2011-03-31 (PAP) - Ludzie jak co dzień ustawiali się w długich kolejkach. Niektórzy zajęli miejsce już nocą. Jednak 1 kwietnia 1981 r. był wyjątkowy. Aby kupić kawałek "zwyczajnej" nie wystarczyły już pieniądze. Po raz pierwszy od czasów powojennych potrzebne były także kartki.
W prima aprilis zaczęła obowiązywać reglamentacja mięsa i jego przetworów - nie był to ponury żart historii. Ludziom też nie było do śmiechu. Mieli nadzieję, że system kartkowy pozwoli im choćby w minimalnym stopniu i bez upokarzającej walki o mięso w mieście i wypraw na wieś wyżywić rodziny. Wprowadzenie kartek na mocy uchwały Rady Ministrów z 28 lutego 1981 r. było realizacją trzynastego postulatu porozumienia gdańskiego z sierpnia 1980 r.
System kartkowy nie realizował słynnego peerelowskiego hasła „wszystkim po równo”. Przeciwnie dzielił społeczeństwo na poszczególne grupy zawodowe i wiekowe. Podtrzymywał w ten sposób przekonanie, że – jak się wówczas mówiło - w socjalizmie są „równi i równiejsi”.
Przepisy przyjęte przez rząd Wojciecha Jaruzelskiego precyzyjnie określały nie tylko, kto może ile mięsa i wędlin kupić, ale stanowiły także, jakie to będą wyroby. „Najlepsze przydziały mięsno-tłuszczowe mieli górnicy (sprzedaż węgla była głównym źródłem dewiz). Pracujący pod ziemią mogli wykupić do 7 kg mięsa na miesiąc, czyli dwukrotnie więcej niż zwykli robotnicy i kobiety w ciąży oraz trzy razy więcej niż inteligenci i dzieci - dostawali po 2 - 3 kg mięsa” – pisze dr Konrad Rokicki z IPN w artykule „Życie codzienne w stanie wojennym”.
Osoba, która miała kartkowy przydział np.: na 3,5 kg nie mogła wybierać dowolnie gatunku mięsa. Przysługiwało jej miesięcznie nie więcej niż 40 dag mięsa pierwszego gatunku, czyli schabu, karkówki, szynki z kością, łopatki z kością lub wołowiny bez kości. Poza tym mogła kupić: 85 dag żeberek, boczku, mielonego, nerek lub serc. Podobnie sprawa wyglądała z wędlinami. Lepszych - 40 dag na miesiąc i 85 dag gorszych. Te szczegółowe rozróżnienie miały często charakter czysto teoretyczny. Zwykle nie starczało mięsa i wędlin lepszego gatunku. Ludzie żartowali, że jest to wynikiem patriotyzmu świń wywożonych do Związku Radzieckiego. Ich ostatnią wolą było bowiem, by po śmierci ich serca pozostały w kraju.
Władza kontrolując przydziały mięsa nie odpuszczała korzystającym z tzw. żywienia zbiorowego. Jadający w stołówkach zakładowych lub w internatach, a nawet na wczasach musieli oddawać część swoich bonów towarowych. Kartki nie przysługiwały seniorom przebywającym w domach opieki.
Normy kartkowe, szczególnie te najniższe nie pokrywały zapotrzebowania organizmu. „3,5 kg mięsa miesięcznie, to jest pół kotleta dziennie. Jeżeli weźmie się pod uwagę, że wówczas na rynku nie było produktów, którymi można by zastąpić mięso i jego przetwory, to było za mało dla zdrowego funkcjonowania organizmu” – ocenia w rozmowie z PAP dietetyk Karolina Jaworska.
Na kartkach na mięso się nie skończyło. Jeszcze przed stanem wojennym wprowadzono reglamentację mąki, ryżu, masła i tłuszczu roślinnego, mleka dla niemowląt, czekolady, cukierków, proszku do prania, papierosów i alkoholu. Po kilku miesiącach rządów Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego dołożyła talony na benzynę i zeszyty a w sezonie zimowym 1982-83 weszły do użytku kupony na obuwie.
System karkowy rozszerzał się niemal na wszystkie towary (w niektórych województwach reglamentacji podlegały nawet zapałki). Był zróżnicowany w zależności od regionów i województw. Np. mieszkańcy regionów przemysłowych dostawali na miesiąc po pół kg proszku do prania i jedno mydło. Ale ci, którzy mieszkali na terenach „ekologicznych” mogli – zdaniem władz - myć się rzadziej. Im przysługiwało jedno mydło na dwa miesiące.
Władze nie były bezduszne w dystrybucji dóbr. Brały pod uwagę ważne wydarzenia rodzinne. Dysponowały specjalnym weselnym przydziałem wódki – 10 litrów na wesela. Na chrzciny rodzice dostawali kartki pozwalające na zakup pięciu butelek wódki ekstra. Normalnie, co miesiąc przysługiwała jedna półlitrówka na głowę dorosłej osoby. Dr Patryk Pleskot z warszawskiego IPN wyjaśnia, że rozszerzanie systemu reglamentacji nie wynikało tylko z tragicznej sytuacji gospodarczej w kraju. „To była polityka propagandowa. Przed stanem wojennym trwał + karnawał Solidarności+, więc władze chciały pokazywać, iż braki w zaopatrzeniu są wynikiem protestów, strajków, że kraj zmierza ku przepaści” – mówi Pleskot.
Podkreśla, że kartki nie zlikwidowały kolejek. Towarów i tak było za mało. Ponadto stworzyły nowe problemy, tym razem związane samym wydawaniem bonów. „System kartkowy sprowadzał się do zupełnego absurdu. W latach 80. wprowadzano nawet kartki na kartki. Wyglądało to w ten sposób, że obywatel otrzymywał specjalny blankiet, na którym wpisywano pobranie kartki. Czasem druki te wklejano do dowodu osobistego czy odnotowywano zakup np. mleka w proszku w książeczce dziecka” – relacjonuje historyk z IPN.
Reglamentacja przetrwała niemal do końca PRL. Ostatnie kartki na mięso przestały obowiązywać z końcem lipca 1989 r.
Wojciech Kamiński (PAP)
wka/ ls/