Pod koniec 2014 roku w Moskwie na elewacjach domów pojawiły się pierwsze symboliczne znaki pamięci o dawnych mieszkańcach, którzy zginęli w represjach stalinowskich. Metalowe tabliczki ustanawiano w ramach projektu Ostatni Adres. Dziś jest ich ponad osiemset.
Autorami pomysłu byli: dziennikarz Siergiej Parchomienko i nieżyjący już szef Stowarzyszenia Memoriał Arsenij Roginski. Idea projektu zakładała, by w przestrzeni miejskiej, na murach domów mieszkalnych, znalazła się informacja o ludziach, którzy w nich kiedyś żyli, a którzy stali się ofiarami masowych represji politycznych. Inspiracją był zainicjowany ponad 20 lat temu w Niemczech projekt "Stolpersteine" upamiętniający ofiary Holokaustu.
Znak pamięci przybrał formę metalowej tabliczki, niewiele większej od kartki pocztowej. Tabliczka zawsze zaczyna się wersem: "tutaj mieszkał"; następnie pada nazwisko dawnego lokatora, jego zawód i kilka dat: urodzenia, aresztowania, śmierci i rehabilitacji.
Dziś tabliczek jest ponad osiemset, nie tylko w niemal 50 miastach i wsiach w Rosji, ale też na Ukrainie, w Mołdawii i Gruzji. Niedawno odsłonięto pierwszą tabliczkę na rosyjskim Kaukazie Północnym - w Machaczkale, głównym mieście republiki Dagestanu. 18 listopada zainstalowano tam tabliczki z nazwiskami dwóch mieszkańców, z których jeden został rozstrzelany w 1941 roku, a drugi zmarł w 1943 roku w łagrze. Obaj zostali rehabilitowani pod koniec lat 50. XX wieku.
Na tabliczkach Ostatniego Adresu wiele jest polskich nazwisk. Jak przypominają autorzy projektu, obywatele ZSRR narodowości polskiej byli jedną z pierwszych grup represjonowanych w czasie "wielkiego terroru" w ZSRR lat 30. XX wieku. Stali się ofiarami tzw. operacji polskiej NKWD. O Stanisławie Łukaszewiczu, aresztowanym w 1938 roku i rozstrzelanym po pięciu tygodniach, przypomina tabliczka na domu w Moskwie przy ul. Małej Bronnej 32. W Petersburgu przy ul. Fontanka 129 pojawiła się w marcu 2015 roku - jako jedna z pierwszych - tabliczka przypominająca o Adolfie Sławińskim, rozstrzelanym w 1937 roku za "szpiegostwo".
Projekt Ostatni Adres ma również swoją stronę internetową. Znajduje się na niej informacja o każdym domu, na którym umieszczono tabliczkę, i o każdej osobie, dla której ów dom był ostatnim adresem przed aresztowaniem i śmiercią. Dane o ofiarach represji pochodzą z bazy danych Stowarzyszenia Memoriał, badającego od 30 lat "białe plamy" historii ZSRR.
Dziś projektem zajmuje się inicjatywa społeczna o nazwie Ostatni Adres. Stowarzyszenie Memoriał podkreśla, że projekt jest oddolną inicjatywą, na którą państwo pozwala, ale jej nie pomaga. Ustanowienie tabliczek wymaga uzgodnienia z właścicielami budynków.
Nie zawsze się to udaje. Jak zauważa Memoriał, gdziekolwiek przychodzą inicjatorzy ustanowienia tabliczki, tam pojawia się w mikroskali konflikt, który istnieje w Rosji na poziomie ogólnokrajowym. Jest to "zderzenie wizji świata, gdzie w centrum jest człowiek, z poglądem, który przyjął się w Rosji - iż +państwo nie może nie mieć racji+". Dziennik "Wiedomosti" napisał we wtorek o Ostatnim Adresie, że odzwierciedla on żywioną przez konkretnych ludzi chęć przypomnienia o tragicznym losie swych krewnych. Jednak "przypominanie o prywatnych tragediach stanowi przeszkodę dla oficjalnej polityki historycznej", która o represjach wspomina jedynie mimochodem - podkreśla gazeta.
Z okazji piątej rocznicy zainicjowania Ostatniego Adresu w moskiewskim Muzeum Architektury otwarta zostanie we wtorek wieczorem okolicznościowa wystawa. Tworzy ją instalacja wideo wykorzystująca materiały archiwalne projektu, np. dokumenty ze wspólnot mieszkaniowych domów, gdzie zawisły tabliczki, i listy z podziękowaniami od potomków represjonowanych. Dziennik "Kommiersant", który zapowiedział wystawę jeszcze przed otwarciem, ocenił, że pokazuje ona, "jak gorące są w rosyjskim społeczeństwie wojny pamięci, wywołane traumą represji stalinowskich".
Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)
awl/ ndz/ mc/