Była dokładnie 22. minuta pierwszego w historii meczu reprezentacji Polski. Wacław Kuchar właśnie otrzymał świetnie podanie i z bliska strzelił. Trafił bramkarza w głowę. Sędzia nie przerwał gry, a Kuchar znalazł się sam na sam z bramką. Zachował się fair play, zamiast dobić piłkę podbiegł do nieprzytomnego bramkarza, by mu pomóc. Nie został tym samym pierwszym strzelcem w historii polskiej reprezentacji. Ale w historii polskiego sportu i tak zapełnił wiele rozdziałów. 13 lutego 1981 r. zmarł jeden z najwybitniejszych i najwszechstronniejszych polskich sportowców.
Mecz z Węgrami rozegrany został w Budapeszcie w grudniu 1921 r. Polscy debiutanci jechali do Budapesztu jak na ścięcie. Dla nich był to debiut na międzynarodowej arenie, Węgrzy zaliczani byli do europejskiej czołówki. Pojedynek skończył się porażką, ale honorową, zaledwie 0:1. Polska drużyna w przeważającej większości składała się z zawodników Cracovii. Z Lwowa powołany został tylko jeden piłkarz – właśnie Kuchar.
24-letni wówczas sportowiec miał uznaną w kraju renomę. W zespole seniorów Pogoni Lwów zadebiutował już 10 lat wcześniej! Znany był też ze swej wszechstronności – w 1920 r. został powołany do reprezentacji olimpijskiej ... w lekkoatletyce.
Sportowa rodzina, czyli uwaga na portki
Niewykluczone, że gdyby historia rodziny potoczyła się inaczej – Kuchar wystąpiłby w pamiętnym meczu w przeciwnej drużynie! Formalnie miał do tego prawo. Jego dziadek Carolus Kuchar był Węgrem. Ojciec Ludwik studiował w Krakowie i tam poznał polską szlachciankę Ludwikę Drzewiecką.
Wacław był czwartym synem Ludwika i Ludwiki. W sumie para dochowała się ośmiorga dzieci. Urodził się 16 września 1897 r. w Łańcucie, ale gdy miał nieco ponad rok rodzina przeprowadziła się do Lwowa.
Ludwik, z wykształcenia inżynier chemii, okazał się sprawnym biznesmenem. Otworzył pierwsze we Lwowie kino, a gdy okazało się sukcesem założył kolejne dwa takie obiekty w tym mieście i dołożył do tego salę w Krakowie – słynne kino Wanda. Rodzice Wacława lubili sport. W 1907 r. stali się – mówiąc dzisiejszymi słowami – sponsorami lwowskiej Pogoni. Ponoć Ludwik dofinansowywał klub w tajemnicy przez żoną. W tym samym czasie Ludwika w tajemnicy przez mężem... robiła to samo. Tadeusz zaś, starszy brat Wacława, który był członkiem zarządu klubu, tajemnicy każdego z rodziców umiał dochować.
Nim jednak powstała Pogoń pan Ludwik zapisał swoich starszych synów do Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Mały Wacław nie chciał być gorszy. Początkowo tylko podglądał zajęcia. „Wprowadzony chyłkiem, usiadłem w kąciku i z zapartym tchem przypatrywałem się ćwiczącym na drążkach. Po powrocie do domu natychmiast postanowiłem spróbować swoich sił. W tym celu wyszukałem w ogrodzie drzewo, które miało gałąź, przypominającą drążek gimnastyczny. Tak jak stałem, przystąpiłem do ćwiczeń. I wtedy niespodziewanie nadszedł ojciec. Nie gniewał się. Był przecież także członkiem «Sokoła», znakomicie pływał, uprawiał szermierkę, gimnastykował się. Zapytał więc tylko, co robię. Odpowiedziałem, że się gimnastykuję. Pokiwał ze zrozumieniem głową i powiedział: uważaj na portki”.
Wacław na sport był więc skazany. „Od pierwszej chwili otoczony byłem atmosferą sportową. Mając tak doskonałe wzory jak braci moich Tadeusza, Lola i Władka szybko zapaliłem się do sportu” – mówił wiele lat później, gdy został pierwszym w historii zwycięzcą plebiscytu „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca roku.
Piłka nożna – wielka miłość
Gimnastyczne treningi rozpoczął już w wieku 9 lat. Zimą zaś głównie jeździł na łyżwach. Ale największa sportowa miłość: piłka nożna pojawiła się jeszcze wcześniej. „Stosunki z nią nawiązałem już w ósmym roku życia i mimo kuszących propozycyj i obiecujących widoków z innych stron, pozostałem jej wierny aż po dzień dzisiejszy” – mówił po latach.
Najpierw całymi godzinami Wacław odbijał piłkę od muru, ćwicząc przy okazji technikę. W wieku 11 lat założył drużynę szkolną o nazwie Olimpia i aby mieć co robić po szkole podwórkowy klub „Gloria”.
Miał ledwie 14 lub 15 lat, gdy niespodziewanie zadebiutował w pierwszej drużynie Pogoni Lwów. Wacław na boisku wszedł w meczu z Pogonią Stryj, w związku z chorobą jednego z graczy. Debiut miał szalony – strzelił aż 3 gole, a jego zespół wygrał 7:1. Kolejnym kamieniem milowym jego kariery był pojedynek z Cracovią rozegrany 1 maja 1913 r. z okazji oddania nowego stadionu we Lwowie. Wacław znów nie zawiódł zdobył dwie bramki, a Pogoń wygrała 3:1. Spotkanie było niezwykłym wydarzeniem dla całej rodziny. „Pan Ludwik był tak wzruszony, że zaniemówił. Pani Ludwika miała wilgotne oczy – czterech synów gra razem…” – pisał Jacek Bryl w biografii Kuchara.
Wacław stał się szybko niekwestionowaną piłkarską gwiazdą. A na mecze Pogoni, którą doprowadził do czterech tytułów mistrza Polski, ciężko było się wcisnąć. Jednym ze sposobów dla najmłodszych fanów futbolu, była pomoc w dźwiganiu bagażu piłkarzom wchodzącym na stadion.
„Pewnego razu ujrzałem jeszcze w znacznym oddaleniu znajomą postać. Nie namyślając się ani chwili, wyskoczyłem jak z procy, by pierwszy znaleźć się przy piłkarzu i wyciągnąć rękę po lśniący neseserek. – Można? – wykrztusiłem zdyszany, zerkając w górę i w tym momencie całkiem mnie zatkało. To był sam Wacek Kuchar, idol i przedmiot naszych westchnień, zawodnik idealny i wszechstronny sportowiec. Spostrzegł od razu zmieszanie na mojej twarzy i chcąc mi dodać otuchy, uśmiechnął się, wręczając pożądaną walizeczkę. I potem już zgodnie wkroczyliśmy na boisko. Poruszałem się jak paw, udając że nie zauważam zawodu i zazdrości malujących się na obliczach asystujących nam kolegów”. Dumnym jak paw dzieckiem, był młodziutki Kazimierz Górski, wówczas dopiero początkujący adept futbolu.
W sumie Kuchar zagrał ponoć w 1126 meczach, zdobywając w nich aż 1065 bramek! Był dwukrotnym królem strzelców ekstraklasy. W reprezentacji Polski wystąpił w 25 spotkaniach, w tym 22 oficjalnych strzelając 5 goli. Swoją grę podsumowywał krótko: „Okropnie lubiłem trafiać do bramki. I w ogóle wygrywać”. Gdy w 1969 r. miesięcznik „Piłka Nożna” ogłosił plebiscyt na piłkarza 50-lecia PZPN, Kuchar zajął w nim 3 miejsce.
Multi-sportowiec, by nie uciekła szansa
Już same osiągnięcia piłkarskie zapewniłyby mu miejsce w historii polskiego sportu. Tyle, że futbol Wacławowi nie wystarczał. „Nigdy nie unikałem pracy. Inna sprawa, że zawsze rozsadzał mnie nadmiar energii. Sądzę, że właśnie dlatego uprawiałem tyle dyscyplin jednocześnie. Bałem się, że umknie mi jakaś szansa, że nie zdążę się w czymś sprawdzić”.
Niemal równolegle z piłką nożną trenował lekkoatletykę. Choć, jak sam przyznawał, nie traktował jej do końca poważnie. „Na serio zabrałem się do niej dopiero w roku 1915. Rokowano mi w lekkiej atletyce bardzo dobre nadzieje. Nie chciałem odpuścić piłki, a pogodzić się te dwie rzeczy nie dały”.
Skromne słowa, choć niezbyt prawdziwe. Wystarczy popatrzeć na listę osiągnięć Kuchara. W roku 1920 zdobył tytuły w biegach na 800 m i 110 m przez płotki. W kolejnych dorzucał złoto na 400 m przez płotki, trójskoku, skoku wzwyż, czy 10-boju. Pobił rekordy Polski w sześciu konkurencjach (w tym dwóch sztafetach).
Zimą zaś zakładał łyżwy. Z nie mniejszym powodzeniem. W 1922 r. został pierwszym w historii mistrzem kraju w łyżwiarstwie figurowym. To i tak nic w porównaniu do sukcesów w łyżwiarstwie szybkim – w latach 1922–29 zdobył aż 22 złota mistrzostw Polski. W 1925 r. w czasie mistrzostw Europy zajął 7 miejsce w wieloboju.
Największe międzynarodowe sukcesy odniósł jednak Kuchar w hokeju na lodzie. W 1927 r. polscy hokeiści w mistrzostwach Europy zajęli jeszcze czwarte miejsce, ale dwa lata później z Budapesztu przywieźli tytuły wicemistrzów! W sumie w reprezentacji wystąpił 9 razy.
Niezłe wyniki, choć nie na mistrzowskim poziomie, osiągał też w tenisie, ping pongu i pływaniu.
Tylko do Igrzysk Olimpijskich nie miał szczęścia. W 1920 r. plany wyjazdu pokrzyżowała wojna polsko-bolszewicka, 20 lat później miał jechać na Igrzyska jako sędzie hokeja, ale tym razem na drodze stanęła druga wojna światowa. Dorobek olimpijski Kuchara jest więc skromny: zaledwie jeden mecz podczas igrzysk w Paryżu, przegrany zresztą 0:5.
Wojna przerywana meczami
Pierwszy raz na wojnę Wacław idzie jako osiemnastolatek, tuż po zdaniu matury. Trafia na Węgry, gdzie zostaje podchorążym, a później na front wschodni – walczył na Podkarpaciu i w Rumunii. „Szybko […] zyskuje opinię dobrego żołnierza i szczęśliwego dowódcy: z jego patroli wszyscy wracają cało, choć pod ogień trafiają nie raz” – pisze Bryl. Ale piłka nie dała o sobie zapomnieć – kilkakrotnie dostawał przepustki, by zagrać w meczach Pogoni Lwów.
W czasie, gdy Polska odzyskiwała niepodległość też nie pozostawał bezczynny – brał udział w obronie Lwowa podczas wojny polsko-ukraińskiej. W 1920 r. walczył natomiast z bolszewikami. O wolną Polskę walczył nie tylko z karabinem na ramieniu, ale także z piłką przy nodze. By poprzeć Polaków podczas plebiscytu pojechał z drużyną na Śląsk. Jak pisał Bryl, „razem z zespołem jeździli po Śląsku i ogrywali w piłkę doskonałe niemieckie drużyny. Niemcy doskonale wiedzieli, jak ważny jest sport dla podniesienia morale miejscowej ludności, ale nie spodziewali się, że będą mieli tak mocnego przeciwnika. Kuchar i koledzy mobilizowali polską ludność, jednoczyli ją wokół futbolu”.
Mundur założył znów w 1939 r. Już wcześniej zakończył karierę sportową. Ze sportem jednak nie zerwał. Prowadził sklep sportowy, był też sędzią i trenerem. W czasie sowieckiej okupacji, za zgodą władz radzieckich był trenerem Spartaka Lwów (w którym grał m.in. Kazimierz Górski). Po wojnie Kuchar początkowo trafił do Bytomia, w którym zaangażował się w budowę miejscowego klubu Polonia.
W 1947 r. został trenerem reprezentacji Polski w piłce nożnej. A dokładnie – tak jak wówczas się to nazywało – kapitanem związkowym. Było w tym trochę przypadku, bo na pierwszy powojenny mecz z Norwegią nie poleciał nominalny kapitan Henryk Reyman, który nie dostał paszportu. Z reprezentacją Kuchar pracował przez dwa lata. Trenował też warszawskie drużyny Legię i Polonię, w tej pierwszej pracował też przez wiele lat na różnych stanowiskach. Przez pewien czas zarządzał warszawskim ośrodkiem przygotowań olimpijskich. Żył skromnie. Miał niewielkie mieszkanko ze ślepą kuchnią. Pytany o swoją receptę na sukces odpowiadał: „Ja tak specjalnie to się nie starałem. Po prostu trenowałem uczciwie, bo lubiłem, gdy mi się udawało to, co mi się podobało”. Wacław Kuchar zmarł w wieku 83 lat, został pochowany na Powązkach.
Łukasz Starowieyski
Źródło: MHP