Gen. Janusz Brochwicz-Lewiński "Gryf" - powstaniec warszawski, żołnierz batalionu AK "Parasol", dowódca legendarnej obrony Pałacyku Michla w pierwszych dniach walk na Woli. W środę odbędzie się jego ostatnie pożegnanie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.
W uroczystościach pogrzebowych, które będą miały charakter państwowy, weźmie udział prezydent Andrzej Duda. Obecni będą przedstawiciele rządu, w tym MON i Wojska Polskiego, MSZ, parlamentu, urzędów państwowych, Instytutu Pamięci Narodowej, Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Generała "Gryfa" pożegnają również weterani II wojny światowej, młodzież szkolna, przedstawiciele środowisk patriotycznych. Uroczystości pogrzebowe odbędą się przy honorowej asyście żołnierzy Wojska Polskiego.
"Janusz Brochwicz-Lewiński ukształtowany był przez dom rodzinny, jego przodkowie walczyli w powstaniach narodowych. Wychowany w duchu miłości ojczyzny jeszcze przed wojną wstąpił do Wojska Polskiego, we wrześniu 1939 r. bronił Rzeczypospolitej" - opowiadał PAP historyk Jan Józef Kasprzyk, p.o. szefa urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Kasprzyk zaznaczył, że dwie wartości były dla generała najważniejsze. "To honor i bezinteresowna służba Rzeczypospolitej. Wokół tych wartości - jak twierdził - należy budować kodeks postępowania młodych ludzi, tak jak wokół tych wartości był budowany kodeks postępowania pokolenia II Rzeczypospolitej i Polskiego Państwa Podziemnego" - mówił szef Urzędu ds. Kombatantów.
Podkreślił też, że zmarły 5 stycznia br. generał był osobą bardzo wierzącą, ufającą Bożej Opatrzności, co pozwalało mu wyjść z wojennych opresji. "W swoje urodziny 17 września 1939 r. wraz z wkroczeniem Sowietów do Polski, dostał się do niewoli sowieckiej, z której - jak opowiadał - cudem udało mu się uciec. Mówił, że tuż przed wyjściem na front dostał od swojej matki obrazek +Jezu, ufam Tobie+ i oceniał, że jego ucieczka od Sowietów była tym pierwszym cudem, jakiego doświadczył od sił nadprzyrodzonych" - wyjaśnił Kasprzyk.
"Był to zawsze niezwykle radosny, uśmiechnięty i życzliwy ludziom gawędziarz, który umiał pięknie i ze swadą opowiadać o przeszłości. Wszystkim nam będzie go bardzo brakowało. Był jednym z najdzielniejszych żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego" - dodał szef Urzędu ds. Kombatantów.
Urząd ds. Kombatantów jest głównym organizatorem pogrzebu generała.
Janusz Brochwicz-Lewiński urodził się 17 września 1920 r. w Wołkowysku w rodzinie ziemiańskiej. We wrześniu 1939 r. walczył w stopniu kaprala podchorążego. Po agresji Związku Sowieckiego na Polskę, dostał się do niewoli sowieckiej, z której zbiegł. Jesienią 1939 r., po kilkutygodniowej tułaczce dotarł do Generalnego Gubernatorstwa, gdzie włączył się w działalność Związku Walki Zbrojnej - późniejszej Armii Krajowej.
Tuż przed wybuchem powstania warszawskiego 10 lipca 1944 r. dowodził akcją na aptekę Wendego przy Krakowskim Przedmieściu 55, podczas której zdobyto narzędzia chirurgiczne, lekarstwa, środki znieczulające i materiały opatrunkowe dla żołnierzy AK.
"Było to działanie ryzykowne, ponieważ w pobliżu stacjonowało wiele niemieckich formacji, a budki wartownicze były we wszystkich większych budynkach. Jednak zdecydowaliśmy się na akcję; przyznam, że szedłem na nią z duszą na ramieniu. Na szczęście udało się" - wspominał po latach "Gryf".
W dniach 4-5 sierpnia 1944 r. wsławił się obroną kompleksu zabudowań "Getreide Industrie-Werke", czyli: młyna, fabryki makaronów, magazynów oraz "pałacyku", a właściwie kamieniczki Karola Michlera przy ul. Wolskiej 40. Powstańcy czterokrotnie odparli atak, jednak 5 natarcie - 6 sierpnia, wsparte przez niemieckie czołgi, zmusiło Polaków do odwrotu. Za walkę na Woli otrzymał Order Virtuti Militari.
"Walczyliśmy z jednostkami Dirlewangera, złożonymi z kryminalistów wypuszczonych z więzień i zakładów poprawczych. W ich szeregach było wielu strzelców wyborowych, wyszkolonych na kłusownictwie, którzy mordowali ludzi bez żadnych skrupułów podczas rzezi Woli. Wspomagała ich pancerna spadochronowa dywizja Hermana Goeringa przybyła z frontu włoskiego, bardzo zaprawiona w boju, uzbrojona w pancerne +Tygrysy+ i +Pantery+" - wspominał Brochwicz-Lewiński.
Kilkakrotnie odparcie niemieckich szturmów stało się dla powstańców moralnym zwycięstwem i satysfakcją, że byli w stanie pokonać dobrze uzbrojonych Niemców.
"To stanowiło dla nas ogromną pociechę, ponieważ nasza sytuacja była trudna, walczyliśmy bowiem osamotnieni, a Sowieci stali na drugim brzegu Wisły i nie przyszli nam z pomocą, odmawiając nawet brytyjskim samolotom możliwości lądowania, kiedy lecieli, by nas wspomóc" - mówił "Gryf".
8 sierpnia 1944 r. Brochwicz-Lewiński został ciężko ranny (postrzał twarzy) co wyeliminowało go z dalszych walk. Trafił do Szpitala Jana Bożego na Starym Mieście, następnie kanałami przeszedł do Śródmieścia.
Po kapitulacji powstania dostał się do niewoli. Po wyzwoleniu przez Amerykanów niemieckiego obozu jenieckiego w Murnau pozostał na Zachodzie. Wstąpił do armii brytyjskiej (3. Pułk Królewski Huzarów), służył m.in. w gwardii przybocznej Jego Królewskiej Mości Jerzego VI. Działał również m.in. w Palestynie i Sudanie jako agent wywiadu.
Brochwicz-Lewiński wrócił na stałe do Polski w lipcu 2002 r.
"Wróciłem do Polski po 58 latach, bo chciałem wrócić do kraju, chciałem tu być i tęskniłem za ojczyzną cały czas, ale nie było dla mnie powrotu, bo na wielkim parkanie i na drzwiach do Polski było napisane: +persona non grata+. Za to, że walczyłem za ojczyznę nie wolno mi było do mojego kraju wracać. Dzięki temu wielkiemu rządowi ubeckiemu tacy jak ja musieli zostać na emigracji albo ginąć tutaj w kazamatach. Czekać aż ktoś strzeli w łeb, być pochowanym pod betonem, gdzieś w jakieś dziurze, pod jakąś ubikacją, jakąś łączką, albo czymś... To jest nasza narodowa tragedia" - wspominał w jednym z ostatnich wywiadów, którego fragment dostępny jest na kanale IPNtv (https://www.youtube.com/watch?v=YpuxkQh0eUE).
W tej samej wypowiedzi zawarł też swoisty testament: "Teraz mamy wolną Polskę, 25 lat wolności i cieszę się każdym dniem i chciałbym, żeby ten kraj nie tylko był w dobrobycie, ale żeby był pięknym krajem, takim jak był gdy ja byłem młodym chłopcem i miałem 19 lat i uwielbiałem Piłsudskiego i księcia Poniatowskiego i naszą historię" - mówił wyraźnie wzruszony gen. Janusz Brochwicz-Lewiński "Gryf".
Od chwili powrotu do kraju do końca swych dni aktywnie działał w środowisku kombatanckim. Jeszcze na dzień przed śmiercią komentował bieżące wydarzenia polityczne dla portalu wPolityce.pl.
Prezydent Andrzej Duda w listopadzie 2015 r. odznaczył Brochwicza-Lewińskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski "za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczpospolitej Polskiej, za działalność na rzecz środowisk kombatanckich, za pielęgnowanie pamięci o najnowszej historii Polski".
12 stycznia br. Kancelaria Prezydenta podała, że Andrzej Duda mianował pośmiertnie Janusza Brochwicz-Lewińskiego generałem dywizji. W kwietniu 2008 r. do stopnia generała brygady Brochwicz-Lewińskiego awansował prezydent Lech Kaczyński. (PAP)
nno/ pat/