Kwiatami złożonymi pod tablicą pamiątkową w centrum Poznania wielkopolska Solidarność uczciła pamięć Wojciecha Cieślewicza. 29-letni dziennikarz został 35 lat temu, 13 lutego 1982 r., pobity przez ZOMO, zmarł po 18 dniach w szpitalu.
Szef wielkopolskiej Solidarności Jarosław Lange zaznaczył, że do dziś sprawcy pobicia pierwszej w Poznaniu śmiertelnej ofiary stanu wojennego nie ponieśli konsekwencji.
„Po 1989 roku, już w okresie wolnej Polski, wiele rzeczy nie zostało wyjaśnionych – dotyczy to nie tylko śmierci Wojciecha Cieślewicza, ale i innych osób, które zginęły w okresie stanu wojennego. Ci, którzy bili ze skutkiem śmiertelnym, ci, którzy prześladowali nie ponieśli odpowiedzialności za swoje czyny” – powiedział.
Jak dodał, bardzo istotne jest podtrzymywanie pamięci o Cieślewiczu – zwłaszcza popularyzacja jego historii wśród młodych osób. W jego opinii, ważną w tym rolę pełnią media.
„Wojciech Cieślewicz był młodym dziennikarzem - zastanawiam się, co jego środowisko robi 13 lutego. Myślę, że nie tylko obowiązkiem, ale i odruchem serca żyjących dziś dziennikarzy, jego rówieśników, powinna być pamięć o nim” – powiedział Lange.
Szef wielkopolskiej Solidarności Jarosław Lange mówił, że bardzo istotne jest podtrzymywanie pamięci o Wojciechu Cieślewiczu – zwłaszcza popularyzacja jego historii wśród młodych osób. W jego opinii, ważną w tym rolę pełnią media.
13 lutego 1982 r. rozpoczynający pracę w "Głosie Wielkopolskim" 29-letni dziennikarz uczestniczył w manifestacji pod pomnikiem Ofiar Poznańskiego Czerwca. Kiedy oddziały ZOMO zaczęły rozpędzać demonstrantów, uciekał w kierunku mostu Teatralnego.
W okolicach przystanku tramwajowego został ciężko pobity. Trafił do szpitala, zmarł 2 marca na skutek urazu czaszki i stłuczenia pnia mózgu.
Jak powiedziała PAP dr Agnieszka Łuczak z poznańskiego oddziału IPN, Wojciech Cieślewicz uczestniczył w nielegalnej manifestacji, ale kiedy został pobity, zaś sprawę zaczęły badać milicja i prokuratura, wszyscy świadkowie zgodnie twierdzili, dla dobra Cieślewicza, że w miejscu zgromadzenia znalazł się przypadkowo.
"Ta wersja została utrwalona w aktach śledztwa, co skutkowało późniejszymi komplikacjami. Kiedy śledztwo chciał podjąć prokurator IPN, nie zrobił tego ze względu na brak związku represji z działalnością na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego - z akt wynikało, że Cieślewicz był jedynie przypadkowym przechodniem" - powiedziała.
Agnieszka Łuczak dodała, że śledztwo w sprawie śmierci Cieślewicza umorzono w czerwcu 1982 roku „wobec niewykrycia sprawców”, chociaż zeznania naocznych świadków jednoznacznie wskazywały, że sprawcami byli funkcjonariusze ZOMO.
W 1990 roku Komisja Rokity wniosła o podjęcie na nowo śledztwa; Sprawę podjęła Prokuratura Wojewódzka w Poznaniu. W wyniku dochodzenia ustalono, że pobicia dokonali funkcjonariusze kompanii V ZOMO.
W stan oskarżenia postawiono b. funkcjonariusza ZOMO Włodzimierza J., który nie stawiał się na rozprawy sądu z powodów problemów psychicznych. W 1993 roku poznański sąd uniewinnił mężczyznę, podając jako powód „brak dostatecznych dowodów popełnienia winy”.
21 czerwca 1991 roku Prokuratura Wojewódzka w Poznaniu wyłączyła ze sprawy i podjęła osobne postępowanie przeciwko pięciu nieustalonym funkcjonariuszom ZOMO, uczestniczącym w pobiciu Cieślewicza. Trzy dni później śledztwo zostało umorzone.(PAP)
rpo/ mow/