W piątek mija 10 rocznica śmierci byłego piłkarza Ruchu Chorzów i reprezentacji Polski Gerarda Cieślika. Dla kibiców klubu jest legendą. "Gdybym zaczynał życie jeszcze raz, też zostałbym piłkarzem. Chyba nie ma nic lepszego” – mówił w rozmowie z PAP z okazji swoich 85. urodzin.
Cieślik zmarł 3 listopada 2013 w chorzowskim szpitalu w wieku 86 lat. Grał tylko w jednym klubie - Ruchu Chorzów, czego - jak podkreślał - nigdy nie żałował. Strzelił dla "Niebieskich" 167 goli w ekstraklasie. Do końca życia mieszkał niedaleko stadionu w Chorzowie i pojawiał się regularnie na meczach.
"Uważam, że dzisiejsi piłkarze są lepsi od tych dawnych, z moich czasów. Tyle, że... jest im za dobrze. Od najmłodszych lat mają różne stypendia, inne dochody. A ja codziennie pracowałem od 6 do 14, a po południu dopiero mogłem trenować" – wspominał.
Cieszył się ogromnym szacunkiem kibiców Ruchu, także tych, którzy nigdy nie mieli okazji zobaczyć go na żywo na boisku. Mówili o nim „Pan Gerard”. Kiedy zabierał głos podczas klubowych uroczystości panowała zawsze zupełna cisza.
Gerard Cieślik urodził się w 29 kwietnia 1927 w Hajdukach Wielkich. Do Ruchu trafił mając 12 lat. Zadebiutował w pierwszej drużynie chorzowian w 1945 roku w A-klasie. Barw "niebieskich" bronił w pierwszej lidze w latach 1948-59. Rozegrał 237 spotkań zdobywając 167 goli. W reprezentacji zagrał 46 razy i strzelił 27 bramek.
Był o siedem lat młodszy od swojego ukochanego klubu, założonego 20 kwietnia 1920 r. Najchętniej przyjmował życzenia zdrowia i zdobycia przez ukochany Ruch 15. tytułu mistrza Polski.
Do Ruchu trafił mając 12 lat. Zadebiutował w pierwszej drużynie chorzowian w 1945 roku w A-klasie. Barw "niebieskich" bronił w pierwszej lidze w latach 1948-59. Rozegrał 237 spotkań zdobywając 167 goli. W reprezentacji zagrał 45 razy i strzelił 27 bramek.
Po jego dwóch golach biało-czerwoni w obecności stu tysięcy kibiców pokonali w 1957 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie Związek Radziecki 2:1, co było wydarzeniem sportowym i politycznym.
W pogrzebie byłego piłkarza uczestniczyło tysiące osób. Cmentarz w Chorzowie Batorym nie był w stanie pomieścić jednocześnie wszystkich uczestników uroczystości. Na pogrzeb przyszli ludzie w różnym wieku, większość w klubowych szalikach. Było mnóstwo kobiet, a nawet dzieci w wózkach z niebieskimi kwiatkami.
"Jego życie to gotowy scenariusz na film. Był wielkim człowiekiem" – powiedział podczas mszy św. ówczesny metropolita katowicki arcybiskup Wiktor Skworc.
"Powiedzieć o Gerardzie Cieśliku, że był człowiekiem niezwykłym – to mało. Był niemożliwy. Tyle w sobie mieścił: śląskość, polskość, rodzinność, pracę, sport, dumę z występów w koszulce niebieskiej i biało–czerwonej" – wspominał Jerzy Buzek, były premier i przewodniczący Parlamentu Europejskiego.
W imieniu piłkarzy i trenerów Ruchu żegnał Cieślika Antoni Piechniczek.
"Moje pokolenie zapamięta wielki Ruch Chorzów i Cieślika jako tych, którzy przecierali szlaki i otwierali okna na świat młodym chłopcom marzącym o sportowej karierze. Na paru kilometrach kwadratowych urodziło się, wychowało i wyszkoliło wielu piłkarzy, którzy później grali w reprezentacji, uczestniczyli w mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich" – podkreślił były selekcjoner polskiej kadry.
Cieślik, jako jedyny, został włączony Klubu Wybitnego Reprezentanta, choć nie osiągnął granicy 60 występów.
Podczas pierwszego po jego śmierci meczu Ruchu (z Zawiszą Bydgoszcz u siebie) 5 500 kibiców najpierw przez kwadrans zachowało zupełną ciszę, a potem przez kilka minut skandowało imię i nazwisko zmarłego.
Świetny zawodnik został upamiętniony w różny sposób. W centrum Chorzowa stanęła rzeźba przedstawiająca Cieślika w biegu z piłką, jest też ławeczka, na której można obok usiąść. Pomnik legendy Ruchu stoi również przed Stadionem Śląskim, na którym od końca października swoje mecze rozgrywają piłkarze "Niebieskich".
Autor: Piotr Girczys (PAP)
gir/ krys/