Na wzgórzu w Gibach, gdzie stoją dębowe krzyże symbolizujące ofiary obławy augustowskiej, odbyły się w niedzielę uroczystości 72. rocznicy tej największej zbrodni dokonanej na Polakach po II wojnie światowej. Obława nazywana jest także małym Katyniem.
72 lata temu, 12 lipca 1945 r., oddziały NKWD i SMIERSZ rozpoczęły na Suwalszczyźnie operację, w której zginęło co najmniej 592 działaczy podziemia niepodległościowego. Operacja zwana była Obławą Augustowską. Według dokumentów ofiar Sowietów mogło być nawet blisko 2 tysiące.
Od ponad 20 lat w Gibach wspomina się tamte wydarzenia i poległych Polaków podczas rocznicowych uroczystości. Na początku lat 90. XX wieku wybudowano tam 10-metrowy krzyż na miejscu symbolizującym pochówek zaginionych, z napisem: "Zginęli, bo byli Polakami". Na kamiennych tablicach wyryto nazwiska 592 zaginionych, a kilka dni temu na wzgórzu stanęło przy kamieniach 266 dębowych krzyży.
„W tym symbolicznym miejscu gromadzimy się od wielu lat, żeby modlić się za tych, którzy zostali zamordowani w obławie augustowskiej. Uroczystość odbywa się w nowej scenerii, bo niedawno na wzgórzu pojawiły się dębowe krzyże” - mówił podczas uroczystości wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński.
Według Zielińskiego, pamięć o pomordowanych w ostatnich latach jest coraz bardziej wyrazista, jest przywracana nie tylko lokalnie, ale także w wymiarze ogólnopolskim do zbiorowej świadomości. 12 lipca jest ustanowionym w 2015 r. przez Sejm Dniem Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej z lipca 1945 r. „Bo najgorsze co mogłoby się zdarzyć to, że tak wielka ofiara, potworna zbrodnia odchodzi w zapomnienie. Nie wolno nam na to pozwolić i robimy wszystko, żeby tak się nie stało” - dodał w Gibach Zieliński.
Ks. Stanisław Wysocki, naoczny świadek Obławy, od lat działacz Związku Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej, który prowadził uroczystość przypomniał, że żyje coraz mniej osób, które pamiętają tamte wydarzenia z autopsji lub z opowiadań. Leszek Żabicki stracił w obławie dziadka Stanisława. Od lat przyjeżdża do Gib uczcić wszystkie ofiary zbrodni. O Obławie opowiedział mu ojciec. Żabiccy dotąd nie wiedzą – jak wszystkie rodziny ofiar – gdzie znajdują się szczątki dziadka. „Dziadek był sołtysem w Zelwie, przyszli, zabrali i zaraz wywieźli. Mam nadzieję, że doczekam i dowiem się, gdzie zapalić dla niego świeczkę” - powiedział Żabicki.
Białostocki oddział Instytutu Pamięci Narodowej od lat prowadzi śledztwo w sprawie obławy. Dotyczy ono zbrodni komunistycznej przeciwko ludzkości. Przyjęto w nim, że w lipcu 1945 r., w nieustalonym dotychczas miejscu zginęło ok. 600 osób zatrzymanych w powiatach: augustowskim, suwalskim i sokólskim. Zatrzymali ich żołnierze sowieckiego Kontrwywiadu Wojskowego "Smiersz" III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej, przy współudziale funkcjonariuszy polskich organów Bezpieczeństwa Publicznego, MO oraz żołnierzy I Armii Wojska Polskiego.
Od kilkudziesięciu lat o wyjaśnienie zbrodni zabiegają również Obywatelski Komitet Poszukiwań Ofiar Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w lipcu 1945 r. oraz Związek Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej, wielu historyków.
„To była nieprawdopodobna operacja, wzięło w niej udział kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, sprowadzonych specjalnie z Moskwy. To byli specjaliści od mordowania. Ofiary były zabijane metodą katyńską, czyli strzałem w tył głowy” - mówił historyk Jarosław Schabieński. Dodał, że Rosjanie mogli liczyć na pomoc "polskich zdrajców z MO, UB i ludowej Armii Wojska Polskiego".
Wciąż nie wiadomo, gdzie są groby ofiar. W ramach śledztwa IPN biegli z zakresu kartografii, którzy analizowali powojenne zdjęcia lotnicze, wskazali ponad 60 miejsc na terytorium Białorusi - większość w okolicach miejscowości Kalety, które mogą być potencjalnie jamami grobowymi, po stronie polskiej kilkanaście takich miejsc. Białoruś odmówiła pomocy prawnej w tej sprawie. Na razie prace sondażowe we wskazanych miejscach po stronie polskiej również nie dały odpowiedzi ws. miejsc pochówku. Znaleziono pojedyncze szczątki ludzkie, nie wiadomo czy mają związek z obławą.
Jacek Buraczewski (PAP)
bur/ agz/