Teatr to forma terapii, dla podopiecznych mojej fundacji jest prawdziwym lekarstwem – mówi PAP Anna Dymna o współtworzonych przez nią spektaklach z udziałem osób niepełnosprawnych intelektualnie.
Aktorka od ponad 15 lat jako reżyserka współtworzy teatr dla niepełnosprawnych. Radwanek – taką nazwę nosi grupa niepełnosprawnych aktorów z fundacji Anny Dymnej i Fundacji im. Brata Alberta – wystawia premierowe spektakle głównie podczas Albertiany, czyli ogólnopolskiego przeglądu twórczości teatralno-muzycznej w Krakowie. Finał tegorocznej edycji odbędzie się 19 marca.
„Nigdzie nie odpoczywam tak, jak męcząc się na scenie. Będąc na scenie muszę skupić się na konkretnej sprawie, innej niż te, które bolą w życiu codziennym. Scena to mój świat, azyl, oswojone, bezpieczne miejsce” – powiedziała Anna Dymna.
Jej zdaniem scena jest doskonałym gabinetem psychoterapeutycznym także dla osób niepełnosprawnych. „Chciałabym mieć kilka żyć, żebym mogła zająć się teatrem dla osób niepełnosprawnych. Robiłabym to prawdopodobnie niefachowo, wbrew wszelkim przepisom terapeuty. Ale jestem aktorką i wiem, kiedy człowiek na scenie jest szczęśliwy. I widzę radość moich podopiecznych, kiedy są na scenie” – zaznaczyła Dymna, która gra już prawie 50 lat, w tym blisko 45 lat w Starym Teatrze w Krakowie.
Z dorosłymi niepełnosprawnymi intelektualnie osobami aktorka, jako reżyserka, realizuje historie, które dobrze się kończą. Takie spektakle są wyzwaniem dla aktorów, więc nie są wystawiane często, są grane głównie podczas przeglądów twórczości osób niepełnosprawnych, ale i dla sponsorów fundacji Dymnej lub im. Brata Alberta.
Ostatnie przedstawienie grupy to „Franek z Doliny Słońca”. Drugie przedstawienie Radwanka to „Piekarenka Brata Alberta”. Dymna powiedziała, że chce w przyszłym roku zrealizować kolejny spektakl, ale temat „jeszcze jest obmyślany”. Aktorka, tak jak w latach ubiegłych, napisze scenariusz, potem prześle go baśniopisarce Marcie Guśniowskiej, która literacko ułoży tekst. Następnie odeśle go Dymnej, która ponownie naniesie poprawki w scenariuszu.
Głosu w spektaklach Dymnej udzielają zaprzyjaźnieni z nią aktorzy. W ubiegłych latach piosenki pisali m.in. Maciej Wojtyszko i Andrzej Zarycki. Za scenografię i kostiumy odpowiada Ryszard Melliwa. „Podopieczni wiedzą, że tylu wspaniałych ludzi współpracuje z nimi nad ich +bajką+” – opowiadała aktorka. Próby, pod okiem profesjonalnych terapeutek, są prowadzone w ośrodku terapeutyczno-rehabilitacyjnym Dolina Słońca.
Założycielka Fundacji „Mimo Wszystko” przyznała, że pierwsza próba przedstawienia jest trudna. Jednak z każdą kolejną jest lepiej i jest coraz więcej radości. Podopieczni fundacji często robią przerwy podczas pracy, lubią robić sobie wtedy zdjęcia. „Oni uwielbiają stać przed kamerą, przed obiektywem aparatu” – opisuje Dymna. Przedstawienie trwa maksymalnie pół godziny.
„To nie jest teatr profesjonalny. Niektórzy moi podopieczni nie mają emocji w twarzach, aktorskiego talentu. To często bardzo chorzy ludzie” – zaznaczyła Dymna. „Jednak grają całym sobą, ta radość ze stania na scenie uwalnia w nich niezwykłą siłę, która dochodzi do widowni. Dla niektórych wejście na scenę i nawet tylko stanie w jednym miejscu jest ogromnym wysiłkiem i wyzwaniem - jak rola Hamleta. Jednak z radością wchodzą w ten magiczny świat, lubią się ubierać w kostiumy, malować twarze, jak każdy aktor. Muzyka, proste sytuacje porządkują ich wewnętrzny chaos. A najważniejsze, że czują się szczęśliwi, gdy widzą wpatrzonych w nich ludzi na widowni i gdy słyszą oklaski” – dodała.
Dodatkowo – zwróciła uwagę – gra na scenie uczy podopiecznych dyscypliny, koncentracji, konkretnego działania. Praca nad spektaklem sprzyja integracji. „Ci ludzie zwykle mają poczucie osamotnienia, zwykle są odrzuceni przez rodziny, przez środowisko. Na scenie czują się potrzebni, docenieni” – podsumowała aktorka.
Przedstawienia Radwanka nie są biletowane. „Nie robiłam nigdy spektakli, żeby się spodobać ludziom, a tylko po to, żeby moi podopieczni byli szczęśliwi” – zaznaczyła aktorka.
Oceniła też, że często zadawane jej pytanie „dlaczego pomaga” - jest „bezsensowne”. „Pomagam, bo lubię ludzi, bo tak byłam wychowana. Oddycham, więc pomagam” – zakończyła. (PAP)
autor: Beata Kołodziej
bko/ gma/