Byliśmy groźni i jako zespół, i z... wyglądu - w ten sposób sukces na igrzyskach w Barcelonie wspominał król strzelców olimpijskiego turnieju piłkarskiego Andrzej Juskowiak. W poniedziałek w Warszawie odbyła się uroczystość z okazji 20-lecia wicemistrzostwa.
"Będąc w Barcelonie nie czuliśmy jeszcze, że zrobiliśmy coś wielkiego, bowiem wtedy myślami byliśmy przy każdym następnym meczu. Wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani, że jesteśmy mocni i możemy nawet wygrać tę imprezę. Groźni byliśmy i na boisku, i z... wyglądu. Niektórzy z nas mieli wąsiki, inni długie włosy. Niestety, po przegranym finale z Hiszpanią 2:3 byliśmy podłamani, bo można było więcej osiągnąć" - powiedział Juskowiak.
Oprócz niego, w poniedziałek w siedzibie Polskiej Rady Biznesu w stołecznym Pałacu Sobańskich stawili się inni członkowie "srebrnej" drużyny, na czele ze szkoleniowcem Januszem Wójcikiem. Z zawodników przybyli: Marek Bajor, Jerzy Brzęczek, Dariusz Gęsior, Marcin Jałocha, Andrzej Kobylański, Dariusz Koseła, Wojciech Kowalczyk, Marek Koźmiński, Tomasz Łapiński, Grzegorz Mielcarski, Arkadiusz Onyszko, Dariusz Szubert i Tomasz Wieszczycki. W trakcie spotkania miał dołączyć Piotr Świerczewski, zabrakło zaś Dariusza Adamczuka, Aleksandra Kłaka, Ryszarda Stańka, Mirosława Waligóry i Tomasza Wałdocha.
Andrzej Juskowiak: ""Będąc w Barcelonie nie czuliśmy jeszcze, że zrobiliśmy coś wielkiego, bowiem wtedy myślami byliśmy przy każdym następnym meczu. Wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani, że jesteśmy mocni i możemy nawet wygrać tę imprezę. Groźni byliśmy i na boisku, i z... wyglądu. Niektórzy z nas mieli wąsiki, inni długie włosy".
"Mówiłem, że po wyjściu z takiej grupy eliminacyjnej zdobędziemy medal na olimpiadzie, choć nikt nie wiedział w jakim kolorze. Chłopaki jakoś mi wtedy jeszcze nie wierzyli... Turniej wspominam oczywiście bardzo dobrze, to był ostatni medal dla Polski w grach zespołowych. Jeśli w piłce nie będzie gwałtownych zmian, a na razie są tylko pozorne, to zespół biało-czerwonych długo nie zakwalifikuje się na igrzyska. Nasz sukces nie został należycie doceniony, usłyszeliśmy, że nie czas, aby drużyna olimpijska przeszła do pierwszej reprezentacji" - przyznał trener Wójcik.
Zawodnicy żałowali i przegranego finału z Hiszpanią, i faktu, że przez 20 lat ani razu nie spotkali się w swoim gronie. "Przy okazji tegorocznych mistrzostw Europy chcieliśmy zorganizować mecz wspomnieniowy z Hiszpanami, lecz z różnych względów nie doszło do niego. Ale może dzisiejsze spotkanie przyczyni się do tego, że coś wymyślimy i taką potyczkę powtórzymy" - stwierdził kapitan zespołu Jerzy Brzęczek.
Zbigniew Niemczycki, który stał na czele fundacji pomagającej olimpijskiej reprezentacji Polski przed IO'92, chwalił piłkarzy za... sportowe sylwetki. "Nie widzę żadnych brzuchów, żadnej otyłości" - mówił biznesmen, ale szybko ripostował Mielcarski: "Od tygodni wszyscy się odchudzaliśmy, za tydzień nasze wagi znów wrócę do normy...".
"Ja z kolei śmieję się, gdy wpisuję na YouTube +Barcelona 1992+ i widzę siebie z bardzo bujną fryzurą. Miałem lokowane włosy, z których nic nie pozostało. Jeśli chodzi o turniej, jako najmłodszy nie zagrałem ani razu, a szczególnie pozostał mi w pamięci widok kolegów po finale, wszyscy leżeli na boisku zrezygnowani, niektórzy płakali" - mówił 18-letni wówczas Arkadiusz Onyszko, dziś trener bramkarzy Motoru Lublin; pierwszym szkoleniowcem jest Świerczewski.
Kilku z olimpijczyków pozostało w futbolu, najczęściej w roli trenerów, m.in. Brzęczek, Bajor, Jałocha czy mieszkający poza Polską Wałdoch, Szubert i Waligóra. "Z Termaliką Nieciecza awansowałem z piątej do pierwszej ligi, później prowadziłem drugoligową Resovię, a teraz czekam na propozycje - powiedział Jałocha. - Z turnieju olimpijskiego miło wspominam np. konfrontację z Katarem, w której strzeliłem gola. W +dorosłej+ kadrze narodowej miałem na koncie... pół gola, bo po moim dośrodkowaniu zawodnik z Węgier posłał piłkę do siatki. Jedni mi zapisali to trafienie, inni jemu".
Z kolei Koźmiński został wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. On jako pierwszy trafił do krajowego futbolu, jako pierwszy też podpisał kontrakt z zagranicznym klubem.
"W fazie grupowej igrzysk pokonaliśmy Włochów 3:0, a kilka dni później, jeszcze przed rundą pucharową hiszpańskich zawodów, związałem się umową z Udinese Calcio. We Włoszech mieszkałem 11 lat, mogłem zostać i pracować jako dyrektor sportowy Brescii, ale ciągnęło mnie do ojczyzny" - stwierdził Koźmiński.
Grupę wicemistrzów z Barcelony, którzy mieszkają poza Polską, reprezentował Szubert. "Od dziewięciu lat mieszkam z rodziną w Barsinghausen. W dolnosaksońskim związku piłkarskim prowadzę projekt dotyczący szkolenia polskich trenerów dla grup 4-12 latków według niemieckiego programu nauczania" - stwierdził dawny zawodnik m.in. Pogoni Szczecin.
W częstych rozjazdach, między Bremą, Cottbus i Ostrowcem Świętokrzyskim jest z kolei Kobylański, kiedyś grający m.in. w FC Koeln, Hannoverze 96 i Energie Cottbus. Jego syn Martin jest w szerokiej kadrze Werderu.
"Jako 17-latek Martin debiutował w drugiej lidze niemieckiej, trenuje z pierwszym zespołem Werderu i zapewne w ostatniej grudniowej kolejce Bundesligi nie zagra, ale na wiosnę powinien wystąpić w oficjalnym spotkaniu" - mówił Kobylański, który jest współwłaścicielem firmy ochroniarskiej. (PAP)
giel/ cegl/