Grecki półwysep Chalkidiki będzie w tym roku celem wrześniowego rajdu charytatywnego „Złombol”. Pasjonaci dużych fiatów, maluchów, żuków, nys, wartburgów i innych aut produkowanych w dawnym bloku wschodnim przejadą z Katowic ponad 1,7 tys. km, zbierając pieniądze dla podopiecznych domów dziecka.
W pierwszym dniu nowego roku pomysłodawcy organizowanego od 2007 r. rajdu ujawnili cel jego tegorocznej, dwunastej edycji. W ubiegłym roku celem samochodów z krajów socjalistycznych - "demoludów" - był Kraj Basków w Hiszpanii. Do udziału w zeszłorocznej wyprawie zgłosiło się rekordowe 530 załóg, czyli ok. 2,5 tys. osób. Ci, którym udało się ukończyć rajd, w ciągu czterech dni pokonali ok. 2,5 tys. km. Zebrano ponad 1 mln zł na potrzeby śląskich i opolskich domów dziecka.
Tegoroczna, „The Chalkidiki Edition” rozpocznie się w Katowicach 1 września. Trasa będzie prowadzić przez Czechy, Słowację Węgry, Serbię i Macedonię do Grecji - na środkowy cypel półwyspu Chalcydyckiego zwany Sithonia.
„Po drodze czekają na nas nie tylko awarie, załamania nerwowe oraz niewygodne warunki; przed nami możliwość zwiedzenia kilku topowych miast w Europie - można wstąpić do Bratysławy, Wiednia, Budapesztu, Belgradu, Pristiny, Skopje i Thessalonik” – wylicza jedna z organizatorek rajdu Martyna Kinderman.
Będzie też możliwość zboczenia z głównej trasy do Rumunii lub Kosowa, Bośni, Czarnogóry i Albanii – ten wariant trasy jest nieco dłuższy, liczy ponad 2 tys. km, które trzeba przejechać w cztery dni – rajd zakończy się na greckim półwyspie 5 września.
„Tereny na półwyspie Bałkańskim są mocno górzyste, drogi są wszelakiej jakości, a infrastruktura jest bardziej +złombolowa+ niż niektórym się marzyło. Ta trasa będzie wyjątkowa, bo pokaże nam przepiękne Bałkany daleko od turystycznych szlaków wzdłuż wybrzeża” – wskazuje Martyna Kinderman.
Uczestnicy tego nietypowego rajdu na wyprawę ruszają samochodami produkcji lub konstrukcji z czasów PRL. Co roku na starcie nie brakuje więc ikon polskiej motoryzacji - fiatów 126 i 125p, a także pojemnych żuków czy nys. Są też skody, NRD-owskie wartburgi, radzieckie łady, a także wołgi, warszawy, honkery czy velorexy.
Aby zostać dopuszczonym do udziału w rajdzie, załoga musi uzbierać minimum półtora tysiąca złotych - pieniądze pochodzą od firm i osób prywatnych, których naklejki widnieją na samochodach. Całość uzbieranych środków trafia do dzieci - koszty wyjazdu i przygotowania auta uczestnicy pokrywają sami.
Miłośnicy starych samochodów nie podróżują w kolumnie, choć często łączą się w grupki. Mają przez to pewną swobodę w układaniu trasy. Wieczorami spotykają się na proponowanych przez organizatorów campingach czy miejscach noclegowych.
Każda z wypraw to spore wyzwanie dla samochodów i załóg. W poprzednich latach uczestnicy pokonywali strome alpejskie podjazdy, skandynawskie pustkowia czy dziurawe drogi w Bułgarii. Nie wszystkie pamiętające poprzednią epokę samochody wytrzymują trudy podróży - prawie każdego roku na skutek awarii część załóg musi zrezygnować z podróży. Zdarzyło się, że uczestnicy odpadali tuż za linią startu lub na start nie dojechali.
Głównym założeniem i celem rajdu jest - obok przeżycia niezapomnianej przygody - zbiórka pieniędzy na potrzeby podopiecznych śląskich i opolskich domów dziecka. Za zebrane pieniądze organizatorzy m.in. kupują dzieciom prezenty rzeczowe (jak rowery, komputery i inny sprzęt), opłacają wypoczynek i dodatkowe zajęcia edukacyjne.
„Najważniejszą zasadą pozostaje: 100 proc. uzbieranych środków przeznaczamy na zakup rzeczy, wycieczki i kolonie oraz podwyższenie poziomu edukacji i przygotowania do dorosłości. Nazwaliśmy ten projekt wyrównaniem szans” – wyjaśniła Kinderman.
Rajd wymyślili miłośnicy "komunistycznych" aut: Marcin Tetzlaff, Martyna Kinderman i Jan Badura, którzy zdecydowali się pojechać starymi autami do Monako. Pomyśleli, że przy okazji można pomóc dzieciom. W pierwszej edycji, w 2007 roku, uczestniczyły tylko dwa samochody. W kolejnych latach liczba zaczęła wzrastać. Po dwóch wyjazdach do Monako, uczestnicy rajdu odwiedzili już m.in. daleką północ Europy, słynne szkockie jezioro Loch Ness, Azję i północną Afrykę, a w minionym roku Kraj Basków. (PAP)
autorzy: Marek Błoński, Agnieszka Kliks-Pudlik
mab/ akp/ par/