Celem procesu krakowskiego było propagandowe zniszczenie Zrzeszenia WiN i PSL-u oraz osób zaangażowanych w opór wobec władzy komunistycznej - mówi dr hab. Filip Musiał. 70 lat temu w Krakowie zakończył się proces działaczy PSL oraz WiN z płk. Franciszkiem Niepokólczyckim. Zapadło osiem wyroków śmierci, z których trzy zostały wykonane.
PAP: Kim był płk Franciszek Niepokólczycki, jeden z głównych oskarżonych w procesie Zrzeszenia WiN?
Dr hab. Filip Musiał: Urodzony w 1902 r. Franciszek Niepokólczycki już jako nastolatek zaangażował się w działalność w Polskiej Organizacji Wojskowej w okolicach swojego rodzinnego Żytomierza. Później walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W II RP jako oficer służby stałej związany był z jednostkami saperskimi, których był dyplomowanym majorem. We wrześniu 1939 r. walczył jako dowódca 60. batalionu saperów Armii Modlin. W połowie września został oddany do dyspozycji gen. Juliusza Rómmla dowodzącego armią „Warszawa”. 27 września włączył się w działania związane z budową konspiracyjnych struktur wojskowych w stolicy. Po kapitulacji miasta, mjr Niepokólczycki dobrowolnie udał się do niemieckiej niewoli, skąd następnie zbiegł i powrócił do Warszawy w połowie października wraz z 14 oficerami – ochotnikami zamierzającymi podjąć działania w konspiracji.
Pod okupacją niemiecką dzięki wykształceniu dyplomowanego oficera odgrywał istotną rolę w Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej. Od 1940 roku organizował Związek Odwetu (przeznaczony do bieżącej walki), od 1942 roku był szefem Wydziału Saperów Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej (przekształconego później w Armię Krajową), był organizatorem Biura Studiów Środków Walki Sabotażowo-Dywersyjnej, Biura Badań Technicznych oraz współtwórcą Kedywu. W styczniu 1943 roku mianowano go zastępcą Augusta Fieldorfa „Nila”. W 1942 roku awansowano go na podpułkownika, a dwa lata później na pułkownika. Doświadczony konspirator, z praktyką sięgającą okresu zaborów, długoletni oficer WP był idealnym kandydatem do objęcia kolejnej funkcji – przejął koordynację akcji, która dla Komendy Głównej AK miała olbrzymie znaczenie – pomocy powstańcom w warszawskim getcie. W Powstaniu Warszawskim był szefem Wydziału Saperów Oddziału III Komendy Głównej AK. Po kapitulacji trafił do jednego z oflagów. Po powrocie do Polski wiosną 1945 r. zaangażował się w działalność Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj, a następnie Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.
PAP: Czym Zrzeszenie WiN miało różnić się od innych organizacji podziemia antykomunistycznego?
Dr hab. Filip Musiał: Zrzeszenie WiN powstało we wrześniu 1945 r., czyli po konferencji w Poczdamie. Jej rezultaty skłoniły wysokich oficerów rozwiązanej Armii Krajowej do przekonania, że formuła walki zbrojnej właściwie została wyczerpana, ponieważ odzyskanie niepodległości drogą zbrojną jest w zasadzie niemożliwe. Należałoby bowiem pokonać nie tylko siły polskich komunistów, ale przede wszystkim Armię Czerwoną. Stąd koncepcja stworzenia organizacji o charakterze politycznym. Cel ten nie został zrealizowany ze względu na skalę prowadzonych przez komunistów represji wymierzonych w byłych żołnierzy AK.
Dr hab. Filip Musiał: Po aresztowaniu płk. Jana Rzepeckiego, płk Franciszek Niepokólczycki od jesieni 1945 r. do jesieni 1946 r. stał na czele nowego Zarządu WiN. Był to okres, gdy WiN osiągnął największą sprawność organizacyjną, liczebność i zasięg struktur. Bez wątpienia były to zasługi płk. Franciszka Niepokólczyckiego.
WiN w wielu regionach Polski, szczególnie wzdłuż nowej wschodniej granicy pozostał do końca istnienia organizacją zbrojną. Gdy czytamy protokoły przesłuchań działaczy WiN aresztowanych w 1947 r. to zauważamy, że dla nich od zakończenia II wojny światowej niewiele się zmieniło. Wciąż, jak podczas okupacji niemieckiej, walczyli w tych samych oddziałach i pod dowództwem tych samych dowódców.
W pierwotnych założeniach WiN miał więc być organizacją polityczną, której celem miało być zapewnienie, że wybory zapowiedziane w Jałcie nie zostaną sfałszowane. W praktyce jednak WiN miał charakter polityczno-wojskowy. Zakładany charakter Zrzeszenie przyjęło w zasadzie jedynie na południu, głównie w Małopolsce.
PAP: To właśnie w Małopolsce jako prezes WiN działał płk Franciszek Niepokólczycki...
Dr hab. Filip Musiał: Niepokólczycki po zdekonspirowaniu w wyniku Powstania Warszawskiego i pobytu w niewoli w obozie w Woldenbergu został przerzucony do Małopolski i tam działał w strukturach Delegatury Sił Zbrojnych i WiN. Po aresztowaniu płk. Jana Rzepeckiego, od jesieni 1945 r. do jesieni 1946 r. stał na czele nowego Zarządu WiN. Był to okres, gdy WiN osiągnął największą sprawność organizacyjną, liczebność i zasięg struktur. Bez wątpienia były to zasługi płk. Franciszka Niepokólczyckiego. Warto podkreślić, że kierownictwo organizacji było przez niego budowane w oparciu o działaczy z Małopolski. Sam Niepokólczycki ukrywał się jednak przez długi czas na Śląsku, gdzie aż do 22 października 1946 r. unikał aresztowania przez bezpiekę.
PAP: Jednym z osiągnięć płk. Niepokólczyckiego było rozwinięcie działalności związanych z WiN Brygad Wywiadowczych. Jakie miały być ich zadania?
Dr hab. Filip Musiał: Rodowód Brygad sięga jeszcze okresu II wojny światowej, ale Niepokólczycki dbał o rozbudowę tej formacji i zapewnił jej autonomiczność. Jak wskazuje ich nazwa głównym celem ich żołnierzy było prowadzenie działań wywiadowczych. Już w trakcie wojny zdobywały one informacje m.in. na temat działań organizacji komunistycznych, a po wojnie stały się głównym narzędziem zdobywania wiedzy na temat sytuacji politycznej w kontrolowanej przez komunistów Polsce i ich aparacie represji. Miały pełnić również funkcje kontrwywiadowcze, czyli zabezpieczać WiN przed penetracją struktur organizacji przez agenturę i ich rozbiciem. Zrzeszenie dysponowało również siecią własnych agentów pracujących w komunistycznych strukturach bezpieczeństwa czy urzędach administracji.
PAP: Skoro WiN dysponował tego rodzaju siecią informatorów, to czy płk Niepokólczycki i jego otoczenie wiedzieli, że wokół nich zaciska się pętla tworzona przez bezpiekę?
Dr hab. Filip Musiał: Wpadka II Zarządu WiN miała dość skomplikowaną genezę. W Tarnowie rozbity został oddział Pogotowia Akcji Specjalnej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Oddział ten przywędrował w okolice Tarnowa z Rzeszowszczyzny. Działając w ziemi tarnowskiej żołnierze PAS nawiązali kontakty z wywiadowcami Brygad Wywiadowczych. Gdy bezpieka rozbiła oddział PAS podczas śledztwa bezpieka „wyszła” na wywiadowców BW, a z kolei jeden z nich w konsekwencji brutalnych tortur ujawnił informacje na temat kontaktów w Krakowie. W ten sposób wpadł szef Brygad Wywiadowczych Edward Bzymek-Strzałkowski. Po aresztowaniu próbował popełnić samobójstwo. Przeżył jednak upadek z okna, choć skończył się on licznymi złamaniami, poddany torturom dał „wyjścia” na kolejne osoby i tak w następstwie brutalnych metod przesłuchań „wsypa” się rozszerzała o kolejne osoby z II Zarządu WiN. Ostatnim z aresztowanych członków Zarządu był sam płk Niepokólczycki. Bezpieka miała już wtedy bardzo dużą wiedzę na temat struktur i funkcjonowania WiN.
Dr hab. Filip Musiał: Zapadło osiem wyroków śmierci, które miały określone cele. Z jednej strony było to zastraszenie potencjalnych naśladowców. Z drugiej - złagodzenie części wyroków do kary dożywocia miało pokazać łaskawość władzy. Ostatecznie wykonano trzy wyroki na działaczach WiN-u – na Józefie Ostafinie, Alojzym Kaczmarczyku i Walerianie Tumanowiczu.
PAP: W sprawę aresztowania Niepokólczyckiego zaangażowani byli najważniejsi funkcjonariusze bezpieki, tacy jak Adam Humer. Jaka była jego rola w aresztowaniach działaczy II Zarządu WiN?
Dr hab. Filip Musiał: Był zapewne jednym z nadzorujących działania bezpieki z ramienia Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w czasie śledztwa poprzedzającego tzw. proces krakowski. Faktyczne działania operacyjne były jednak prowadzone przez funkcjonariuszy z Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie.
PAP: Humer podpisał się pod aktem oskarżenia procesu krakowskiego. Jakie zarzuty stawiał i czy rzeczywiście był ich autorem?
Dr hab. Filip Musiał: Niemożliwe jest przypisanie poszczególnych fragmentów aktu oskarżenia konkretnym funkcjonariuszom reżimu. Humer jest podpisany pod aktem oskarżenia, jednak według relacji zbiegłego na zachód Józefa Światły należy postawić tezę, że akt oskarżenia miał co najmniej dwóch autorów. Humer jako oficer śledczy dopasowywał zapewne stawiane działaczom WiN zarzuty do konkretnych zapisów wykorzystywanego przez komunistów kodeksu karnego. Natomiast naczelnym propagandystą procesu krakowskiego był ideolog i dziennikarz komunistyczny Roman Werfel. Jego zadaniem było ułożenie konkretnych tez propagandowych procesu krakowskiego i doprowadzenie do połączenia na ławie oskarżonych działaczy WiN i PSL.
PAP: To potwierdzałby fakt, że rok po procesie Werfel opublikował propagandową książkę na temat procesu zatytułowaną „Niepokólczycki, Mierzwa i inni przed sądem Rzeczypospolitej”.
Dr hab. Filip Musiał: Ta książka to nieco zmanipulowany stenogram rozprawy. Rozbicie II Zarządu WiN było z punktu widzenia komunistów niewątpliwym sukcesem. Jednak gdy proces miał miejsce podziemie antykomunistyczne w skali ogólnopolskiej już niemal nie istniało. WiN działał wówczas już tylko w kilku miejscach kraju, głównie na południu Polski. W tym czasie dla komunistów głównym przeciwnikiem było Polskie Stronnictwo Ludowe. Celem procesu krakowskiego było skompromitowanie działaczy PSL. Jego rezultaty były jednym z czynników skłaniających Stanisława Mikołajczyka do ucieczki z kraju. W momencie opublikowania wersji stenogramu zmanipulowanej przez Werfla, czyli prawie rok po procesie, Stronnictwo było już w dużej mierze rozbite i przejęte przez działaczy opowiadających się za ścisłą podległością komunistom. Akcenty tej publikacji rozłożone są więc mocniej na fragmenty dotyczące działalności PPS-WRN w trakcie wojny i po niej. U progu 1948 r. głównym celem komunistów było bowiem przygotowanie się do tak zwanego zjazdu zjednoczeniowego, w wyniku którego Polska Partia Socjalistyczna stała się częścią PZPR.
PAP: Jakie zarzuty stawiano oskarżonym i czy różniły się one w zależności od tego, czy oskarżony wywodził się z PSL czy z WiN?
Dr hab. Filip Musiał: Trudno podsumować stawiane zarzuty, bowiem wobec każdego z siedemnastu oskarżonych sformułowano je odrębnie. Jeśli jednak spojrzeć na proces w sposób syntetyczny, to można powiedzieć, że działaczom WiN zarzucano dążenie do zbrojnego obalenia „państwa ludowego” oraz działalność wywiadowczą polegającą na kontaktach z polskim uchodźstwem politycznym. Działaczom PSL stawiano zarzut współpracy z podziemiem antykomunistycznym. Starano się więc pokazać, że działacze podziemia są wykolejeńcami, marginesem społeczeństwa, a PSL jest „polityczną nadbudówką bandytów z WiN”. Celem procesu krakowskiego było więc propagandowe zniszczenie obu formacji i osób zaangażowanych w jawne i podziemne formy oporu wobec władzy komunistycznej.
Dr hab. Filip Musiał: Jeśli jednak spojrzeć na proces w sposób syntetyczny, to można powiedzieć, że działaczom WiN zarzucano dążenie do zbrojnego obalenia „państwa ludowego” oraz działalność wywiadowczą polegającą na kontaktach z polskim uchodźstwem politycznym. Działaczom PSL stawiano zarzut współpracy z podziemiem antykomunistycznym. Starano się więc pokazać, że działacze podziemia są wykolejeńcami, marginesem społeczeństwa, a PSL jest „polityczną nadbudówką bandytów z WiN”.
PAP: Jak zachowywali się oskarżeni? Chyba najbardziej wyzywającą wobec komunistów postawę przyjął sam pułkownik Niepokólczycki.
Dr hab. Filip Musiał: Postawa płk. Niepokólczyckiego była rzeczywiście niezłomna. Wyjaśnił to w jednym z listów do swojego przyjaciela. Napisał, że gdy zorientował się, że proces zmierza w jasnym kierunku uznał, że może grać tylko swoją postawą. Było dla niego naturalne, że musi być ona zgodna z etosem oficera Wojska Polskiego. Bronił swoich podwładnych i zdejmował z nich odpowiedzialność, twierdząc, że wszystkie działania podejmowali na jego rozkaz. Nie wspierał żadnych tez propagandy komunistycznej. Składał więc przed sądem wyjaśnienia jako ostatni mimo, że był głównym oskarżonym.
W takim układzie jego zeznania nie miały już większego znaczenia dla przebiegu procesu. Wcześniejsze zeznania działaczy WiN i PSL ustawiły już propagandowy obraz procesu. Część działaczy WiN i PSL z różnych względów realizowało komunistyczny scenariusz procesu. Należy pamiętać, że byli to ludzie poddani torturom podczas długotrwałego i brutalnego śledztwa. Wielu szantażowano losem rodziny. W swoim mniemaniu ratowali więc najbliższych. Część oskarżonych przyjęła strategię opowiadania o swojej działalności politycznej. Ta jednak przez śledczych była wynaturzana przez prokuratorów i propagandystów.
PAP: Wyroki również były typowe dla procesu pokazowego...
Dr hab. Filip Musiał: Zapadło osiem wyroków śmierci, które miały określone cele. Z jednej strony było to zastraszenie potencjalnych naśladowców. Z drugiej - złagodzenie części wyroków do kary dożywocia miało pokazać łaskawość władzy. Ostatecznie wykonano trzy wyroki na działaczach WiN-u – na Józefie Ostafinie, Alojzym Kaczmarczyku i Walerianie Tumanowiczu. Wszyscy oni prowadzili działalność o charakterze wyłącznie politycznym, mimo to zostali zamordowani, a ich ciała przekazane do Zakładu Anatomii Opisowej do ćwiczeń dla studentów. Później pozostałości zagrzebano na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Oddział IPN w Krakowie ustalił miejsce, w których miały zostać pogrzebane, ale przeprowadzone ekshumacje nie dały pozytywnego wyniku.
Dr hab. Filip Musiał: Postawa płk. Niepokólczyckiego była rzeczywiście niezłomna. Wyjaśnił to w jednym z listów do swojego przyjaciela. Napisał, że gdy zorientował się, że proces zmierza w jasnym kierunku uznał, że może grać tylko swoją postawą. Było dla niego naturalne, że musi być ona zgodna z etosem oficera Wojska Polskiego. Bronił swoich podwładnych i zdejmował z nich odpowiedzialność, twierdząc, że wszystkie działania podejmowali na jego rozkaz.
Komuniści liczyli, że zamiana wyroków śmierci na dożywocie dla dowódców organizacji sprawi, że ich podwładni uznają komunistyczną narrację propagandową mówiącą: „spójrzcie, wasi dowódcy każą wam walczyć, ale potem to wy idziecie przed pluton egzekucyjny”. Ta linia propagandowa bardzo wyraźnie była widoczna już przy procesie pułkownika Rzepeckiego i jest ona w dużej mierze analogiczna do tej przyjętej w procesie krakowskim.
PAP: Pułkownik Niepokólczycki opuścił więzienie w 1956 r. i nigdy nie domagał się rehabilitacji. Co zdecydowało o wyborze przez niego takiej postawy?
Dr hab. Filip Musiał: Często zapominamy, że pułkownik Niepokólczycki jest przedstawicielem pokolenia ulepionego z nieco innej gliny. Był to człowiek, który staranie się o rehabilitację od państwa komunistycznego uznałby za czyn niegodny oficera. Dlatego nie mogło być mowy o takich działaniach.
Po 1956 r. mieszkał i pracował w Warszawie, później pod Warszawą. Do śmierci w 1974 r. był inwigilowany przez bezpiekę, ponieważ nigdy nie zhańbił się jakimkolwiek przejawem choćby koncyliarności wobec przedstawicieli reżimu. Cieszył się wielkim szacunkiem wielu żołnierzy AK i podziemia antykomunistycznego, był dla nich autorytetem i utrzymywał z nimi liczne kontakty.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
Dr hab. Filip Musiał, dyrektor Oddziału IPN w Krakowie, wykładowca Akademii Ignatianum, historyk, politolog. Prowadzi badania nad historią polityczną „ludowej” Polski, specjalizując się przede wszystkim w historii komunistycznego aparatu represji, dziejach opozycji i oporu oraz historii Kościoła katolickiego w PRL.