetek i import żywności. Rząd miał problem z pokryciem zapotrzebowania nawet na przydziały kartkowe. USA wyrażały również sprzeciw wobec wejścia PRL do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który dla PRL miał być szansą uzyskania nowych kredytów.
Ważny był również zakaz połowów na wodach amerykańskich. Dziś brzmi to stosunkowo niegroźnie, ale warto powiedzieć, że 27 polskich trawlerów odławiało tam około 200 tysięcy ton ryb, czyli dokładnie tyle, ile pozyskiwano na Bałtyku. Wstępne rozmowy z USA z 1981 r. pozwalały sądzić, że PRL uzyska pozwolenia na odłowienie nawet większej ilości w kolejnym roku. Był to ogromny cios. Blokada dostaw dla rolnictwa również była ogromnym ciosem. Na szczycie listy towarów sprowadzanych były wspomniane już pasze. Innymi ważnymi sankcjami było zawieszenie współpracy w nauce, blokada transferu technologii oraz zakaz lądowania samolotów LOT-u w USA.
Elementem polityki administracji Reagana było także wprowadzenie sankcji przeciwko ZSRS. W ten sposób Reagan chciał wskazać, że polityka sowiecka wymusiła wprowadzenie stanu wojennego. W lutym 1982 r. do USA dołączają Brytyjczycy, którzy zawieszają rozmowy na temat restrukturyzacji długu PRL i anulują przyznane kredyty oraz rezygnują z dostaw żywności. Dodatkowym propagandowym ciosem było ograniczenie możliwości poruszania się dyplomatów po terenie Zjednoczonego Królestwa. Wreszcie w październiku 1982 r. administracja Ronalda Reagana zniosła klauzulę najwyższego uprzywilejowania, którą PRL w stosunkach z USA cieszyła się od 1960 r. Amerykanie ukarali w ten sposób reżim Jaruzelskiego za zdelegalizowanie Solidarności.
PAP: Jaka była pierwsza reakcja reżimu PRL? Do historii przeszły słowa Jerzego Urbana, że rząd sam się wyżywi, a sankcje uderzą w społeczeństwo.
Dr Andrzej Zawistowski: Z lektury dokumentów rządowych z tego okresu wynika, że początkowo nie do końca zdawano sobie sprawę z konsekwencji tego wydarzenia i skali sankcji. Popatrzmy na sekwencje wydarzeń tego okresu. Wprowadzenie stanu wojennego przypada niemal rok po objęciu urzędu prezydenta USA przez Ronalda Reagana, bardzo mocno akcentującego działania przeciwko ZSRS. 19 grudnia ambasador PRL w Waszyngtonie Romuald Spasowski prosi władze amerykańskie o azyl polityczny. Był to bardzo mocny cios dla Jaruzelskiego i jego ekipy. Kilka dni później w przemówieniu do Amerykanów Reagan ogłasza wprowadzenie sankcji przeciwko PRL.
Zaskakujące może być, że początkowo obawiano się sankcji wprowadzonych przez inne kraje, np. przez Włochy. Władze bały się o przyszłość produkcji Fiata 126p, których podzespoły produkowano we Włoszech. Biorąc pod uwagę ogromny program przedpłat na te samochody sytuacja mogła być dramatyczna.
Jerzy Urban mówił nie tylko, że rząd sam się wyżywi, ale również, że Polska nie jest kolonią USA i sama da sobie radę. Pierwszą reakcją władz pod koniec grudnia 1981 r. było wysłanie ministra handlu zagranicznego PRL do Moskwy. Efektem wizyty było podpisanie umowy o obrotach towarowych z ZSRS, którego celem było zastąpienie amerykańskich dostaw, co oczywiście nie było możliwe, ponieważ Sowieci również borykali się z problemami gospodarczymi, czego nie ukrywał Leonid Breżniew w rozmowach z Jaruzelskim.
Efekty sankcji były jednak coraz mocniej odczuwane. Szczyt propagandowego zainteresowania sankcjami przypadł dopiero na 1983 r., który był wyjątkowo trudny dla gospodarki PRL. Czytelnym znakiem niepowodzenia normalizacji było zniesienie i przywrócenie po kilku miesiącach reglamentacji tłuszczów.
W październiku 1983 r. Jaruzelski powołał „Zespół roboczy dla kompleksowej koordynacji działań zmierzających do dochodzenia rekompensat z tytułu strat i szkód wyrządzonych polskiej gospodarce w wyniku zastosowania restrykcji przez USA i inne państwa zachodnie”. Na czele tego organu o niezwykle długiej nazwie stanął minister spraw zagranicznych PRL Stefan Olszowski. To swoisty chichot historii, bo w 1986 r. Olszowski porzuci „socjalistyczną ojczyznę” i wyemigruje do USA. Był to moment szczególnego nasilenia propagandy przeciwko sankcjom. Zachęcano polskie przedsiębiorstwa do zaskarżania władz amerykańskich za poniesione straty i nieosiągnięte korzyści. Do tego samego namawiano zachodnich kontrahentów. Przygotowywano akcje dyplomatyczną w ONZ i Europejskiej Komisji Gospodarczej i wśród państw GATT-u.
Opracowano instrukcje dla ambasad mających prowadzić narrację przeciwko amerykańskim sankcjom. Mediom polecono przygotowanie 3-5 wystąpień pasażerów LOT-u, skarżących się jak niewygodne jest latanie do USA przez Kanadę. Ukazywały się również wypowiedzi pracowników różnych zakładów udowadniających jak wiele mogliby wyprodukować, gdyby nie amerykańskie restrykcje ograniczające dostarczanie części i surowców. W głowach Polaków miał powstać obraz, iż w rzeczywistości amerykańskie sankcje uderzają przede wszystkim w zwykłego obywatela PRL. Ukoronowaniem tej akcji była nota polskiego rządu skierowana do władz w Waszyngtonie z 3 listopada 1983 r., w której PRL protestowała przeciwko sankcjom.
W 1987 r. zostają ostatecznie zniesione w wyniku postępującej odwilży politycznej w PRL, której symbolem było zwalnianie więźniów politycznych. Władze PRL szacowały, że straciły na sankcjach ok. 15 mld dolarów. Czy tak rzeczywiście było – trudno powiedzieć. Jedno jest pewne – że to Amerykanie wygrali to starcie.
PAP: Czy te działania przynosiły jakieś skutki?
Dr Andrzej Zawistowski: Paradoksalnie do apeli władz włączyła się Solidarność, która widziała w USA sojusznika. Tymczasem władze twierdziły, że sojusznik opozycji niszczy polską gospodarkę i z tego powodu niedostatek cierpią zwykli obywatele. 5 grudnia 1983 r. Lech Wałęsa wystosował apel o zniesienie sankcji. Warto zwrócić uwagę, że było to już po zniesieniu stanu wojennego. W lutym 1984 r. Amerykanie cofnęli zakaz połowów oraz sprzeciw wobec wejścia PRL do MFW. LOT otrzymuje zgodę na 88 lotów charterowych rocznie na lotniska w USA. W kolejnych latach apele Solidarności i władz PRL nawołują do zniesienia sankcji.
W 1987 r. zostają ostatecznie zniesione w wyniku postępującej odwilży politycznej w PRL, której symbolem było zwalnianie więźniów politycznych. Władze PRL szacowały, że straciły na sankcjach ok. 15 mld dolarów. Czy tak rzeczywiście było – trudno powiedzieć. Jedno jest pewne – że to Amerykanie wygrali to starcie.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/