115 lat temu, 31 grudnia 1908 r., w Buczaczu na Kresach urodził się Szymon Wiesenthal, więzień niemieckich obozów koncentracyjnych, założyciel organizacji ścigającej zbrodniarzy niemieckich i ich kolaborantów. W ciągu ponad 50 lat działalności postawił przed wymiarem sprawiedliwości ponad 1000 przestępców.
W lipcu 1943 r. na czele niemieckiego obozu koncentracyjnego przy ulicy Janowskiej we Lwowie stanął Hauptsturmführer Franz Warzog. Nowy komendant szybko dał się poznać więźniom jako wyjątkowo okrutny sadysta. Wielu więźniów uważało, że jedyną formą ucieczki przed Warzogiem jest śmierć. Jeden z nich pragnął popełnić samobójstwo. Poprosił Warzoga, aby go zabił. Oburzony funkcjonariusz odmówił: „To ja tutaj decyduję!”. Więźniem tym był Szymon Wiesenthal, przyszły tropiciel niemieckich zbrodniarzy.
Obóz w którym był więziony był nie tylko miejscem zagłady galicyjskich Żydów, ale również dawnej kultury tego regionu. Wiesenthal urodził się w Buczaczu (w rzeczywistości tuż po północy 1 stycznia 1909 r., ale rodzice poprosili o wpisanie w akt urodzenia daty o kilka minut wcześniejszej), mieście kilku kultur: polskiej, ukraińskiej, żydowskiej, ormiańskiej i tatarskiej. Dorastał w atmosferze tego miasta i identyfikował się jako Żyd wierny dynastii habsburskiej. Posługiwał się językiem niemieckim, ale za sprawą swoich dziadków poznał jidysz, a od swoich kolegów szkolnych także polski.
O przetrwanie monarchii habsburskiej walczył w czasie I wojny światowej jego ojciec, który zginął na froncie w październiku 1915 r. W obawie przed pogromami, których mogli dokonać Rosjanie po wkroczeniu do Galicji, Wiesenthal wraz z matką i rodzeństwem na krótko przenieśli się do Lwowa. Jego matka szybko jednak powróciła do Buczacza i tu zawarła nowe małżeństwo. Rozpad monarchii habsburskiej był dla Wiesenthala i jego bliskich wydarzeniem szokującym. Biografowie Wiesenthala spierają się co do jego losów w latach trzydziestych. Według niektórych badaczy w połowie dekady pracował jako architekt w Odessie na sowieckiej Ukrainie i tam poznał swoją późniejszą żonę.
We wrześniu 1939 r. pozostał we Lwowie. Miasto znalazło się pod sowiecką okupacją. W przeciwieństwie do wielu innych inteligentów i przedsiębiorców nie został zesłany na wschód. Ten los spotkał między innymi jego ojczyma, który jako „kapitalista” trafił do jednego z sowieckich gułagów. Wiesenthal miał także wiele szczęścia w pierwszych dniach niemieckiej okupacji, gdy uniknął śmierci w pogromie urządzonym przez ukraińskich nacjonalistów i Niemców. W kolejnych miesiącach Wiesenthal pracował w warsztatach kolejowych, początkowo jako pracownik przymusowy, a następnie więzień obozu przy Janowskiej.
W czerwcu 1944 r. resztki załogi strzegącej obozu na Janowskiej zebrały kilkudziesięciu pozostających przy życiu więźniów i aby nie trafić na zbliżający się do nich front, ruszyli na zachód jako ich eskorta. W ciągu zaledwie 10 następnych miesięcy Wiesenthal przeszedł przez kolejne obozy koncentracyjne – Płaszów, Gross-Rosen, Buchenwald i Mauthausen. 5 maja 1945 r., ten uważany za najstraszniejszy ze wszystkich obozów koncentracyjnych, został wyzwolony przez wojska amerykańskie. Wiesenthal był na skraju śmierci. „Wyglądał jak szkielet, podtrzymywany przez mężczyzn. Wisiał na nim pasiak. Był to człowiek, którego tylko oczy były w stanie mówić” – opisywał Richard Seibel, amerykański komendant wyzwolonego obozu w Mauthausen. Wiesenthal ważył niewiele ponad 40 kilogramów. W zagładzie stracił niemal całą rodzinę, w sumie około 90 osób.
Po latach Wiesenthal twierdził, że już w momencie wyzwolenia obozu podjął decyzję o poświęceniu reszty życia na ściganie zbrodniarzy odpowiedzialnych za śmierć niemal wszystkich swoich bliskich, poza żoną, która wojnę przeżyła dzięki pomocy Polskiego Państwa Podziemnego.
Po latach Wiesenthal twierdził, że już w momencie wyzwolenia obozu podjął decyzję o poświęceniu reszty życia na ściganie zbrodniarzy odpowiedzialnych za śmierć niemal wszystkich swoich bliskich, poza żoną, która wojnę przeżyła dzięki pomocy Polskiego Państwa Podziemnego. Wiesenthal już kilka dni po wyzwoleniu zwrócił się do Seibla z propozycją współpracy i został zaangażowany do wspierania działań wywiadu odpowiedzialnego za ściganie niemieckich zbrodniarzy. Dzięki doskonałej pamięci niemal natychmiast był w stanie przedstawić listę niemal 100 strażników i innych funkcjonariuszy machiny śmierci w obozach, których był więźniem.
W 1946 r. wraz z żoną Wiesenthal przeniósł się do Górnej Austrii, gdzie na polecenie niemieckich władz okupacyjnych sporządzał raporty na temat urzędników zaangażowanych w działalność reżimu nazistowskiego. W Linzu w 1947 r. założył organizację zajmującą się gromadzeniem dokumentacji dotyczących zbrodni dokonywanych przez Niemców i ich kolaborantów w okupowanej Europie – Jewish Historical Documentation Centre. Tak rozpoczęła się jego trwająca ponad pół wieku akcja tropienia niemieckich zbrodniarzy. Częścią misji założonej przez niego organizacji było także dopingowanie władz okupacyjnych oraz odradzających się Niemiec i Austrii do podjęcia skutecznego ścigania zbrodniarzy. W latach pięćdziesiątych z każdym rokiem systematycznie spadała liczba wyroków wydanych przez zachodnioniemieckie sądy za zbrodnie z lat 1933-1945. W 1951 r. zapadło 259 wyroków. Siedem lat później - 23. Dopiero w 1958 r. w Ludwigsburgu powołano Centralę Krajowych Zarządów Wymiaru Sprawiedliwości do Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych. Podobna wyspecjalizowana instytucja nigdy nie powstała w Austrii. Organizacja Wiesenthala zastępowała więc wymiar sprawiedliwości tego kraju.
Jednym z największych sukcesów Wiesenthala było postawienie przed wymiarem sprawiedliwości jednego z architektów „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” Adolfa Eichmanna. Już od 1953 r. Wiesenthal miał dowody, że zbrodniarz ukrywa się w jednym z krajów Ameryki Południowej. „Mojego polowania na Eichmanna nie ukrywałem. Żydzi czy nie-Żydzi wiedzieli, że go poszukuję” – wspominał po latach. Ujęcie i osądzenie Eichmanna przez izraelski wywiad jest uznawane przez historyków za przełom w procesie rozliczania narodowego socjalizmu i rozliczania zbrodni popełnionych przez Niemców w czasie II wojny światowej. Po jego procesie kraje Ameryki Południowej coraz częściej współpracowały z Wiesenthalem, który przekonywał je do zgody na ekstradycję zbrodniarzy.
W latach siedemdziesiątych Wiesenthal i jego organizacja zyskały międzynarodową sławę. Podróże, wywiad w mediach i wykłady uniwersyteckie wykorzystywał jako okazję do propagowania żądania rozliczenia zbrodniarzy. To wówczas zyskał przydomek „łowcy nazistów”.
Dla Wiesenthala proces Eichmanna był także okazją do przypomnienia, że wielu Austriaków było gorliwymi wykonawcami i architektami zbrodni dokonanych przez reżim III Rzeszy. Według jego obliczeń stanowili aż 70 procent otoczenia Eichmanna. W latach siedemdziesiątych działania Wiesenthala wywołały oburzenie części austriackich polityków, którzy uważali tropienie byłych nazistów w partiach sprawujących władzę w Austrii za bezprawną ingerencje w sprawy wewnętrzne państwa. Polityk socjaldemokracji Bruno Kreisky nazwał Wiesenthala „żydowskim faszystą”. Po wieloletnim procesie został skazany za te słowa i zapłacił Wiesenthalowi odszkodowanie o wartości 25 tysięcy dolarów. Wśród polityków piętnowanych przez Wiesenthala był prezydent republiki Kurt Waldheim, który w czasie II wojny światowej służył w SA. Odpierając zarzuty austriackich polityków Wiesenthal podkreślał, że Austria nie zmagałaby się z takimi problemami, gdyby przeprowadziła głęboką denazyfikację.
Wśród najważniejszych poszukiwanych był Franz Stangl, komendant obozu koncentracyjnego w Treblince. W 1964 r. Wiesenthal przekupił mieszkającego w Brazylii funkcjonariusza gestapo, który za 7000 dolarów zdradził miejsce pobytu Stangla. Po aresztowaniu w 1969 r. o jego deportację zwróciły się Izrael i Polska. Z powodów proceduralnych Stangl trafił do Niemiec. 22 grudnia 1970 r. sąd w Düsseldorfie skazał go na karę dożywotniego więzienia. Zaledwie pół roku później Stangl zmarł w więzieniu na zawał serca.
Wiesenthalowi nie udało się postawić przed wymiarem sprawiedliwości między innymi dr. Josefa Mengele. Jeszcze kilka lat po jego śmierci upewniał się, że niemiecki zbrodniarz rzeczywiście nie żyje i jego utonięcie nie było mistyfikacją.
W latach siedemdziesiątych Wiesenthal i jego organizacja zyskały międzynarodową sławę. Podróże, wywiad w mediach i wykłady uniwersyteckie wykorzystywał jako okazję do propagowania żądania rozliczenia zbrodniarzy. To wówczas zyskał przydomek „łowcy nazistów”. Późne lata życia poświęcił do uzasadnienia konieczności rozliczania wszelkich systemów totalitarnych i zbrodni. Podkreślał, że sprawiedliwość należy odróżniać od zemsty. „Czym właściwie jest zemsta? Mamy z nią do czynienia wtedy, gdy dochodzi się sprawiedliwości na własną rękę. Szukać zemsty – oznacza prześladować niewinnych, choćby z tego powodu, że są Niemcami lub Austriakami. Zemścić się – znaczyłoby zrobić z nazistami to, co oni zrobili z nami. Tego uczynić nie możemy. Nie stawiamy się na jednym poziomie, pragniemy respektować odwieczne prawa rodzaju ludzkiego” – mówił Wiesenthal.
Ostatnim zbrodniarzem postawionym przed wymiarem sprawiedliwości przez Wiesenthala i jego współpracowników był Untersturmführer Julius Viel, skazany w 2001 r. na 12 lat więzienia za zamordowanie sześciu żydowskich więźniów obozu w Theresienstadt. Rok później Wiesenthal wycofał się z działalności publicznej. Zmarł 20 września 2005 r. w Wiedniu. Jego misję w sferach badań naukowych oraz pamięci historycznej kontynuują Wiedeński Instytut Wiesenthala Badań nad Holokaustem oraz Centrum Szymona Wiesenthala w Los Angeles.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ aszw/