Mówiąc o zbrodni katyńskiej mówimy najczęściej o liczbach, a zapominany o tym, że w miejscach kaźni zamordowano 22 tys. obywateli RP - w znacznej liczbie młodych, wspaniałych i utalentowanych. To jest krwawiąca i nigdy niezagojona rana - powiedział PAP dyrektor Muzeum Katyńskiego Sławomir Frątczak.
PAP: W tym roku przypada 75. rocznica ujawnienia zbrodni katyńskiej; na czym polegał szczególny charakter tego mordu?
Sławomir Frątczak: Była to przede wszystkim zbrodnia ludobójstwa. Nieważne, czy popełniono ją na 22, 25 czy 60 tys. osób. Ważny jest jej charakter - dotyczyła bowiem wybranej grupy narodowościowej obywateli Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, w większości Polaków, a co gorsze - i to jest ta perfidia, ten makiawelizm – skazanej na śmierć nie przez sąd, a przez władze polityczne państwa sowieckiego. O zagładzie zadecydowało głównie kryterium narodowościowe - fakt, że jeńcy Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa byli Polakami. Była to zbrodnia potworna, dokonana nawet nie przez wojskowy pluton egzekucyjny, za jakieś winy, tylko przez oprawców z NKWD.
PAP: Jakie według pana były prawdziwe powody zbrodni katyńskiej?
Sławomir Frątczak: Nie da się znaleźć jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Dla mnie na pierwszym miejscu trzeba postawić pielęgnowaną przez setki lat nienawiść do Polaków, do religii – a do katolickiej w szczególności, oraz pierwiastkowe przyczyny, takie jak np. nieudana indoktrynacja jeńców. Zamknięci w obozach oficerowie w przeważającej większości nie kryli wrogości do sowieckiego ustroju. Nie byli zdolni wyrzec się przysięgi, którą złożyli II RP. Można postawić też jako przyczynę kwestię kosztów utrzymania obozów jenieckich. Odnotowywano nawet problemy z zaopatrzeniem.
Należy też rozważyć motyw zemsty za powstrzymanie bolszewickiej nawały w 1920 r. Możemy tu mówić także o innej przyczynie - lojalności wobec Hitlera. Do końca przynajmniej 1940 r. przyjaźń niemiecko-sowiecka była jak najbardziej zauważalna.
W mojej ocenie podstawową przyczyną, bardziej upiorną od innych, był brak szacunku i pogarda dla ludzkiego życia w Związku Sowieckim. Dla przykładu przypomnę rewolucję bolszewicką czy Operację Polską (właściwiej antypolską) NKWD. Nieważne było czy zginie 10, 20 osób czy 100, 200 tys. czy wreszcie miliony - tak jak to było w czasie tzw. Wielkiego Głodu na Ukrainie (tylko w latach 1932-33, ofiarami bezwzględnej polityki sowieckiej padło nawet 6 mln ludzi - PAP).
PAP: Kiedy Stalin zdecydował o mordzie, czy to było od początku zaplanowane?
Sławomir Frątczak: To nie było od początku zaplanowane. Narady trwały w lutym i na początku marca 1940 r., a potem 5 marca 1940 r. Biuro Polityczne KC WKP(b) na podstawie pisma, które ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria skierował do Stalina, podjęto decyzję o wymordowaniu polskich jeńców wojennych.
Jeżeli chodzi o zbrodnię katyńską, to rozpoczęta była i realizowana do skutecznego zakończenia w niemalże przemysłowym porządku mordu. Transporty z obozów były tak przygotowywane, żeby jak najkrótszą drogą kolejową dotrzeć do miejsca kaźni. Jeńców przewożono w takiej liczbie, żeby do rana, zgodnie z przyjętym planem, zabić jak największą liczbę osób. Później następowała przewózka na wybrane wcześniej odludne miejsce pochówku. Potem następowało złożenie bądź wrzucenie zwłok do grobu albo - tak jak to miało miejsce w Katyniu - zabijanie bezpośrednio nad dołami śmierci. Potem ziemia, wapno, ziemia, wapno, a na końcu las, który miał skrywać tajemnicę zbrodni po wsze czasy. Wszystko to zafunkcjonowało. Wydawało się, że będzie cisza, a jednak nie udało się Rosjanom do końca pogrzebać prawdy o mordzie.
PAP: Czego jeszcze nie wiemy o zbrodni katyńskiej?
Sławomir Frątczak: Na pozór wydaje się, że wiemy już bardzo wiele. Nie wiemy jednak wszystkiego o miejscach kaźni. Niedomknięta jest również lista ofiar zbrodni, w sensie ich potwierdzenia. Nie zostało jeszcze tak naprawdę ukończone żadne śledztwo - oczekujemy na wyniki polskiego, Rosjanie już swoje zamknęli. Nie wiemy, bo nie mamy teczek personalnych, nic o zeznaniach polskich jeńców. Nie wiemy, o co Rosjanie ich pytali, bo zanim podjęli decyzję o wymordowaniu 22 tys. Polaków, starali się wydobyć z nich wszystko, co ich interesowało.
Udało im się to niekiedy skutecznie, dla przykładu w czasie przesłuchań jeńcy - nieświadomi tego, co może spotkać ich rodziny, informowali szczegółowo o tym, gdzie znajdują się ich bliscy i przyjaciele. Rosjanie wykorzystywali to i tworzyli listy. Zbrodnia katyńska, o czym nie możemy zapominać to nie tylko ci, którzy zginęli strzałem w tył głowy, ale także ich rodziny. To były dziesiątki tysięcy deportowanych na Sybir, właśnie po tych przesłuchaniach. Wielu z nich nie powróciło.
PAP: Jaki jest aktualny status zbrodni katyńskiej?
Sławomir Frątczak: Jest on w zawieszeniu - polska strona uważa, że jest to zbrodnia ludobójstwa, śledztwo prowadzi cały czas IPN (o sygnaturze: S 38/04/Zk w sprawie zbrodni katyńskiej jest prowadzone w Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie już od 30 listopada 2004 r.); z kolei postępowanie ws. zbrodni prowadzone przez stronę rosyjską pomimo zgromadzenia niepodważalnego materiału dowodowego w okresie prezydentury Borysa Jelcyna, zostało w okresie rządów Władimira Putina - zakończone bez żadnych konkluzji. Rosjanie, umarzając śledztwo katyńskie stwierdzili, że zbrodnia katyńska była przestępstwem pospolitym, które uległo przedawnieniu.
Sławomir Frątczak: W Muzeum Katyński wszystko jest uderzające - od samej konstrukcji, architektury, przez wystawę autorstwa Jerzego Kaliny - jednego z najwybitniejszych twórców tego typu dzieł, po artefakty-relikwie (jak je nazywał niezapomniany ks. Zdzisław Peszkowski), które znajdują się w placówce. Zdecydowana większość zbiorów muzeum katyńskiego, ponad 30 tys. relikwii to są przedmioty wydobyte z dołów śmierci, mające w sobie określoną energię, mowę, którą trzeba umiejętnie odczytywać.
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu 16 kwietnia 2012 r. określił zbrodnię katyńską jako zbrodnię wojenną. Różnica między zbrodnią ludobójstwa a zbrodnią wojenną, jest widoczna nawet w samym określeniu. Dla mnie jest to ludobójstwo w 100 proc. Zbrodnia katyńska nie została formalnie osądzona na forum międzynarodowym – nie znalazła finału przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, ani w postępowaniu przed wspomnianym wyżej Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Postępowanie to nie dotyczyło bowiem istoty zbrodni katyńskiej i odpowiedzialności jej sprawców, ale związane było podniesionym pod adresem Federacji Rosyjskiej przez kilkunastu krewnych ofiar zarzutem nierzetelności rosyjskiego śledztwa, prowadzonego w latach 1990-2004. Ustalenie stanu faktycznego i dokonanie oceny prawno-karnej zbrodni katyńskiej i jej sprawców staje się więc obowiązkiem państwa polskiego. Polska racja stanu wymaga wyjaśnienia tego okrutnego mordu.
PAP: Co jest najcenniejsze w Muzeum Katyńskim?
Sławomir Frątczak: W muzeum wszystko jest uderzające - od samej konstrukcji, architektury, przez wystawę autorstwa Jerzego Kaliny - jednego z najwybitniejszych twórców tego typu dzieł, po artefakty-relikwie (jak je nazywał niezapomniany ks. Zdzisław Peszkowski), które znajdują się w placówce. Zdecydowana większość zbiorów muzeum katyńskiego, ponad 30 tys. relikwii to są przedmioty wydobyte z dołów śmierci, mające w sobie określoną energię, mowę, którą trzeba umiejętnie odczytywać. Ułożone w rewelacyjnym pomyśle Jerzego Kaliny w tzw. relikwiarzach dają ten cios w oczy mówiąc o czymś, o czym najczęściej zapominamy, epatując liczbami zapominamy o tym, że w miejscach kaźni zamordowano 22 tys. tys. obywateli Rzeczypospolitej - w znacznej liczbie młodych, wspaniałych, utalentowanych i wykształconych, to nie byli tylko oficerowie i policjanci, ale także szarże z rezerwy, juryści, ziemianie, urzędnicy o różnych zawodach, wykładowcy akademiccy, literaci. Wielu wybitnych, o czym dzisiaj się zapomina. To jest krwawiąca i nigdy niezagojona rana i ona nigdy nie da się zagoić wyrywając z tego ciała Najjaśniejszej Rzeczpospolitej nerw intelektualny i to jest właśnie zbrodnia katyńska.
PAP: Czym jest dla pana Muzeum Katyńskie?
Sławomir Frątczak: Jako stróż relikwii katyńskich powiem krótko: moja dwudziestoletnia bez mała misja w Muzeum Katyńskim, to poza najbliższymi, znacząca część mojej zawodowej i życiowej codzienności. Służba pięknej pani, którą nazywa się nauczycielką życia, jest jej oddaniem się w pełni - po kres mego ludzkiego żywota. Nadrzędną stroną owej misji – jest ochrona artefaktów-relikwii-dowodów zbrodni oraz wołanie o katyńskim ludobójstwie – ku pamięci, wychowaniu młodych i ku przestrodze.
Rozmawiała Katarzyna Krzykowska (PAP)
ksi/ agz/ rosa/ pat/