Nakładem wydawnictwa Egmont we współpracy z Muzeum Powstania Warszawskiego ukazał się pierwszy zeszyt komiksu poświęconego historii Kazimierza Leskiego „Bradla”, oficerowi wywiadu i kontrwywiadu Armii Krajowej, kierownikowi komórki „666” Komendy Głównej AK.
„Historia Polski jest źródłem wspaniałych opowieści i wartości, którymi dzisiejsi Polacy powinni się kierować. Formy opowiadania o historii, które zapewniają dostęp do biografii są więc bardzo istotne” – powiedział podczas premiery komiksu w Muzeum Powstania Warszawskiego Tomasz Kołodziejczak, autor i znawca sztuki komiksu. W jego opinii historią spełniającą te dwa kryteria jest „Bradl” autorstwa Tobiasza Piątkowskiego i Marka Oleksickiego.
Niezwykłość przeżyć Leskiego nie oznacza, że komiks jest streszczeniem jego historii. Jak podkreślają autorzy scenariusz opowieści ma „charakter fikcyjny, choć przedstawione wydarzenia opierają się na faktach historycznych”. Obrazkowa historia poprzedzona jest wstępem pióra prof. Alexandry Richie, autorki książki „Warszawa 1944. Tragiczne powstanie”.
Kazimierz Leski urodził się w 1912 r. w Warszawie. Jego ojciec – Juliusz Leski walczył w Legionach i wojnie roku 1920. Po jej zakończeniu pracował w przemyśle obronnym. Na jego karierę wpłynęło opowiedzenie się w maju 1926 r. po stronie wojsk rządowych. Problemy finansowe zmusiły jego syna Kazimierza do rozpoczęcia pracy, którą musiał godzić z studiami na Wydziale Mechanicznym Państwowej Wyższej Szkoły Budowy Maszyn i Elektroniki. Leski rozpoczynał pracę w warsztatach kolejowych na warszawskiej Pelcowiźnie: „moje zarobki jako praktykującego, wynosiły wtedy 44 grosze za godzinę”. Poza ciężką pracą fizyczną i studiami Leskiego zajmowało również narciarstwo i lekkoatletyka. Tężyzna fizyczna z pewnością przydała mu się w latach wojny.
„Historia Polski jest źródłem wspaniałych opowieści i wartości, którymi dzisiejsi Polacy powinni się kierować. Formy opowiadania o historii, które zapewniają dostęp do biografii są więc bardzo istotne” – powiedział Tomasz Kołodziejczak, autor i znawca sztuki komiksu. W jego opinii historią spełniającą te dwa kryteria jest „Bradl” autorstwa Tobiasza Piątkowskiego i Marka Oleksickiego.
W 1936 r., wraz z rozpoczęciem programu modernizacji sił zbrojnych i wychodzeniem z kryzysu gospodarczego Kazimierz Leski, znalazł pracę w Holandii jako kreślarz w biurze budowy okrętów podwodnych. Uczestniczył w projektowaniu okrętów ORP „Sęp” i ORP „Orzeł”, które budowano w Holandii na zamówienie polskiej floty. Brał udział w próbach morskich „Orła”, których już kilka miesięcy po przybyciu do Gdyni stał się pierwszą polską legendą II wojny światowej.
Po powrocie z Holandii Leski trafił jednak do polskiego lotnictwa, a służba na polowych lotniskach wokół Radomia była dla "Bradla", jak później wspominał „najbardziej beztroskim okresem życia”, który jednocześnie wyrobiła w nim „twardość, wytrzymałość i odporność”.
Na jednym z lotnisk w Sadkowie pod Radomiem zastał Leskiego poranek 1 września 1939 r. „Na zabudowania szkoły, hangary, lotnisko spadać zaczęły bomby” – wspominał niemieckie bombardowanie 1 września 1939 r. Tego dnia, kryjąc się w rowie przeciwlotniczym wyciągnął wniosek, który miał mu przyświecać przez kolejne lata wojny: „nigdy nie dać się zagnać w sytuacją skazująca na bierność”. Trzymanie się tej zasady i „opieka Matki Boskiej” sprawiły, że przeżył kolejne 6 lat.
Tym co najmocniej zapadło w pamięć Leskiego jest chaos wojny obronnej i przygniatająca przewaga lotnicza Luftwaffe. „Każda chwila była przysłonięta tym piekielnym uczuciem bezsilności” – pisał we wspomnieniach. Podczas jednej z ewakuacji eskadry na wschód jego szkolny samolot Lublin R-XIIIF został zestrzelony przez Sowietów. Leski i jego kolega zostali wzięci do niewoli, z której w zamieszaniu uciekli docierając do Lwowa. Leskiemu udało się wrócić do Warszawy już okupowanej przez Niemców.
„Była jesień 1939 r. Ponieważ zdecydowałem się pozostać w Polsce i tu działać przeciwko okupantowi, trzeba było nawiązać odpowiednie kontakty” – wspominał. Po wielu próbach włączenia się w działania tworzącego się podziemia skontaktował się ze Stefanem Witkowskim. Przez niego związał się z organizacją „Muszkieterowie” mającą być głęboko zakonspirowanym wywiadem.
Witkowski jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiego podziemia. Udało mu się zorganizować bardzo sprawną strukturę organizacyjną, która przekazywała informacje wywiadowcze bezpośrednio wywiadowi brytyjskiemu. W tym okresie, prawdopodobnie na polecenie polskich władz podziemnych, Witkowski współpracował z niemieckim wywiadem wojskowym w zakresie rozpracowywania sytuacji na ziemiach zajętych po 17 września 1939 r. przez ZSRS.
Pod koniec 1941 r. "Muszkieterowie" podporządkowali się ZWZ. Wkrótce w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach Witkowski został pozbawiony dowództwa "Muszkieterów". Kilka miesięcy później dowództwo AK oskarżyło go o niesubordynację i współpracę z Abwehrą i Gestapo. Wojskowy Sąd Specjalny AK wydał na niego wyrok śmierci wykonany 18 września 1942 w domu przy ul. Wareckiej 9 w Warszawie.
Łączność była dla Polskiego Państwa Podziemnego jak „układ nerwowy przekazujący polecenia, a zarazem układ krwionośny rozprowadzający wszystko co do działania tej konspiracji było potrzebne”. Często rola osób zaangażowanych w tę sferę działalności podziemnej była niedoceniana, a zdaniem „Bradla” byli oni znacznie bardziej narażeni niż głęboko zakonspirowani oficerowie wywiadu.
„Celem każdego wywiadu jest zdobywanie informacji na temat przeciwnika. W trakcie II wojny światowej powstało wiele wyspecjalizowanych organizacji wywiadowczych, które wykorzystywały do zdobywania informacji organizacje ruchu oporu w całej Europie. Ryzyko takich działań było ogromne, a Polacy mają w nie wielki wkład” – stwierdziła prof. Alexandra Richie podczas spotkania w MPW, odnosząc się do sprawy "Muszkieterów".
Łączność była dla Polskiego Państwa Podziemnego jak „układ nerwowy przekazujący polecenia, a zarazem układ krwionośny rozprowadzający wszystko co do działania tej konspiracji było potrzebne”. Często rola osób zaangażowanych w tę sferę działalności podziemnej była niedoceniana, a zdaniem „Bradla” byli oni znacznie bardziej narażeni niż głęboko zakonspirowani oficerowie wywiadu.
Meldunki i rozkazy przenoszone były przez łączników legitymujących się fałszywymi dokumentami i niewzbudzającymi podejrzeń kopertami niemieckiej poczty w Generalnym Gubernatorstwie. Wiadomości adresowano do nieistniejących instytucji niemieckich, pod nazwami których ukrywali się przedstawiciele Polskiego Państwa Podziemnego. Kryptonim Leskiego nawiązywał do firmy prowadzonej przez znanego mu austriackiego skoczka narciarskiego Josefa Bradla, mistrza świata z zakopiańskiej Wielkiej Krokwi z lutego 1939 r.
W miarę rozbudowy struktur Polskiego Państwa Podziemnego każdy z adresów miał własnego łącznika, co zmniejszało ryzyko wpadki. Każdy z nich miał własny rytm spotkań z łącznikami z centrali pocztowej. Najbardziej obciążeni łącznicy odbywali takie spotkania nawet 2-3 razy dziennie.
W strukturach wywiadu, w których służył „Bradl” często przenoszono również większe gabarytowo plany, ukrywane w termosach, czy koszach z zakupami, które były trudniejsze do zamaskowania. Dlatego łącznicy opracowali różne techniki zabezpieczenia się przed dekonspiracją: „musieli mieć cały czas mieć oczy otwarte i obserwować wszystko, co się działo, nie tylko w ich najbliższym otoczeniu, z kim znaleźli się w tramwaju, co się dzieje na całej ulicy, czy nikt nie mówi o łapance (…). Stosowali różne sposoby sprawdzania czy nie ma za nimi obserwacji (tzw. ogona), zróżnicowane metody spotkań i wymiany poczty”.
Osoby pełniące, jak "Bradl", wysokie funkcje w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego były szczególnie narażone na wpadnięcie w ręce okupantów. Mogło do tego dojść w sposób zupełnie przypadkowy, na przykład w ulicznej łapance. W takich sytuacjach odpowiedzialność za bezpieczeństwo spoczywała na fałszerzach dokumentów. Kazimierz Leski posługiwał się kennkartą na własne nazwisko. „Nie było powodów zmiany (nie byłem poszukiwany), natomiast zabezpieczało to mnie w przypadku zatrzymania mnie w towarzystwie osoby znajomej i ewentualnej konfrontacji. Wystawiono mi więc dokumenty na właściwe imię i nazwisko, stwierdzające, że jestem Białorusinem” - wspominał.
Fałszywa narodowość dwukrotnie uratowała go przed aresztowaniem w łapance. W takich sytuacjach bardzo ważna była również jego doskonała znajomość języka niemieckiego ułatwiająca kontakt z dociekliwymi gestapowcami. Język okupanta miał kluczowe znaczenie w znacznie bardziej nietypowych sytuacjach, czyli podróżach „Bradla” po okupowanej Europie.
„Założenie generalskiego munduru i podróżowanie po Europie wśród niemieckich dygnitarzy to najciekawsze elementy biografii Kazimierza Leskiego. Bez jego odwagi niemożliwe byłoby zdobycie planów umocnień na wybrzeżach Atlantyku” – powiedziała prof. Alexandra Richie komentując przedstawione w komiksie „Bradl” podróże Leskiego.
Zadaniem komórki „666” było przerzucanie ludzi i materiałów wywiadowczych z Komendy Głównej Armii Krajowej do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. W swoich podróżach Kazimierz Leski „Bradl” ocierał się o brawurę.
Zadaniem komórki „666” było przerzucanie ludzi i materiałów wywiadowczych z Komendy Głównej Armii Krajowej do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. W swoich podróżach „Bradl” ocierał się o brawurę: „Podróż odbyłem prosto do Paryża, przez Belgię, ale bez wątpienia do Brukseli, pociągiem ogólnodostępnym, ogromnie zatłoczonym. O miejscu siedzącym nie było mowy – zajmowali je oficerowie lub nieumundurowani posiadacze dokumentów upoważniających do pewnych preferencji, a obdarzeni w tym okresie na pewno większym ode mnie tupetem. Mój kręgosłup, połamany w czasie działań wojennych 1939 r., nie znosił jednak (i nie znosi do dziś) stania w ogóle, tym bardziej długotrwałego, bardzo niewygodnego i w dodatku w zimnym korytarzu i przeciągu. Po dojechaniu do Paryża byłem zupełnie unieszkodliwiony: nie mogłem praktycznie w ogóle chodzić. Ta podróż zdecydowała jednak, że postanowiłem awansować, i to na tyle, by zapewnić sobie podróżowanie w warunkach możliwie najlepszych do uzyskania w czasie wojny: postanowiłem zostać generałem!”.
Ryzykowna misja „generała” Leskiego nie byłaby możliwa bez doskonale sfałszowanych dokumentów. Ich przygotowaniem zajmował się cichociemny Stanisław Jankowski „Agaton”. Jako kierownik wydziału Legalizacji i Techniki w II Oddziale KG AK stworzył kompletny zestaw dokumentów generała Wehrmachtu. Wzorem dla przygotowanych dokumentów były oryginały dostarczane „Agatonowi” przez warszawskich kieszonkowców, którym zlecił te kradzieże. Jeden z warszawskich krawców, na co dzień pracujący dla Wehrmachtu, wykonał mundur generalski.
W 1943 r. Leski w mundurze nigdy nie istniejącego generała Juliusa von Hallmana przybył do Paryża jako specjalista od budowy umocnień frontowych. Jego celem było zdobycie dla aliantów planów najważniejszej fortyfikacji tej wojny – Wału Atlantyckiego, na którym Niemcy zamierzali oprzeć swoją obronę przed spodziewaną inwazją na wybrzeżach Francji. W stolicy okupowanej Francji uzyskał dostęp do sztabu marszałka Gerda von Rundstedta zajmującego się logistycznym zabezpieczeniem budowy. Wykorzystując swoje inżynierskie wykształcenie i nieskazitelną znajomość niemieckiego został uznany za doskonałe przygotowanego do wspierania tej kluczowej inwestycji. Bez wahania „generałowi Juliusowi von Hallmanowi” przekazano plany Wału Atlantyckiego, a nawet 500 marek jako zaliczkę na poczet dalszej współpracy. Potem Leski ku konsternacji swoich „kolegów” z Paryża i niemieckich służb bezpieczeństwa rozpłynął się w powietrzu wraz z kluczowymi dla losów wojny planami umocnień. Dopiero po skontaktowaniu się z jednostką rzekomego generała walczącą na froncie wschodnim okazało się, że nikt w niej nie zna von Hallmana.
Poza zdobyciem planów misje „Bradla” wytyczały również szlaki przerzutu dla ważnych kurierów Polskiego Państwa Podziemnego, jak Jan Karski. Podobnie jak oni, Leski wyruszał z miasta najbardziej w Europie doświadczonego niemiecką okupacją. „Bohaterem naszej opowieści jest również miasto – Warszawa, która w naszym komiksie jest mroczna” – powiedział autor plansz komiksowych Marek Oleksicki. Zdaniem prof. Richie Warszawa była „miejscem, w którym od pierwszych dni okupacji czuć było gniew spowodowany utratą wolności. Duch tego miasta nigdy nie został złamany, a przez to jest ona jedną z głównych postaci w tej opowieści”. „Mieszkańcy Warszawy żyli w strachu bojąc się o siebie i swoich bliskich. Ten klimat wspaniale przedstawili twórcy komiksu” – podkreśliła prof. Richie.
„Wywiad – w naszej sytuacji – stanowił na pewno najbardziej efektywny sposób walki. Wykorzystania wyników tej pracy przeważnie się nie oglądało, ale wiedzieliśmy, że gromadzony i opracowywany przez nas materiał daje Rządowi Polskiemu w Londynie poważny atut i argument przetargowy w pertraktacjach w aliantami, a tu – w kraju – umożliwia kolegom działalność niepodległościową, jak i poszczególne akcje. Wywiad był – z punktu widzenia społecznego – mniej kosztowny: nie powodował represji masowych i tak nagminnie stosowanej przez Niemców odpowiedzialności zbiorowej. Oczywiście los każdego z nas, tym bardziej schwytanego z materiałem był jednoznaczny i raczej nie różowy” – oceniał Kazimierz Leski „Bradl”.
Niemieckimi kolejami podróżował przez wciąż „spokojne” Niemcy i docierał do okupowanej Belgii i Francji. Pozwoliło mu na uświadomienie sobie jak bardzo tamtejsze warunki życia pod okupacją niemiecką różnią się od tych w Generalnym Gubernatorstwie. We wspomnieniach Kazimierza Bradla zbiorowym bohaterem opowieści jest również Paryż. „Tam wszystko było inaczej. Niemcy nie występowali jako dumni zdobywcy. Do Francuzów odnosili się chyba z pewnym kompleksem niższości”. Odwiedzając paryski grób Napoleona przysłuchiwał się, opowieści oprowadzającego niemieckich oficerów przewodnika, który opowiadał im jak cesarz "pobił Szwabów”. „W okupowanej Polsce już samo użycie nazwy ”Szwabi” spowodowałoby zastrzelenie” – pisał Leski we wspomnieniach.
Zbliżająca się Armia Czerwona przynosiła jednak koniec wywiadowczych form działań konspiracyjnych. „W ostatnich dniach lipca 1944 r. jechałem tramwajem z Pragi aleją 3 Maja, a więc przez dzielnicę zamieszkaną przez Niemców. Czekali na przystankach, zamierzając zająć miejsce w przeznaczonej dla nich części tramwaju. Motorniczy jednak nie zatrzymywał się, wołając do czekających, wspólnie zresztą z pasażerami, że tramwaj jest tylko dla Polaków” – tak atmosferę Warszawy, tuż przed wybuchem powstania opisywał „Bradl” w „Życiu niewłaściwie urozmaiconym”.
1 sierpnia kończył spektakularną karierę Leskiego w konspiracji. W ciągu kolejnych dni dowodził kompanią „Bradl” batalionu Miłosz. Został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari i trzykrotnie Krzyżem Walecznych. Po kapitulacji uciekł z kolumny jenieckiej. Został szefem sztabu Obszaru Zachodniego AK. Kilka miesięcy później znalazł prace w odbudowywanej Stoczni Gdańskiej. Jesienią 1945 r. został aresztowany pod zarzutem usiłowania obalenia ustroju i skazany na 12 lat więzienia. W więzieniu traktowany był wyjątkowo brutalnie. Zwolniony warunkowo dopiero na fali odwilży.
Pracował w przemyśle okrętowym i w Polskiej Akademii Nauk. Był współtwórcą Stowarzyszenia Wynalazców Polskich, które władze rozwiązały w 1960 r. W latach 70. rozpoczął spisywanie wspomnień. Ich wydanie było możliwe dopiero w 1987 r. Legendarny „Bradl” zmarł 27 maja 2000 r. Spoczął w rodzinnym grobie na warszawskich Powązkach.
„Nasza opowieść utrzymana jest w stylistyce filmu noir, ale jej bohaterowie nie są tak cyniczni i refleksyjni jak miało to miejsce w takich opowieściach. Nasi bohaterowie nigdy nie kryją się za maską cynizmu” – powiedział podczas premiery książki rysownik komiksu Marek Oleksicki. Gdyby Leski i inni wysocy funkcjonariusze Tajnego Państwa „kryli się za maską cynizmu” nie podejmowaliby ryzyka, tak wielkiego jak podróże po okupowanej Europie. Leski nigdy nie traktował jednak swoich działań jako romantycznej przygody, ale profesjonalną działalność wywiadowczą.
„Wywiad – w naszej sytuacji – stanowił na pewno najbardziej efektywny sposób walki. Wykorzystania wyników tej pracy przeważnie się nie oglądało, ale wiedzieliśmy, że gromadzony i opracowywany przez nas materiał daje Rządowi Polskiemu w Londynie poważny atut i argument przetargowy w pertraktacjach w aliantami, a tu – w kraju – umożliwia kolegom działalność niepodległościową, jak i poszczególne akcje. Wywiad był – z punktu widzenia społecznego – mniej kosztowny: nie powodował represji masowych i tak nagminnie stosowanej przez Niemców odpowiedzialności zbiorowej. Oczywiście los każdego z nas, tym bardziej schwytanego z materiałem był jednoznaczny i raczej nie różowy” – oceniał „Bradl”.
Jednocześnie Leski dodawał, że nigdy nie żałował wyboru swojej drogi, mimo że jego życie, jako wybitnego inżyniera byłoby zupełnie inne, gdyby we wrześniu 1939 r. zdecydował się wyjechać z okupowanego przez Sowietów Lwowa na Zachód.
***
Wszystkie cytaty z autobiografii Kazimierza Leskiego „Życie niewłaściwie urozmaicone: wspomnienia oficera wywiadu i kontrwywiadu AK”.
Michał Szukała (PAP)
szuk/ ls/